Gilowska pod sąd

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zarząd Krajowy Platformy Obywatelskiej skierował w piątek do sądu koleżeńskiego sprawę zatrudniania przez wiceszefową partii Zytę Gilowską członków rodziny w jej biurze poselskim.
O to, by jej sprawa trafiła do sądu koleżeńskiego zwróciła się do władz partii sama posłanka.

"Skierowaliśmy tę sprawę pod ocenę krajowego sądu koleżeńskiego" -  powiedział szef PO Donald Tusk po piątkowym posiedzeniu zarządu.

Wiceszefowa PO korzystała z pomocy swego syna Pawła przy opracowywaniu ekspertyz prawnych. Początkowo przygotowywał je on bezpłatnie, ale od końca 2003 roku Gilowska - jak sama to  określiła - zaczęła "skromnie opłacać" pracę syna.

W biurze poselskim wiceszefowej PO zatrudniona też była jej obecna synowa, która przestała tam pracować w sierpniu 2004 roku. Według sekretarza Zarządu Okręgowego PO w Lublinie Piotra Czubińskiego, została ona zatrudniona w biurze poselskim Gilowskiej jeszcze przed ślubem z synem posłanki.

Przewodniczący sądu koleżeńskiego PO Ryszard Stachurski powiedział, że sąd zajmie się sprawą najszybciej jak to będzie możliwie. Czyli - dodał - jeśli nie zajdą jakieś nieprzewidziane okoliczności, w przyszłym tygodniu. Zgodnie z procedurą, Gilowska będzie musiała stawić się przed sądem.

Według Tuska, chodzi przede wszystkim o to, by ocena sądu rozwiała wszelkie wątpliwości w kwestii zatrudniania członków rodziny przez przedstawicieli życia publicznego. "Wszyscy wiemy, że nie jest to działanie sprzeczne z prawem, ale członkom zarządu Platformy wydaje się, że obniża to standardy zachowań publicznych, które przecież chcielibyśmy podwyższać" - powiedział szef PO.

Tusk ma nadzieję, iż ocena sądu koleżeńskiego w tej sprawie stanie się "wykładnią dla wszystkich w polskim życiu publicznym, bo takie zdarzenia są obecnie dość powszechną normą".

"Dlatego z tej sprawy wyciągamy dwa wnioski: najwyższe zasady o  jakich marzy Platforma muszą obowiązywać wszystkich, a po drugie -  być może ta sprawa, która zdarzyła się w Lublinie pomoże naprawić sytuację także poza Platformą, w polskim życiu publicznym" -  podkreślił Tusk w rozmowie z dziennikarzami. Dodał, że jest przekonany, iż tak będzie.

Dziennikarze pytali też o doniesienia piątkowej "Gazety Wyborczej" o tym, że działacze lubelskiej PO napisali do niego list dotyczący Gilowskiej, pod którym jednak się nie podpisali.

W liście tym - informuje "GW" - lubelscy działacze Platformy poprosili Tuska o interwencję w związku z "narastającym poważnym kryzysem w lubelskiej PO za sprawą skandalicznej polityki prowadzonej przez Zytę Gilowską i układ towarzyszko-rodzinny, który stworzyła wokół siebie". Krytycy Gilowskiej zarzucają jej forsowanie kandydatury syna na lidera lubelskiej listy PO w  wyborach do Sejmu i zlecanie mu odpłatnych ekspertyz prawnych.

"Nie otrzymuję nigdy anonimowej korespondencji, a nawet jeśli taka przychodzi, to nie traktuję tego, jak korespondencji. Tak, że  nie ma problemu listu" - powiedział Tusk pytany o ten list.

Przyznał, że sytuacja do jakiej doszło w Lublinie, "zawsze budzi emocje". Ale - dodał - dla wszystkich ludzi PO, także tych z  Lublina, Gilowska "jest bardzo cenną postacią". Zresztą - ocenił -  nie tylko dla Platformy, ale w ogóle w polskiej polityce.

"Nie ma problemu konfliktu, czy złej oceny pracy Zyty Gilowskiej. Natomiast jest problem, który poprzez media, unaocznił wszystkim, jak ważną rzeczą jest brak jakichkolwiek dwuznaczności, jeśli chodzi o pieniądze publiczne i relacje rodzinne w polityce" -  podkreślił szef PO.

ks, pap