Szeroki gest

Dodano:   /  Zmieniono: 
Państwo woli nakładać nowe podatki, niż poprawiać system egzekucji należnych mu opłat
Czy można w Polsce nie płacić mandatów? Tak, bo często ich kopie przechowywane są w kartonowych pudłach, w których nie sposób czegokolwiek znaleźć. Można też bezkarnie i bez żadnych opłat postawić pawilon handlowy lub planszę reklamową na tzw. pasie drogowym. Można nie wpłacać składki na Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Dyrektorowi państwowego zakładu wolno za drobne usprawnienie wypłacić sobie wynagrodzenie równe zapłacie za wniosek racjonalizatorski, bo nikt tego nie kontroluje. Możliwe jest sprowadzenie bez cła kilkudziesięciu tysięcy ton kurczaków, gdyż nie sposób sprawdzić, czy transport, który wjechał jako tranzyt, opuścił granice Polski. Podczas gdy rząd rozgląda się za coraz to nowymi źródłami dochodów i coraz to bardziej absurdalnymi podatkami, należne mu setki milionów złotych nie wpływają do kasy państwa i budżetów samorządowych, gdyż urzędnicy nie potrafią wyegzekwować należności. Zaniżają je lub w ogóle o nich nie wiedzą. - Nie wynika to tylko z braku kompetencji, lecz najczęściej z poczucia ogólnej niemożności - uważa Janusz Wojciechowski, prezes Najwyższej Izby Kontroli. Czy rzeczywiście?

Wyniki kontroli NIK dowodzą, że instytucje państwowe wyjątkowo nonszalancko traktują niektóre kategorie dochodów. Sprzyja temu nieistnienie branżowych i przedmiotowych systemów informatycznych (np. ewidencji celnej), faktyczny brak kontroli nad samorządami ze strony wyborców, nieokreślone kompetencje różnych szczebli władz lokalnych, a wreszcie korupcja. Według danych NIK, realna wielkość dochodów z ceł, czyli po uwzględnieniu inflacji i aktualnych stawek, spadła na przykład w ubiegłym roku o 14 proc. Oficjalnie tłumaczy się to "zmniejszeniem efektywności stawki celnej". Oznacza to po prostu, że tolerujemy import garniturów po 15 centów, sukienek po cztery centy czy marynarek za trzy centy. Czy bezinteresownie?
W 1999 r. urzędy wojewódzkie spodziewały się uzyskać z mandatów ponad 189 mln zł (na konto urzędów powinny wpływać pieniądze z tzw. mandatów kredytowych). W ciągu trzech kwartałów ubiegłego roku wpłynęło tylko 117 mln zł, czyli o 70 mln mniej niż planowano. Fatalna była zwłaszcza pierwsza połowa ubiegłego roku, kiedy wprowadzano reformę administracyjną. Urząd Wojewódzki we Wrocławiu nie dopilnował na przykład przekazania przez urzędy likwidowanych województw dokumentacji dotyczącej nie spłaconych mandatów. W ten sposób należności zostały de facto umorzone. Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych przez ostatnich kilka lat dopuścił do przedawnienia należności od ponad tysiąca zakładów. W ubiegłym roku fundusz stracił prawie 4,5 mln zł tylko z powodu bałaganu i nierzetelności w prowadzeniu dokumentacji. Nie wiadomo nawet, którym zakładom umorzono długi, którym rozłożono zobowiązania na raty lub odroczono i na jak długo.
Zakończona niedawno kontrola prawidłowości pobierania opłat z tytułu zajmowania pasa drogowego (pod tablice reklamowe, stacje benzynowe, punkty gastronomiczne, podczas napraw instalacji i remontów) wykazała, że tylko skontrolowani zarządcy dróg stracili 54 mln zł. W skali całego kraju suma nie pobranych opłat przekracza 323 mln zł. Często wynika to z zaniedbań, ale też wiąże się z niczym nie uzasadnionymi wielkopańskimi gestami urzędników. 

Zastępca burmistrza Olesna umorzył na przykład karę w wysokości 7,7 tys. zł, nałożoną na właściciela pawilonu handlowego zbudowanego bez zezwolenia na pasie drogowym. Właścicielem pawilonu był teść burmistrza. W jednej z okręgowych dyrekcji Poczty Polskiej wydzierżawiano sprzęt od prywatnych firm, chociaż wcale nie był on potrzebny. Już podczas kontroli NIK sprzęt zwrócono (nie zdążono go nawet rozpakować). Zdążono natomiast zapłacić 848 tys. zł za dzierżawę, mimo że sprzęt był wart nie więcej niż 500 tys. zł. Straty Poczty Polskiej poniesione w ostatnich latach NIK oszacowała co najmniej na 100 mln zł.
Kontrola przestrzegania prawa górniczego i geologicznego wykazała z kolei, że do budżetu nie wpłynęło ponad pół miliarda złotych z tytułu koncesji na prowadzenie robót geologicznych i górniczych. - Tak się dziwnie składa, że tam, gdzie chodzi o ściąganie największych należności - składek ZUS, ceł czy podatków - nie ma systemów informatycznych, a tam, gdzie już istnieją, nie są używane - komentuje prezes Janusz Wojciechowski. - Czasem mamy wrażenie, że - jak w wypadku PFRON - nikt nie panuje nad całością. Brakuje też kontroli wewnętrznych - często inspektorzy NIK są jedyną instancją kontrolną. Taki stan sprzyja korupcji, powoduje, że nie wiadomo, co jest objawem patologii, a co jej przyczyną.
Państwu wciąż brakuje pieniędzy, tymczasem niemal każda kontrola dowodzi, że właściwie leżą one na ulicy albo na pasie drogowym.

Więcej możesz przeczytać w 39/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.