Odcinanie pępowiny

Odcinanie pępowiny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przez dziesięć lat polskie elektrownie żyły jak pod kloszem. Dlaczego tak długo to trwało?
Dziesięć lat temu długoterminowe kontrakty na zakup energii (KDT, czyli tzw. kadety) uznawano za świetny pomysł. Pod koniec lat 90. stały się prawdziwym przekleństwem. Choć w innych branżach budowaliśmy wolny rynek, państwowe Polskie Sieci Elektroenergetyczne zapewniały producentom energii zbyt za cenę nie mającą nic wspólnego z popytem i podażą. To m.in. dlatego ceny energii w Polsce należą do najwyższych w Europie. Likwidacja kadetów kosztować ma ok. 15 mld złotych. Taka będzie najprawdopodobniej wartość rekompensat dla elektrowni. Wszystko po to, by zgodziły się na rezygnację z cieplarnianych warunków, które państwo zapewniało im przez ostatnią dekadę.
Rekompensaty dla elektrowni przewiduje ustawa, która od kilku miesięcy leży w Sejmie. - Zastosujemy konstytucyjną zasadę wywłaszczenia z praw nabytych za godziwą rekompensatę - tłumaczy wiceminister gospodarki Jacek Piechota. Pieniądze ma wypłacić specjalnie do tego celu powołane przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne Przedsiębiorstwo Rozliczeń Opłat Systemowych. Skąd weźmie jednak te środki? Ze sprzedaży prawa do pobierania od odbiorców końcowych restrukturyzacyjnej opłaty systemowej (ROS). Kupi specjalny Podmiot Emisyjny, który pieniądze na ten cel pozyska na rynkach finansowych, emitując obligacje. Prawda, że łatwo się w tym pogubić? Mówiąc prościej - pieniądze dla elektrowni zostaną pożyczone dzięki obligacjom, a dług spłacą podatnicy.
Dlaczego rekompensaty dla elektrowni mają wynieść aż 15 mld złotych? Ta kwota - zdaniem rządu - wyrówna różnice między przychodami uzyskiwanymi przez nie z kontraktów a przychodami ze sprzedaży energii na wolnym rynku.
- Problem polega na tym, że rząd i elektrownie inaczej wyliczają tę różnicę, bo opierają się na odmiennych prognozach cen energii - tłumaczy senator Jerzy Suchański (SLD), szef parlamentarnego zespołu ds. restrukturyzacji energetyki.
- Dlatego właśnie dyskusje nad projektem ustawy trwały tyle miesięcy.

ELEKTROWNIE NA URLOPIE
Polskie Sieci Elektroenergetyczne zawierały kontrakty długoterminowe z elektrowniami w latach 1994-2001. Był to element wielkiego programu modernizacji. Umowy gwarantowały producentom stałe, wysokie przychody, dzięki czemu mogli uzyskać w bankach wielomiliardowe kredyty. Kontrakty obejmowały jednak nie całe elektrownie, lecz konkretne projekty modernizacji bloków energetycznych. - Pierwsze koncepcje przewidywały, że kontrakty zajmą nie więcej niż 20 proc. rynku - mówi prof. Jan Popczyk, który jako szef PSE podpisywał pierwsze kadety. - W ten sposób mieliśmy uzyskać wszystkie korzyści modernizacyjne, nie blokując rozwoju wolnego rynku. Rozwiązanie to jednak tak spodobało się szefom elektrowni, że przez swoje lobby sektorowo-polityczne doprowadzili do rozplenienia się kontraktów w sposób niekontrolowany.
Pod koniec lat 90. energia sprzedawana na podstawie kadetów stanowiła już prawie 70 proc. energii produkowanej w Polsce. Uniemożliwiło to rozwój wolnego rynku, ale dla szefów elektrowni było wygodne. W 2002 r. ceny w ramach kadetów dochodziły do 200 zł/MWh, podczas gdy średnia cena poza kontraktami to ok. 123 zł za 1 MWh.
Dzięki kadetom elektrownie zaciągnęły kredyty o wartości 17 mld zł, a zainwestowały około 25 mld zł. Unowocześniono bloki o łącznej mocy ok. 17 000 MW, jednak tylko część z nich spełni zaostrzone, zgodne z wymaganiami dyrektywy 2001/80/WE, normy dotyczące emisji związków siarki i azotu. W blokach o mocy ok. 1700 MW, poddanych w ramach kadetów jedynie modernizacjom technologicznym, trzeba jeszcze zamontować brakujące instalacje ochrony powietrza bądź zmodernizować istniejące. - Wiele projektów modernizacyjnych można było wykonać taniej - twierdzi Jan Popczyk. - Wybrano rozwiązania drogie i - oględnie mówiąc - nie najlepsze. Inwestowano m.in. w kosztowne instalacje do mokrego odsiarczania, choć jak pokazał przykład Elektrowni Rybnik, podobne efekty można było uzyskać taniej. Ale nie było presji na efektywność inwestycji - pieniądze łatwo przyszły, łatwo poszły. Wątpliwości ma również senator Suchański, który pyta retorycznie: - Jaki sens mają inwestycje w urządzenia, które potem wykorzystywane są na pół gwizdka, bo mamy nadwyżki mocy produkcyjnych?
Sposobu, w jaki wydawano pieniądze, broni jedynie Sławomir Krystek, dyrektor biura Towarzystwa Gospodarczego "Elektrownie Polskie". Wie jednak doskonale, że od kilku lat stałym punktem wszystkich konferencji energetyków jest narzekanie, jak przestarzałe są polskie elektrownie i jak straszne mogą być efekty wejścia Polski w tym stanie do Unii Europejskiej. Zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę inny skutek pojawienia się kadetów: szefowie elektrowni do dziś nie poznali smaku rywalizacji na wolnym rynku - nie musieli ciąć kosztów, ścigać się z innymi, zwiększać rentowności, bo pieniądze i tak płynęły szerokim strumieniem. Co szczególnie niepokojące, nie zlikwidowano ogromnych przerostów zatrudnienia w energetyce, szacowanych na mniej więcej 40 proc. - Teraz wszyscy na to utyskują. Odwagą było o tym mówić kilka lat temu - zauważa Popczyk.
W skrócie więc efekt kontraktów długoterminowych jest następujący: mamy przestarzałą energetykę, przerosty zatrudnienia, raczkujący wolny rynek i nadmiar mocy. Mimo nadpodaży energii jej ceny rosną szybciej niż inflacja.

KREDYTY PRZED TERMINEM
Nie ma sensu płakać nad rozlanym mlekiem. Lepiej pilnować, by nie rozlało się po raz kolejny. Pomysłodawcy ustawy przekonują, że jej wprowadzenie da wyłącznie pozytywne efekty. Pieniądze z rekompensat umożliwią elektrowniom szybszą spłatę około 80 proc. zadłużenia wobec banków. Obsługa pozostałych 20 proc. będzie przebiegała tak jak do tej pory, ale zmniejszą się koszty. - To nie jest tak, że nagle wyciągamy z budżetu 15 mld zł na energetykę. Te pieniądze i tak podatnicy musieliby wydać, spłacając kredyty inwestycyjne zgodnie z normalnym harmonogramem - przekonuje senator Suchański. W uzasadnieniu do ustawy szacuje się, że tylko w 2005 roku oszczędności na kosztach sięgną 600 mln złotych, a w 2005-2008 - 2,5 mld zł.
Dla budżetu państwa rozwiązanie problemu kadetów również ma być korzystne: dzięki szybszej spłacie kredytów wyeliminowane zostanie ryzyko postawienia w stan natychmiastowej wymagalności poręczeń i gwarancji udzielonych energetyce przez skarb państwa. Dziś szacuje się je na 7,1 mld zł. Dużo? Przecież koszt rekompensat ma być dwukrotnie wyższy! Czy tańszym rozwiązaniem nie byłoby po prostu zerwanie przez PSE kontraktów długoterminowych, nawet gdyby wiązało się to z wypłatą gwarancji, poręczeń i odszkodowań? Problem z kadetami zniknąłby wówczas z dnia na dzień. - To jest możliwe i logiczne, ale tylko teoretycznie - uważa prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej. - Zerwanie kontraktu oznaczałoby utratę płynności finansowej przez elektrownie. Ze względu na zagrożenie niedoborami energii w sieci nie można byłoby wstrzymać w nich produkcji. Prezes Urzędu Regulacji Energetyki natychmiast wprowadziłby nowe taryfy, które utrzymałyby elektrownie na nogach. Koszt spadłby na odbiorców końcowych. Nawet gdyby stał się cud i elektrownie natychmiast wywalczyły w sądzie odszkodowanie za zerwany kontrakty, a komornik wkroczyłby do PSE, wszystko i tak skończyłoby się wprowadzeniem przez prezesa URE wyższych taryf.
Sławomir Krystek również nie wyobraża sobie realizacji takiego scenariusza: - Złamanie umów to jak złamanie prawa, państwowy podmiot nie może robić takich rzeczy. Jakie byłyby skutki? Być może elektrownie przejęłyby w ramach odszkodowania majątek należący do PSE, sprzedały go i wyszły na swoje, ale po co nam takie zamieszanie?
Jakiekolwiek byłyby naprawdę skutki zerwania kontraktów, nikt nie odważy się na takie posunięcie. Wszystko wskazuje na to, że końcowi odbiorcy będą jednak musieli wziąć udział narodowej zrzutce na elektrownie - czyli płacić ROS. Według wyliczeń autorów projektu ustawy, w wypadku gospodarstw domowych opłata ta wynosić ma miesięcznie 3-4 zł za kWh przez osiemnaście lat od wejścia w życie ustawy. Obecnie odbiorcy płacą za kadety razem z opłatą systemową - rachunki za energię są przez to wyższe o 7-8 proc. u odbiorców indywidualnych, a do 10 proc. u odbiorców przemysłowych. Co podatnicy dostaną w zamian za ROS? Obietnicę obniżenia się hurtowych cen energii w wyniku uwolnienia rynku.

KOMISJA MÓWI "STOP"
Ustawa miała umożliwić rozwiązanie kontraktów i wypłacenie rekompensat najpóźniej do 1 lipca tego roku. Dziś wiadomo, że to się nie uda, bo poważne zastrzeżenia ma Komisja Europejska. To, co polscy ministrowie nazywają rekompensatą za wywłaszczenie, urzędnicy w Brukseli wolą nazywać (na razie nieoficjalnie) zabronioną pomocą publiczną. Poza tym mają wątpliwości, czy suma rekompensat nie jest zbyt wysoka. - Przedstawiciele komisji nie kwestionują konieczności rozwiązania kontraktów ani też wypłaty rekompensat dla producentów. Chcą mieć jednak pewność, że odszkodowania nie naruszą zasad równej konkurencji na unijnym rynku - mówił Jacek Piechota po spotkaniu z Humbertem Grabbem, przedstawicielem KE odpowiedzialnym za sprawy konkurencji i pomocy publicznej.
Dopóki rząd nie porozumie się w sprawie kadetów z Komisją Europejską, projekt ustawy nie trafi pod obrady Sejmu. Wiceminister gospodarki Tadeusz Soroka zapowiedział, że po ewentualnych uwagach Brukseli do projektu zostanie wpisana autopoprawka. - Z moich informacji wynika, że poczekamy przynajmniej do jesieni - mówi Suchański.
Wątpliwości Komisji Europejskiej powodują, że ostateczna kwota rekompensat, które otrzymają polskie elektrownie, może być zupełnie inna niż ta, która wynika z projektu ustawy. Baronowie polskiej energetyki nie składają więc broni. Robią wszystko, by warunki likwidacji kadetów były jak najlepsze, a samą likwidację możliwie opóźnić. W tej roli doskonale radzi sobie m.in. senator SLD Jerzy Markowski, który otwarcie sprzeciwia się likwidacji kadetów, proponując, by zamienić je na umowy o zmiennej wartości. Według niego, proponowane rekompensaty są za niskie i nie zabezpieczają interesów wytwórców. Markowski nie ukrywa, że marzy o tym, by komisja utrąciła rządowy projekt.
Pomysłów na rozwiązanie problemu było już mnóstwo i wciąż zgłaszane są kolejne. Profesor Jan Popczyk mówi jednak: - Omawiane rozwiązanie nie jest dobre, ale wolałbym już wprowadzić ROS i przestać gadać o likwidacji kadetów. Mówimy o tym od tylu lat, że mam już dość. Zróbmy to i zacznijmy wreszcie konkurować!

Pięć skandali z kadetami
1. Pod naporem lobby energetycznego kontrakty długoterminowe związały aż 70 proc. rynku - zamiast 20 proc., jak planowano na początku.
2. Inwestowano w elektrownie mimo braku ogólnej wizji rozwoju polskiej energetyki. Część pieniędzy wydano bez uzasadnienia.
3. Elektrownie objęte kadetami zlekceważyły potrzebę zmniejszenia zatrudnienia. Dziś przerosty szacuje się na 40 proc., a średnia płaca energetyków dwukrotnie przewyższa średnią krajową.
4. Przez ponad pięć lat branża energetyczna i posłuszni jej politycy blokowali wszelkie próby rozwiązania kadetów.
5. Od lat ceny energii w Polsce - m.in. za sprawą kadetów - należą do najwyższych w Europie.