Ludzie z wielkiej płyty

Ludzie z wielkiej płyty

Dodano:   /  Zmieniono: 
Co drugi mężczyzna w wieku 18-25 lat nie potrafi się włączyć w życie tradycyjnego społeczeństwa
Ulica Białostocka to całe nasze życie, jest tu sklep nocny i ch... wie co jeszcze" - obwieszczają w Internecie Kanon, Miodzik, Sejmik i Kleszcz, mieszkańcy Zagórza, jednej z biedniejszych dzielnic Sosnowca. - Budzę się rano, matka znowu zrzędzi, żebym wziął się do roboty. Jem jakieś śniadanie i wychodzę pod sklep postać z kumplami. Czasem ktoś stwierdzi, że jest robota: można zarobić kasę, lub połamać komuś kopytka - opisuje swój dzień dwudziestoletni Qba z Lublina, mieszkaniec dzielnicy Tatary, którą kiedyś utrzymywała fabryka produkująca Żuka. - Studiuję, ale kolega z parteru nie skończył nawet podstawówki. Często sprawdza, czy nadal trzymam "z niewykształconymi". Raz nie powiedziałem mu "cześć", więc trochę oberwałem i już się nie zamyślam, idąc przez osiedle - opowiada Rafał K. z łódzkich Bałut.
Warszawskie osiedla Górce (na Bemowie) i Targówek, elbląskie osiedle Nad Jarem, poznańska Wilda, krakowska Nowa Huta, wrocławski "trójkąt bermudzki" (ulice Traugutta, Pułaskiego i Kościuszki), gdańskie Przymorze i Żabianka czy wspomniane już lubelskie Tatary i sosnowieckie Zagórze - to getta blokersów, ludzi takich, jak Sejmik i Kleszcz, Qba czy kolega Rafała K. Blokersi ożywiają się, gdy mogą dołożyć kibicom znienawidzonej przez siebie drużyny - jak w lipcu na stadionie ŁKS. Gdy skopią lub "popieszczą" utłuczoną butelką "paździerza", czyli osobę wyglądającą zbyt drobnomieszczańsko - jak podczas niedawnego Pikniku Country w Mrągowie. Kiedy ktoś uzurpuje sobie prawo słuchania ich muzyki - jak kilkanaście dni temu w centrum Poznania. Gdy apeluje się, by nie niszczyli sprzętu i zachowali spokój - jak podczas krakowskiego koncertu grupy Scorpions.
Przeważnie mieszkają w blokach z wielkiej płyty, wielu pracuje na czarno, na przykład handlują pirackimi płytami kompaktowymi, przemycanymi częściami komputerowymi lub kradzionymi akcesoriami samochodowymi. Ich "miejscem pracy" jest warszawska giełda na ul. Grzybowskiej, targ lub toaleta w dyskotece. "Biurem" jest pokój w rodzinnym mieszkaniu. - Sprzedaję skórzane kurtki za pięć setek, buty sportowe po stówie, czapeczki po dysze. Mogę zaoferować też laptopa czy motocykl, te ostatnie jednak schodzą dość szybko. Teraz mam problem z oplem corsą. W pokoju pod łóżkiem go nie schowam, a przed blokiem może zwrócić uwagę - opowiada Rafał K.
Kim jest blokers? - Człowiekiem, który urodził się w bloku, żyje tam nadal z rodzicami, a jego jedyną perspektywą jest widok tej samej klatki schodowej przez najbliższe kilkadziesiąt lat - mówi 22-letni Banan z Sochaczewa. Socjologowie uważają, że co drugi mężczyzna w wieku 18-25 lat nie będzie w stanie włączyć się w życie tradycyjnego społeczeństwa, prowadząc wegetację "na niby" w jednym z wielkich blokowisk.
Wbrew pozorom blokersi są dość konserwatywni i bezwzględnie trzymają się kilku fundamentalnych zasad: "Bądź solidarny!", "Jeśli z kumplem wychodzisz na miasto, wróć z nim, nawet jeśli będzie miał nóż w plecach", "Nie kapuj!", "Nie obrabiaj mieszkań na własnym osiedlu!", "Nie podrywaj dziewczyny kolegi!". Za żonę chcą mieć kobietę "nie używaną", czyli dziewicę, po ślubie posłuszną mężowi, oddaną matkę jego dzieci.
Więzienie i poprawczak oznaczają dla nich darmowy wikt i szkołę przetrwania. Często szkołę złodziejskiego fachu. - Prowadziłam własną hurtownię kosmetyków. Spotykaliśmy się często z kolegami w jednej z knajp na poznańskim Dębcu. Łączyło nas nie tylko upodobanie do piwa, ale i wspólne interesy. Udając zakochaną parę, kupowaliśmy z kolegą wieże stereo, telewizory, sprzęt gospodarstwa domowego. Fałszywy dowód osobisty nie był żadnym problemem, podobnie jak zaświadczenie o zarobkach - opowiada dwudziestotrzyletnia Magda P., jedna z niewielu kobiet wśród blokersów, odsiadująca wyrok za wyłudzanie kredytów (obecnie na przepustce). Kupiony na raty sprzęt sprzedawała za pół ceny i z tego żyła przez kilka miesięcy. Gdy kończyły się pieniądze, wychodziła na "akcję". Włamała się nawet do sklepu z dewocjonaliami, skąd wyniosła mszalne wino.
Nocne eskapady to nie jedyna "aktywność kulturalna" blokersów. Do popularnych rozrywek należą także ćwiczenia na siłowni i uliczne rajdy starymi, zachodnimi samochodami. - Kilka lat temu blokersi szaleli w zdezelowanych maluchach, teraz kupują kilkunastoletnie golfy, BMW i audi. Obowiązkowym wyposażeniem samochodu jest sprzęt audio, którego wartość często przekracza cenę samochodu . Najbardziej atrakcyjnym punktem wieczoru jest spotkanie na stacjach benzynowych, podczas których często omawia się planowane napady - mówi inspektor Dariusz Nowak, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
Blokersi są za słabi na konfrontację, cechuje ich raczej "pełzająca agresja", która znajduje ujście przy lada okazji. Może nią być odmowa wpuszczenia na koncert ulubionego zespołu czy prowokacyjna obecność "obcych" (jak w wypadku napadu na krakowski ośrodek buddyjski). - Agresja jest dla blokersów zaspokojeniem potrzeby godności. Są swego rodzaju wampirami: mają poczucie własnej wartości przez to, że odbierają je innym - mówi prof. Marek Kosewski, psycholog. - Wybierają drogę na skróty: jeśli zrobię z kogoś zero, kopiąc go na śmierć, sam staję się wielkim panem. Takie poczucie mieli chuligani z Legionowa, którzy podpalili śpiącego, pijanego mężczyznę.
- Wzrost agresji wśród tych młodych ludzi jest prostą konsekwencją braku zajęcia. W dużych miastach nie mają pracy, więc nie stać ich na kupno, a nawet wynajmowanie choćby bardzo skromnego mieszkania. Czują się osaczeni i nienawidzą wszystkich i wszystkiego - mówi nadkomisarz Paweł Biedziak, rzecznik komendanta głównego policji. W Radomiu siedemnastolatek, zniechęcony wszechogarniającą beznadzieją, zabił swojego sąsiada na oczach jego syna. - W naszym mieście bezrobocie sięga 14 proc. Beznadziejna sytuacja materialna rodzi bunt i agresję - tłumaczy Tadeusz Kaczmarek, rzecznik radomskiej policji.
- Nie ma przesady w twierdzeniu, że są już w Polsce podwórka, z których wszędzie jest daleko: do dobrej pracy, edukacji, do osobistego rozwoju - mówi Piotr Ławacz, psycholog społeczny. - To może zabrzmieć jak herezja, ale z psychologicznego punktu widzenia korzystniejsze jest, gdy ktoś aktywnie walczy o przetrwanie, choćby naginając prawo, niż gdy biernie poddaje się wyrokowi losu. Wtedy przynajmniej następne pokolenie ma szanse na lepsze życie. Jeden z przywódców przestępczego światka powiedział mi, że wcale nie marzy, by dzieci przejęły po nim schedę. Chce zafundować im własną i uczciwie prowadzoną firmę - dodaje Ławacz. Świat, w którym rosną i żyją blokersi opisuje na własnej internetowej stronie Mirka Zybura, mieszkanka kaliskiego Manhattanu, czyli osiedli Dobrzec i Widok: "Beton zabija umysły. Ludzie zamknięci w takim osiedlu zaczynają wariować. Młodych ogarnia nuda, dorosłych zjada telewizor".
- Blokersi nie są zdemoralizowani - wyznają te same wartości, co przeciętni ludzie. Są uczciwi, ale dla nich oznacza to uczciwość wobec kolegów z bloku. Ich piekło nie ma dna, z kimkolwiek się porównają, wypadają gorzej. To pokolenie ludzi upokorzonych, którzy cokolwiek wybiorą, i tak zostaną ukarani - mówi Marek Kosewski. Blokersów łączy pytanie: "co zrobić ze swoim życiem?" i odpowiedź: "nic nie mogę z nim zrobić, bo nie mam zasobnego domu, lekceważy mnie pracownik społeczny, nauczyciel i minister".
- Bezwzględną wartością stają się dla nich podstawowe emocje, które czują, będąc w grupie. Aż 80 proc. czternastolatków wierzy, że uda im się żyć po bożemu, ale gdy mają lat szesnaście, ta wiara się załamuje. Co drugi chłopak w wieku 18-25 lat jest uzależniony od alkoholu lub narkotyków, a więc znajduje się na skraju porządku społecznego. Podczas gdy dziewczyna ma nadzieję, że może znajdzie niezłego męża, mężczyzna pogrąża się w beznadziei - tłumaczy prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny. Prof. Barbara Fatyga uważa, że w Polsce można już mówić o grupie nieudaczników, którzy stosują strategię wycofywania się z życia społecznego, strategię kapitulacji. Pochodzą oni z rodzin ubożejących, są dziećmi niezaradnej inteligencji, pracowników budżetówki i mieszkańców wsi.
- Nastolatki cierpią na prawdziwy głód kontaktu z innymi. Nie ma dla nich znaczenia, czy poczucie przynależności uzyskują przez wysyłanie SMS-ów, czy też walkę z inną grupą. Te publiczne wyładowania tłumionych emocji to efekt deficytu ojca. Mężczyźni, z którymi ma do czynienia na co dzień, wydają mu się jednak bardzo bezradni. Ta bezradność jest ostatnim pogłosem komunizmu - mówi psycholog Jacek Santorski. Na Zachodzie pozbawionymi szans nastolatkami zajmują się tzw. street workerzy i wyspecjalizowane, choć może nazbyt opiekuńcze instytucje. U nas to rzadkość. Tymczasem - jak stwierdziła prof. Mirosława Marody, socjolog - "społeczeństwo, które pozwala sobie na rozrzutność, czyli pozostawianie dużej części młodego pokolenia poza mechanizmem włączającym je do instytucji społecznych, funduje sobie kłopoty". W Polsce kłopotów z tego powodu przybywa w zastraszającym tempie.
Więcej możesz przeczytać w 37/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor:
Współpraca: