Wiosenna miłowiść

Wiosenna miłowiść

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dawny ustrój upadł nie tyle dzięki Czesławowi Kiszczakowi czy nawet Mieczysławowi Rakowskiemu, ile dzięki temu, że wcześniej odeszli od niego do nas - poddanego władzy PZPR społeczeństwa - porządni ludzie. "Kilka słów z okazji tak zwanego dnia zakochanych" przekazała nam Anna Sutowicz z radiomaryjnego Instytutu Edukacji Narodowej za pośrednictwem "Naszego Dziennika". Erudycyjny wykład wieńczy wniosek, że mimo "początkowej zgody" Kościoła na różne relikty obrzędowe, dziś rozwijana przez walentynkowy handel "nowoczesna tradycja ma rzeczywiście więcej wspólnego z czcicielami fallusa aniżeli dojrzałym w wartości katolickie Narodem". Rżnij, Walenty...

1 "Kilka słów z okazji tak zwanego dnia zakochanych" przekazała nam Anna Sutowicz z radiomaryjnego Instytutu Edukacji Narodowej za pośrednictwem "Naszego Dziennika". Erudycyjny wykład wieńczy wniosek, że mimo "początkowej zgody" Kościoła na różne relikty obrzędowe, dziś rozwijana przez walentynkowy handel "nowoczesna tradycja ma rzeczywiście więcej wspólnego z czcicielami fallusa aniżeli dojrzałym w wartości katolickie Narodem". Rżnij, Walenty...

2 Pani Sutowicz zauważa, że 14 lutego "wcale nie chodzi o wzbudzanie tradycji katolickiej. Święto to związane jest niezaprzeczalnie z powolnym budzeniem się wiosny, a wraz z nim odradzaniem się sił witalnych w całej przyrodzie". Autorka zresztą sama czuje, że "człowiek ma wtedy ochotę włączyć się w ten nurt odrodzeń czy przyrody". Niemcy określają taki stan jako Hassliebe - intensywną mieszaninę miłości i nienawiści do tego samego obiektu. Jak widać, uczucie to wraz z powolnym budzeniem się wiosny ogarnęło także autorkę. Stąd pewnie skupienie uwagi na fallusie, charakterystyczne dla radykalnych feministek oskarżających współczesną kulturę o fallocentryzm, i pominięcie przez autorkę rozpowszechnionego kultu innych, zgoła żeńskich emblematów.

3 W sławnej rozmowie Agnieszki Kublik i Moniki Olejnik z panem Adamem i panem generałem dostrzegam podobny splot uczuć. Panie: "Co pan pomyślał o Michniku? S...syn?". Kiszczak: "Tak mocnych słów to nie używałem". Generał Kiszczak z wymówką: "Dostał pan kolorowy telewizor [do celi]?". Michnik: "Nie dostałem". Kiszczak: "Miał pan dostać na moje polecenie". Wzburzenie publikacją tej rozmowy wydaje mi się niezrozumiałe. Michnik stwierdza wyraźnie, że przebaczył generałowi w swoim imieniu. "Nie można wybaczać w cudzym imieniu" - mówi. A obok argumentacji rozumowej ("Prawda jest też taka, żeśmy wspólnie z gen. Kiszczakiem demontowali dyktaturę") jest też ów dziwny mechanizm psychologiczny łączący kata z ofiarą. Pamiętacie, jak Michnik chowa się do pisuaru, żeby nie podać ręki zapraszającemu do "okrągłego stołu" generałowi, a ten spokojnie Adama przeczekuje? A i teraz co chwila wykrzykuje: "Służby panu doniosły? Te palanty, osły, które nic nie robiły?". Michnik jest jak demiurg; czuje, że jak generał zapraszał, to mimowolnie po to, żeby doszło do stworzenia nowego świata, jakiego Adam pragnął (i ja też). Nie wiem, czy te obelgi odnoszą się także do szefa służb, który sam przyznaje, że choć teść powiadomił go o przeciekach z rady parafialnej, iż Wojtyła będzie papieżem, zlekceważył tę najważniejszą w swoim życiu informację, przekazaną mu na drugi dzień przez szefów bratnich wywiadów - wraz z gratulacjami! ("Pozdrawliaju!").

4 Wiosna ożywiła też krew w żyłach drugiej strony "okrągłego stołu". Jerzy Urban w "Trybunie" opowiedział się po stronie byłego premiera PRL: "Przez dziesięciolecia byłem Rakowskiego wyznawcą, zaprzyjaźnionym podwładnym, protegowanym totumfackim". Urban występuje przeciwko przecenianiu przez Michnika roli gen. Kiszczaka w odejściu od komunizmu i przypomina liberalizującą rolę Rakowskiego i "Polityki", założonej przezeń w celu wciągnięcia inteligencji do kolaboracji z PZPR. "Były dwie strony barykady władza-opozycja" - przypomina. "Miejsce Czesława Kiszczaka po stronie władzy zostało zdeterminowane w dalekiej przeszłości, gdy został oficerem służb specjalnych. Natomiast Rakowski aż do 1981 r. miał wolny wybór." Urban sądzi, że o ten "wolny wybór" zgłasza się do dziś pretensje do Rakowskiego. "Tymczasem gen. Kiszczak miał w sobie przyjazną grzeczność człowieka, który negocjując, sposobem bycia kompensować musi swą poprzednią rolę tropiciela opozycji." Druga strona wydrukowała rachunek sumienia pod tytułem "Polska pod rządami PZPR". Chcieliby odejść od przeszłości, ale nie mogą się z nią rozstać. Z pasją piszą o braku demokracji, złej gospodarce i podległości Sowietom, powołując się przy tym na rozgrzeszenie prof. Andrzeja Walickiego - tyle że spis autorów wygląda prawie jak lista podejrzanych: Lucjan Motyka, Andrzej Kurz, Hieronim Kubiak, Leszek Nowak, Józef Tejchma, Kazimierz Secomski, Kazimierz Barcikowski, Jarema Maciszewski, Krzysztof Teodor Toeplitz, Kazimierz Koźniewski, Andrzej Urbańczyk, Adam Łopatka, Ryszard Frelek, Andrzej Werblan, Jerzy J. Wiatr, Ryszard Wojna, Paweł Bożyk, Janusz Roszkowski, Władysław Baka, płk. Stanisław Kwiatkowski, prof. Janusz Reykowski, M.F. Rakowski, gen. Wojciech Jaruzelski i Aleksander Kwaśniewski. Bardziej ufam ocenie rządów PZPR dokonanej z drugiej strony. Nie, nie przez bezpartyjną opozycję - cóż my mogliśmy wiedzieć o zakamarkach czerwonej dyktatury. Mam na myśli tę drugą PZPR; tę, która opuściła partię lub została karnie z niej usunięta. Na tę drugą księgę mogliby się złożyć Bronisław Geremek, Jacek Kuroń, Karol Modzelewski, Edmund Wnuk-Lipiński, Leszek Balcerowicz, Jerzy Jedlicki, Leszek Kołakowski, Krzysztof Wolicki, Stefan Bratkowski, Antoni Kamiński, Jerzy Szacki, Leszek Nowak i wielu innych porządnych ludzi, którzy w pewnym momencie wybrali uczciwość.

5 Nie rozumiem zakończenia. Prezydent Kwaśniewski pisze: "Często powtarzam, że współczesna polska lewica nie może pozostać więźniem przeszłości. Jednocześnie nie może oświadczać, iż znajduje się już po drugiej stronie historycznych sprzeczności. W każdym razie jeszcze obecne pokolenie nie może tego uczynić". Czy lewica to ludzie, którzy pozostali przy władzy, mimo że wiedzieli, iż system jest zły, czy ci, którzy nic złego w nim nie widzieli, czy może ci, którzy chcieli go zmienić? Urban ma rację, łatwiej wybaczyć klawiszowi niż tym, którzy wiedzieli, ale woleli zostać po drugiej stronie. Bo dawny ustrój upadł nie tyle dzięki Kiszczakowi czy nawet Rakowskiemu, ile dzięki temu, że wcześniej odeszli od niego do nas - poddanego władzy PZPR społeczeństwa - porządni ludzie. Odkochali się, można rzec, z wzajemnością. Bo nawet nienawidzący poddanych władcy lubią być kochani. Tego im właśnie zabrakło.

Więcej możesz przeczytać w 8/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.