Wynoszenie tajnych dokumentów z archiwów państwowych jest niedozwolone bez pisemnej zgody ich personelu, której Berger nie uzyskał. Niektóre wyniesione dokumenty zaginęły - Berger mówi, że mógł je wyrzucić. W tej sprawie FBI prowadzi śledztwo.
Były szef Rady Bezpieczeństwa Narodowego powiedział, że był to "uczciwy błąd", którego "głęboko żałuje", i przeprosił za "niechlujstwo". Jego współpracownicy z demokratycznej administracji Clintona bronią go. W środę wstawił się za nim sam były prezydent. Demokraci utrzymują, że zabranie materiałów z archiwów nie naraziło na szwank tajemnic państwowych USA.
Republikanie jednak twierdzą, że wiele pytań związanych ze sprawą Bergera pozostaje bez odpowiedzi. Dlaczego na przykład były doradca Clintona narażał się na odpowiedzialność karną i ryzykował przyszłą karierę w administracji Kerry'ego, aby wynieść z archiwów rzekomo nic nie znaczące materiały?
Konserwatywni komentatorzy głośno podejrzewają, że wynosząc dokumenty do domu Berger chciał usunąć z pola widzenia komisji ds. 11 września materiały, które być może postawiłyby administrację Clintona w złym świetle jeśli chodzi o walkę z terroryzmem.
Berger rzekomo ukrył dokumenty w ubraniu i w skarpetkach, chociaż sam temu stanowczo zaprzecza.
Zdaniem Demokratów i sympatyzujących z nimi komentatorów, administracja prezydenta Busha celowo akurat teraz podsunęła mediom wiadomość o dochodzeniu przeciw Bergerowi - toczącym się już od października - aby odwrócić uwagę od raportu komisji ds. 11 września, który ma być ogłoszony w czwartek. W raporcie tym - wg przecieków - krytycznie ocenia się wysiłki administracji Busha w walce z terroryzmem przed atakiem 11 września.
em, pap