Mistrz szantażu

Dodano:   /  Zmieniono: 
W 1994 roku świeżo upieczony nowy przywódca północnokoreański Kim Dzong Il podpisał umowę z Waszyngtonem i Tokio w ramach której Phenian w zamian za dostawy oleju opałowego i budowy dwóch cywilnych elektrowni atomowych zamrozi swój program nuklearny. Ze strony Korei był to blef.
Kim Dzong Il nie zamierzał wypełnić zobowiązań i od początku zakładał późniejsze wycofanie się z umowy. Koreański satrapa, który właśnie umacniał swą władzę chciał w ten sposób uwiarygodnić reżim. Wypuścić się na szersze międzynarodowe wody.

Szantaż się powiódł. Przez kilka lat Kim miał energetyczny spokój, a wprowadzona właśnie w Korei Południowej polityka obłaskawiana dyktatora, objawiła się w postaci strumienia pieniędzy. Naturalne więc było, że Kim znowu ucieknie się do zastraszenia. W 2002 wycofał się z NPT (Traktatu o Nierozprzestrzenianiu Broni Atomowej) i w ten sposób zagonił do stołu rokowań przedstawicieli pięciu największych państw świata.

W porównaniu do Seulu stanowisko Waszyngtonu okazało o wiele bardziej stanowcze: należy całkowicie odizolować kraj, gospodarczo i politycznie, a reżim w końcu załamie się pod wewnętrznym buntem. O tym, że jest to polityka skuteczniejsza świadczy chociażby to, że stołek Kim Dzong Ila już się trzęsie. Głodujący ludzie coraz częściej wypisują na murach "Precz z Kimem". Film nakręcony przemyconą z Chin kamerą wskazuje na istnienie opozycji. Ze ścian niektórych państwowych budynków zniknęły jego portrety. W przyszłym tygodniu, podczas swoich urodzin Kim zapewne wskaże następcę. Są już nawet głosy, że Kim został już odsunięty od władzy, a rządzi klika generałów.

Reżim jednak nadal straszy. Mamy broń i możemy jej użyć. Na razie do pokojowych celów. Potem być może nawet do innych. I tu znowu blef. Te groźby nie są warte funta kłaków. Jakakolwiek ofensywa czy atak na któreś z sąsiednich państw oznaczałoby koniec KRLD. Nawet przyjaźnie nastawione Chiny umyłyby od obrony północnej Korei ręce gdyby ta zaatakowała południowego sąsiada (przejście przez 38 równoleżnik to przecież złamanie mandatu ONZ). Atak na Japonię to wypowiedzenie otwartej wojny USA.

Świat jeszcze rozmawia z Phenianem, gdyż obawia się, że reżim będzie próbował sprzedać swą broń. Wystarczy go całkowicie odizolować, sprawdzać wypływające statki, a agonia Kima sama się dopełni.

Grzegorz Sadowski