Księga niezgody

Dodano:   /  Zmieniono: 
>- Podatek liniowy, rezygnacja z ulg i koncesji sprawi, że zarówno urzędnicy państwowi, jak i menedżerowie oraz specjaliści z firm prywatnych, czyli dziesiątki tysięcy ludzi, zajmą się tym, do czego zostali powołani, a nie wyszukiwaniem luk podatkowych. Na dodatek zmiana spowoduje większą czytelność reguł rynkowych.
To z kolei zachęci do inwestowania w Polsce i podmioty krajowe, i zagraniczne - uważa Henryka Bochniarz, która bierze udział w pracach Zespołu ds. Odbiurokratyzowania Gospodarki. Ale na opinię przewodniczącej Polskiej Rady Biznesu i środowisk przedsiębiorców, którzy chwalą rozwiązania zawarte w ogłoszonej niedawno przez Ministerstwo Finansów "Białej księdze polskiego systemu podatkowego", większość polskich polityków pozostaje głucha.

"Ta propozycja ma małe szanse wejścia w życie. Wysłuchałem argumentów premiera Balcerowicza, ale nie zostałem przekonany" - orzekł premier Jerzy Buzek. "Nie wiem, czy to propozycja autorska, czy aktorska" - ironizował Leszek Miller, przewodniczący SdRP. - Największą wadą proponowanych zmian w podatkach jest brak wcześniejszych uzgodnień koalicyjnych - przekonuje Franciszka Cegielska, posłanka AWS. Komisja Krajowa NSZZ "Solidarność" idzie w krytyce jeszcze dalej: proponowany system nazywa "szkodliwym społecznie i nieuzasadnionym ekonomicznie". Marek Borowski z SLD zapewnia, że jego partia jest przeciw podatkowi liniowemu "tak jak każda socjaldemokracja", Marek Pol, przewodniczący UP, krytykuje go jako "fałszywą viagrę", a Jarosław Kalinowski, lider PSL, wypowiada się w stylu: nie, bo nie.
"Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy, by państwo było silniejsze i miało stabilne podstawy rozwoju. Tego w istocie dotyczy dyskusja wokół podatków. Zależy mi, aby Polska była prawdziwym tygrysem gospodarczym. Możemy być najszybciej rozwijającym się krajem Europy i jednym z kilku najszybciej rozwijających się krajów świata" - replikował Leszek Balcerowicz. Okazuje się jednak, że w przededniu kampanii poprzedzającej wybory do samorządów program radykalnej przebudowy polskiego systemu podatkowego złożony został na ołtarzu polityki. Analiza wpływów podatkowych z ostatnich lat wykazała, że obecny system nie działa zgodnie z oczekiwaniami, a na dodatek rodzi patologie. Utrzymywany do dziś podatek progresywny uzupełniono systemem ulg całkowicie wypaczających sens progresji. W efekcie okazało się, że relatywnie najwyższe podatki płacą najubożsi, a ich akurat nie stać na inwestycje, za które przysługują ulgi. Na dodatek przyjęto, że firmy muszą płacić znacznie wyższe podatki niż drobni przedsiębiorcy, traktowani jako "osoby fizyczne osiągające dochód".
- Powstał system, w którym rozmaite triki podatkowe były bardziej opłacalne niż prowadzenie zdrowego biznesu - mówi Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha. Tymczasem - zdaniem prof. Jana Winieckiego - podatek liniowy skłoniłby zamożnych obywateli do rentownych inwestycji, gdyż konsumpcja byłaby obciążona podatkami pośrednimi.
Projekt Balcerowicza przewiduje podniesienie kwoty wolnej od opodatkowania do 360 zł miesięcznie po to, by chronić interesy najuboższych. Na nowych podatkach najbardziej zyskałyby duże i średnie podmioty gospodarcze oraz najubożsi Polacy. Co znamienne, nowy system - znoszący ulgi - oznaczałby zwiększenie ciężarów opodatkowania dla osób średnio zarabiających, czyli tradycyjnego elektoratu Unii Wolności. Przeczy to oskarżeniom, że Leszek Balcerowicz używa podatków jako instrumentu gry wyborczej.
Ewidentne zalety nowego systemu okazały się jednak niewystarczające dla większości partii. PSL jest przeciw, gdyż nowy podatek oznacza koniec wakacji podatkowych dla rolników, którzy dotychczas w ogóle nie płacili podatku dochodowego od osób fizycznych. SLD chce utrzymania dotychczasowego systemu ulg i koncesji. "Powinno być tak, że inwestycje są nisko opodatkowane, a konsumpcja wysoko" - tłumaczy Marek Borowski. SLD kwestionuje także program dochodzenia do nowego systemu. Zdaniem liderów lewicy, propozycje Leszka Balcerowicza sprowadzają się do wzrostu obciążeń podatkowych od zaraz w zamian za obietnicę obniżenia ich w przyszłości.
- Obawiam się, że nowy system nie zacznie obowiązywać w 1999 r. Ministerstwo Finansów nie zdoła przekonać do niego wszystkich przeciwników do listopada, gdy zamknięta musi być dyskusja o przyszłorocznym budżecie - mówi Krzysztof Dzierżawski z Centrum im. Adama Smitha. - Jeśli tak się stanie, znowu przegramy. Dobrze jednak, że w ogóle rozpoczęliśmy dyskusję na temat reformy podatków - uważa Henryka Bochniarz.


Więcej możesz przeczytać w 37/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.