Śmierć Izaury

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nasze telenowele wypierają tasiemcowe seriale z importu
Latynoamerykańskie tasiemce, które jeszcze niedawno biły rekordy popularności, tracą masową widownię. Nadawane są już głównie przez telewizje mające mniejszy zasięg. Coraz częściej używamy pilota, by przełączyć się na kanał, w którym emitowane są polskie telenowele i seriale.
- Znużenie izauropodobnymi tasiemcami jest zrozumiałe. Prezentują one świat nieprzystawalny do naszego. Jeszcze kilka lat temu absorbował nas egzotyką, innością. Dziś staje się zwykłą konwencją, a my żyjemy problemami równie atrakcyjnymi do sfilmowania. Przeżyły się także czarno-białe charaktery. Niedostępnego epickiego bohatera zastąpił występujący w rodzimych telenowelach "ktoś z sąsiedztwa" - mówi prof. Roch Sulima z Katedry Kultury Uniwersytetu Warszawskiego. - Polski widz jest już bardziej wyrobiony, wymagający. Łatwo nie kupi więc technicznych i warsztatowych niedociągnięć tak powszechnych w latynoamerykańskich tasiemcach - dodaje Piotr Fajks, odpowiedzialny za zakup filmów i seriali dla Polsatu.

W rezultacie losy bohaterów oper mydlanych mogą dziś śledzić głównie widzowie TVN, Naszej TV czy telewizji regionalnych. Tasiemce nadawane przez te stacje, np. "Esmeralda", "Jolanda", "Manuela" czy "Maria z przedmieścia", gromadzą średnio nawet 1,8 mln fanów - wynika z badań OBOP obejmujących pierwsze półrocze tego roku. - W porównaniu z oglądalnością polskich seriali czy telenoweli emitowanych przez telewizję publiczną albo Polsat, które przyciągają 6-7 mln widzów, jest to słaby wynik. Kiedy jednak przeanalizujemy wielkość widowni tylko tych stacji, okaże się, że latynoamerykańskie tasiemce znajdują się w ścisłej czołówce, przegrywając tylko z programami informacyjnymi - wyjaśnia Aneta Kopacz z OBOP. - Te seriale mają w Naszej TV czy TVN dobrą oglądalność, bo być może inne audycje przyciągają niewielu widzów. Na szczęście nie jesteśmy na poziomie telewizji włoskiej, która emituje sześć, siedem latynoamerykańskich oper mydlanych dziennie. I sądzę, że nigdy nie będziemy, bo to jest obce naszej kulturze - przekonuje Fajks. - Będąc telewizją komercyjną, musimy odpowiedzieć na oczekiwania masowego widza, a nie krytyków filmowych o wyszukanych gustach - broni się Dariusz Gąsiorowski, szef ds. zakupów filmów i seriali w TVN. - To prawda, że widzowie wolą oglądać obrazy na wyższym poziomie intelektualnym, polskie telenowele czy przeboje światowego kina. Filmy kupuje się jednak w pakietach, w których obok na przykład "Szklanej pułapki" znajdują się również telenowele. Dlatego na ekrany trafia "Stellina" czy "Antonella" - przyznaje Tomasz Gryguć z Naszej TV.

O tym, czy miejsce w telewizyjnej ramówce zajmą takie filmy, jak "Matki, żony i kochanki" bądź "Jolanda", decydują przede wszystkim pieniądze. Na droższe polskie produkcje stać więc głównie stacje mające silną pozycję na rynku. To normalne, że wenezuelskie, meksykańskie lub brazylijskie tasiemce stanowią żelazny repertuar w telewizjach o mniejszym zasięgu. Polsat także od tego zaczynał - przypominają specjaliści od rynku telewizyjnego. Tak rozwijają się stacje komercyjne na całym świecie: te o ustabilizowanej pozycji mogą sobie pozwolić na umieszczanie w ramówkach większej liczby produktów lokalnych. - Każda telewizja pracuje na swój wizerunek. Ja nigdy bym nie kupiła dla swojej stacji latynoamerykańskiego tasiemca ze względu na niski poziom tych filmów - mówi Małgorzata Retej z Canal Plus. Są one jednak bardzo tanie - odcinek kosztuje 1-1,5 tys. dolarów, podczas gdy za 30 minut popularnego amerykańskiego citcomu (serialu komediowego) trzeba zapłacić 3-6 tys. dolarów. Dariusz Gąsiorowski z TVN dodaje: - Kupujemy latynoamerykańskie seriale, bo przyciągają widownię i reklamodawców. Jak każdy film odcinkowy pomagają budować lojalność widzów wobec stacji. Najwięcej widzów i pieniędzy z reklam zdobywają wprawdzie megahity, ale żadna telewizja nie może ich nadawać codziennie: po pierwsze, nie wytrzymałaby tego finansowo, po drugie, nie ma aż tylu kasowych obrazów - przekonuje kierujący zakupami filmów w TVN.
Serial ma jeszcze jeden atut: o tej samej porze widzowie mogą się spotkać z bohaterami filmów. Jest to ważne, gdyż przywiązują się do odtwórców głównych ról i utożsamiają się z ich problemami. - Szerzą się plotki o postaciach z serialu jak o osobach z sąsiedztwa. Tasiemce komentuje się tak jak życie rodzinne. Opowieści o tych filmach wystarczają nawet za rozmowy o rzeczywistości. Jednocześnie nauczyliśmy się traktować życie serialowych bohaterów z niedowierzaniem, a nawet ironią. Życie potrzebuje fikcji i niedopowiedzeń, w przeciwnym razie jest nie do zniesienia. Oglądanie seriali jest sposobem na znośniejsze, szczęśliwsze życie dla wielu z nas - zauważa prof. Sulima. Psycholog Zbigniew Nęcki uważa natomiast, że film odcinkowy segmentuje fragmenty życia, a substytucyjny, wyimaginowany sposób współżycia z jego bohaterami zapełnia pustkę emocjonalną.

Seriale, w tym telenowele, biją rekordy popularności na całym świecie. Na Zachodzie oglądają je głównie gospodynie domowe, w Polsce zaś cieszą się zainteresowaniem uczniów i studentów (według OBOP, stanowią oni ponad 27 proc. widowni, natomiast panie zajmujące się prowadzeniem domu - niecałe 4 proc.). - Ten fenomen polega głównie na tym, że w USA czy we Francji seriale emitowane są zazwyczaj przed południem, oglądają je zatem przede wszystkim gospodynie. U nas nadawane są w porach największej oglądalności, kiedy zazwyczaj wszyscy są w domu i włączają telewizory - zauważa Michał Kwieciński, szef studia Axon, współprodukującego między innymi "Klan".
Seriale z wolna zaczynają zajmować miejsce tak popularnych niegdyś powieści radiowych. - Polskie telenowele przyciągają milionową publiczność, ponieważ pokazują to, co dla naszej rzeczywistości charakterystyczne: pogoń za wartościami deficytowymi, czyli spokojem szlacheckiego dworku ("Złotopolscy") i sytością mieszczańskiego życia (aptekarska rodzina w "Klanie") - przekonuje Magdalena Gawin z Instytutu Historii PAN. - Odgrywają również rolę zwierciadła: zobaczmy, co u nich się dzieje. Możemy się zastanawiać, jak byśmy rozwiązali podobny problem, czy mamy wspólne kłopoty, czy to, co widzimy na ekranie, jest wiarygodne. To kryterium - lustro - telewizja podsuwa nam codziennie. Wszędobylska kamera oprowadza nas po świecie jak kiedyś powieść. Z konsumentów filmów odcinkowych stajemy się też ich producentami. Na użytek domowych wideotek kręcimy seriale z wycieczek, imienin, ślubów - mówi Roch Sulima.

Kuchnia realizacji telewizyjnych tasiemców nie jest tajemnicą. - Odcinek telenoweli powstaje zwykle w ciągu dwóch - czterech dni w kilku obiektach (w specjalnie do tego celu zbudowanej scenografii), zaś citcomu najczęściej w jednym. Montuje się je cyfrowo, a kręci na ogół za pomocą dwóch kamer. Ujęcia są proste i niewyrafinowane. Wyprodukowanie prawie trzydziestominutowego odcinka w zależności od obsady czy stopnia skomplikowania fabuły kosztuje 60-160 tys. zł - opowiada Kamil Przełęcki, kierownik produkcji citcomu "Lot 007" dla Wizji TV. - Telenowelę przygotowuje się bardzo trudno. Scenarzysta musi się bowiem wykazać wytrzymałością sportowca - pisanie dwustu odcinków w ciągu roku jest psychicznym samobójstwem - dodaje Kwieciński. - Autorzy scenariusza muszą się trzymać jednego stylu, dbać o konsekwencję w budowie postaci, stałość realiów. Widz nie może dostrzec, że kolejny odcinek wyszedł spod pióra innego autora niż poprzednie. Niestety, polskie telenowele nie unikają podobieństw do swych zagranicznych odpowiedników. Karmią się tematyką obyczajową, w której historie zwaśnionych rodzin, walki o pieniądze czy nie odwzajemnionej miłości mają długie dzieje - mówi Mirosław Bork, szef Telewizyjnej Agencji Produkcji Teatralnej i Filmowej.
- Rynek rodzimych tele- noweli i seriali coraz bardziej się rozwija, ale wkrótce się nasyci i ludzie nie będą ich tak chętnie oglądać - uważa reżyser Jerzy Gruza. - Powodzenie i nieśmiertelność serialu zależy przecież od relacji między autentycznością a uniwersalizmem. W związku z tym, że w dzisiejszych produkcjach istotne jest "tu i teraz", będą pewnie żyły krócej niż na przykład "Czterdziestolatek". Zaczyna się także moda na seriale licencjonowane: zachodnie pomysły w polskiej oprawie przypominają jednak amerykańskie hamburgery z polskiej wołowiny.

Więcej możesz przeczytać w 46/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor:
Współpraca: