Ślepa uliczka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Uzależnienie firmy od zamówień instytucji publicznych grozi katastrofą
Los firmy uzależniony od kaprysu wyborców? Zwycięstwo lewicy to prosperity, a władza w rękach prawicy to bankructwo - albo na odwrót? Dlaczego nie. W Polsce są dziesiątki firm, które rozkwitają dzięki systematycznym zamówieniom płynącym z wrażliwych na wahania polityczne instytucji publicznych. Furorę w ten sposób robiło Miejskie Przedsiębiorstwo Robót Drogowych z Warszawy. Przypadek tej firmy, w perspektywie przyszłorocznych wyborów samorządowych, jest ostrzeżeniem dla wszystkich przedsiębiorców, którzy za blisko współpracują z politykami.

Krucjata prezydenta
Jeszcze niedawno wszystko było jak za starych dobrych czasów. Utworzone w 1949 r. MPRD przez całe dziesięciolecia nie miało problemów z zamówieniami. Nawet po zmianie ustroju, zwiększeniu niezależności i kompetencji samorządów lokalnych i uwolnieniu rynku usług budowlanych jego pozycja nie została osłabiona. Zmieniła się tylko forma prawna - w 1992 roku MPRD stało się spółką akcyjną. W najlepszym, 2002 roku Miejskie Przedsiębiorstwo Robót Drogowych miało 79-proc. udział w obsłudze największych (powyżej 200 tys. euro) zleceń Zarządu Dróg Miejskich, czyli konsumowało praktycznie cały stołeczny rynek. Od 2001 do 2003 roku firma wykonała kontrakty za 179,4 mln zł - to prawie dwa razy więcej niż drugie na liście Warszawskie Przedsiębiorstwo Robót Drogowych. Aneta Awtoniuk, rzecznik MPRD, przyznaje, że w przeszłości jej firma miała duże udziały w warszawskim rynku, ale statystyki ZDM kwestionuje. - Według naszych wyliczeń, są one zdecydowanie przesadzone - mówi Awtoniuk.
W Warszawie rządziło wtedy SLD razem z Platformą Obywatelską, a pieczę nad wszystkim sprawował prezydent Paweł Piskorski. Za jego kadencji stanowisko szefa ZDM, który decydował o układzie sił na drogowym rynku budowlanym, zajmował kojarzony z lewicą Tomasz Szawłowski. - To on podpisał umowę z MPRD na budowę pierwszego odcinka obwodnicy za 70 mln zł, a potem za pomocą aneksów rozbudował tę umowę do 300 mln zł. Wszystko bez przetargu - mówi Adam Czugajewicz z biura prasowego ZDM.
W innych postępowaniach, nawet jeżeli organizowany był przetarg, MPRD wygrywało go, oferując najniższą stawkę. A to wytrącało argumenty konkurencji, która sugerowała, że przedsiębiorstwo zawdzięcza swoje sukcesy układowi z ZDM. Szawłowskiemu nigdy nie udowodniono, że preferował usługi MPRD. Nie zaszkodziło mu nawet ujawnienie tego, że swój jacht na podwarszawskim Zalewie Zegrzyńskim cumował na przystani należącej do MPRD. Drogowy biznes kwitłby zapewne do dziś, gdyby nie kaprys wyborców jesienią 2002 roku, którzy Pawła Piskorskiego wymienili na Lecha Kaczyńskiego z PiS.
Kaczyński do wyborów poszedł z hasłem rozpędzenia korupcyjnego układu rządzącego miastem. W tym samym czasie w ZDM wybuchła afera, nazwana potem zmową drogową. Właśnie rozstrzygał się rozpisany przez ZDM trzeci przetarg na remont jednej z ulic. Dwa poprzednie zostały unieważnione z powodów formalnych. W trzeciej turze wszyscy oferenci podnieśli swoje wyceny o blisko 100 proc. Oburzony Kaczyński nakazał ZDM rozpisanie kolejnego przetargu i zapowiedział uzdrowienie chorej, jego zdaniem, sytuacji na rynku.

Nieoczekiwana zmiana miejsc
W pierwszym dniu urzędowania Kaczyńskiego Tomasz Szawłowski stracił stanowisko, a MPRD z dnia na dzień zostało na lodzie. Wprawdzie siłą rozpędu realizuje jeszcze kontrakty zdobyte w poprzednich latach, ale i te wkrótce się skończą - o ile miasto pozwoli MPRD dokończyć rozpoczęte budowy. Kilkanaście dni temu niewiele brakowało, a jego pracownicy zostaliby usunięci z jednej z inwestycji. O nowych kontraktach z miastem firma na razie może zapomnieć.
Jak to możliwe, że oferty MPRD, które jeszcze niedawno dla ZDM były bezkonkurencyjne, teraz odpadają w przedbiegach? Każda oferta to skomplikowany dokument i zawsze można się w nich doszukać drobnych błędów formalnych. W jednym z ostatnich dużych przetargów MPRD ponownie zaproponowało druzgocącą cenowo ofertę, tańszą od konkurencji średnio o 15 proc. Ale została odrzucona już we wstępnej fazie. Powód? Urzędnicy zakwestionowali gwarancje bankowe przedstawione przez MPRD. Firma jest teraz jedyną na Mazowszu dużą spółką w tej branży, która pozostaje w polskich rękach (należy do osób fizycznych). Brzmi efektownie, ale w praktyce się nie sprawdza. Samorządy budujące drogi, podobnie zresztą jak Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, wymagają od firm startujących w przetargach gwarancji finansowych. Budimex Dromex należący do hiszpańskiej grupy Ferrovial czy WPRD związane z niemieckim koncernem Bilfinger Berger dzięki potencjałowi, jaki stoi za ich właścicielami, nie mają z tym problemów. Takie zasady dyskryminują polskie firmy. MPRD musi występować o gwarancje bankowe, które - jak pokazuje praktyka - łatwo można podważyć.
W sprawie wspomnianego wyżej przetargu firma od roku protestuje, blokując rozpoczęcie inwestycji, i zamierza walczyć do skutku.
Jednym z efektów wojny z urzędnikami i odcięcia MPRD od nowych zamówień są zatory płatnicze. Na jednej z budów dostawcy materiałów i firmy wykonujące drobne prace zagroziły zablokowaniem inwestycji, jeżeli MPRD im nie zapłaci. Pomogło, ale w sądach toczą się sprawy, w których podwykonawcy walczą o pieniądze. Nawet prawnicy MPRD nie wiedzą dokładnie, ile ich jest.

Zła strategia
MPRD miało wszystko, czego potrzeba, żeby zapewnić sobie wieloletnią prosperity: własną wytwórnię mas bitumicznych w Warszawie, sprzęt, pracowników i pozycję lidera na rynku. Tyle że zamiast poszukać polisy na przyszłość w postaci bogatego inwestora albo nowych rynków, MPRD wiodło spokojny żywot dobrze ustosunkowanej lokalnej firmy.
Teraz spółka próbuje sił jako podwykonawca przy budowie dróg krajowych, ale utrata warszawskiego rynku wydaje się na razie nie do nadrobienia. Tymczasem wspomniane wcześniej WPRD po wejściu do grupy Bilfingera zwiększyło przychody o 25 proc. i rozszerzyło zasięg z lokalnego na ogólnopolski.
MPRD uznaje się za ofiarę polityki prezydenta Kaczyńskiego, ale o tym, kto ma w tym sporze rację, rozstrzygną sądy (firma skarży prezydenta o działanie na jej szkodę). Już teraz można powiedzieć, że zastosowana przez MPRD strategia współpracy, a potem konfrontacji z miastem była nietrafiona i może się dla przedsiębiorstwa źle skończyć. Wprawdzie za rok kolejne wybory samorządowe, ale pokładanie nadziei w zmianie władzy, nawet gdyby do niej doszło, byłoby powieleniem błędu sprzed kilku lat. Powinni o tym pamiętać wszyscy przedsiębiorcy, którzy robią z samorządowcami interesy i których strategia bazuje na aktualnych sondażach wyborczych.


Wzory w mediach
Nawet w sektorach uzależnionych od koniunktury politycznej można prowadzić apolityczne interesy. Dowodzą tego wysokie notowania prywatnych mediów elektronicznych w rankingach zaufania publicznego. Stacje telewizyjne i radiowe funkcjonują w środowisku ściśle kontrolowanym przez wyjątkowo podatną na koniunkturę polityczną Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, a mimo to największe prywatne stacje radiowe i telewizyjne nigdy nie były posądzane o sprzyjanie którejkolwiek z opcji politycznych.


Niebezpieczne związki
O tym, jak ryzykowne są zbyt bliskie związki z politykami, przekonał się niedawno Leszek B., właściciel wytwórni znakomitej skądinąd wody mineralnej Ostromecko, którą zamawiają między innymi kancelarie premiera, Sejmu i Senatu. ABW zatrzymała go miesiąc temu za korumpowanie bydgoskich urzędników. Leszek B. jeszcze za czasów rządów AWS wydzierżawił od samorządu ośrodek wypoczynkowy Wilga w Górznie. Zainwestował w jego remont, a nowe, SLD-owskie władze odmówiły przedłużenia umowy. ABW podejrzewa, że biznesmen został zmuszony do wręczenia łapówki za korzystną dla siebie decyzję.
Pod znakiem zapytania stoi przyszłość Gdańsk Transport Company, konsorcjum, które ma koncesję na budowę i eksploatację pierwszego odcinka autostrady A1 z Gdańska do miejscowości Nowe Marzy. Zgodnie z umową GTC wybuduje 90 km trasy za 504 mln euro. Niezależni eksperci, Europejski Bank Inwestycyjny, a nawet Ministerstwo Finansów uważają, że cena jest zawyżona o 80 mln euro. Opozycja zapowiada zerwanie kontraktu po wyborach.
Niepewnie pod względem politycznym wygląda także przyszłość Prokomu. W portfelu zamówień informatycznej firmy dominują umowy z instytucjami publicznymi (ZUS) i spółkami należącymi do Skarbu Państwa (PZU, Poczta Polska). Po jesiennej zmianie władzy Prokom może mieć problemy ze zdobyciem nowych kontraktów.