Tusk: Kurski skłamał o billboardach

Tusk: Kurski skłamał o billboardach

Dodano:   /  Zmieniono: 
To nieprawda - tak Donald Tusk nazwał przed sądem wypowiedź posła PiS Jacka Kurskiego o tym, że kampania billboardowa kandydata PO na prezydenta była częściowo finansowana z pieniędzy PZU. Kurski nie wycofuje się z zarzutu.
W środę przed Sądem Okręgowym w Warszawie ruszył proces cywilny, jaki PO i sam Tusk wytoczyli Kurskiemu za tę wypowiedź. Żądają, by Kurski przeprosił w mediach PO i Tuska oraz wpłacił 100 tys. zł zadośćuczynienia na Caritas. Kurski uważa, że pozew to "próba medialnej wendety" i podtrzymuje zarzuty.

Sędzia Małgorzata Kuracka nie odroczyła procesu na samym jego początku - o co wnosił adwokat nieobecnego Kurskiego, mec. Ryszard Janoś. Sąd uznał, iż ze zwolnienia lekarskiego, które przedstawił pełnomocnik, nie wynika, by poseł PiS był obłożnie chory. Sąd wskazał, że Kurski występuje w telewizji, a jego chorobę nazwał "wybiórczą". Sędzia dodała, że Janoś wprowadza sąd w błąd, twierdząc, że sądowe wezwanie odebrał sąsiad Kurskiego, gdyż w istocie odebrała je szwagierka.

Sąd oddalił też wniosek Janosia, by zawiesić proces do zakończenia prowadzonego przez warszawską prokuraturę śledztwa w sprawie tzw. afery billboardowej (wszczętego z doniesienia Kurskiego) - gdyż "przedłużyłoby to proces". Sąd nie zgodził się z wnioskiem Janosia, by proces przenieść do Gdańska.

Tusk określił te decyzje mianem "zdecydowanej postawy" sądu, z którego - jego zdaniem - inne sądy mogłyby brać przykład.

"Platforma nabyła powierzchnię reklamową od firm na zasadach i cenach rynkowych" - zeznał Tusk, przesłuchiwany przez sąd jako powód. Podkreślił, że PO nie była nabywcą powierzchni reklamowej od PZU ani pośrednio, ani bezpośrednio, i jest to zawarte w dokumentacji partii dla Państwowej Komisji Wyborczej.

Jak mówił, słowa Kurskiego spowodowały, że prasa pisała o "aferze billboardowej Tuska", co uderzyło w "najczulszy punkt każdej partii, jaką jest wiarygodność". "Największą szkodą jest konieczność oczyszczenia dobrego imienia, a "nie wiadomo, ile kłamstw zostanie w umysłach ludzi" - dodał lider PO. Podkreślił, że wypowiedź Kurskiego wywołała negatywne skutki także wobec jego żony i dzieci. "Były one przedmiotem komentarzy, bo przecież potwarz żyje własnym życiem. Wielu ludzi wierzy temu, co mówi poseł" - oświadczył Tusk.

Proces odroczono do 10 października, na kiedy wezwano Kurskiego (który ma wtedy składać zeznania jako pozwany) oraz jego pierwszego świadka, Janusza Szewczaka.

PAP dowiedziała się w źródłach sądowych, że innym świadkiem Kurskiego ma być Władysław Soiński, były członek zarządu PZU. "Gazeta Wyborcza" określa go mianem "głównego informatora Kurskiego"; według "Dziennika", ma on być "agentem Wojskowych Służb Informacyjnych".

Janoś powiedział dziennikarzom, że w złożonej sądowi odpowiedzi na pozew Kurski "podtrzymuje swoje stanowisko. Mój klient nie ma powodu, by się z czegokolwiek wycofywać" - dodał. Będzie on wnosił, by sąd wystąpił do prokuratury o akta śledztwa w sprawie billboardów. Zapowiedział też inne "wnioski dowodowe"; nie ujawnił jakie. Podczas pytań do Tuska zasugerował jednak, że chce wezwać ludzi odpowiedzialnych w jego sztabie za finanse.

Tusk mówił mediom, że nie obchodzi go, czy Kurski będzie ukarany przez premiera, jeśli przegra proces, bo "wydaje się, że dla PiS ludzie bez zasad są bardzo użyteczni". "Wierzę w sąd, a nie w polityków" - dodał szef PO, który liczy na szybki proces - pierwszy - jak podkreślił - jaki wytoczył w swym życiu.

Według Kurskiego, w 2005 r. PZU wycofało się z kampanii "Stop wariatom drogowym" i sprzedało przeznaczone dla tej kampanii billboardy za 3 proc. wartości firmie związanej z synem Andrzeja Olechowskiego, od którego miała je odkupić PO.

W czerwcu Kurski zawiadomił prokuraturę o przestępstwie. Jeszcze tego samego dnia doszło do przeszukania w PZU, a prokuratura wszczęła śledztwo. Według mediów, utknęło ono w martwym punkcie. Śledztwo jest prowadzone w sposób "rzetelny, staranny i bez zbędnej zwłoki" - zapewniał ostatnio prokurator krajowy Janusz Kaczmarek. Dodał, że można mówić o nieprawidłowościach przy wyprowadzeniu pieniędzy z PZU, ale za wcześnie, by mówić, czy doszło do przestępstwa.

Aby nie przegrać procesu cywilnego, pozwany musi albo udowodnić, że jego twierdzenia są prawdziwe, albo choć udowodnić, że działał w interesie publicznym.

Jacek Kurski powiedział PAP, że działał w interesie publicznym. "Podzieliłem się wiedzą, którą miałem od prominentnych i wiarygodnych ludzi związanych z PZU" - podkreślił. Uważa też, że "w sensie procesowego stanowiska" nie ma za co przepraszać PO i Donalda Tuska.

Kurski podkreślił też, że nie symulował choroby. "Do 4 września przebywam na zwolnieniu, po tym jak dwa tygodnie przerwy wakacyjnej przeleżałem w szpitalu" - zaznaczył. Jak wyjaśnił, było to związane z chorobą tętnic kręgowych i bólami głowy. Interpretację sędzi w sprawie jego nieobecności na procesie poseł PiS uważa za zbyt jednostronne.

"Czuję się na siłach incydentalnie pokazywać się publicznie, natomiast nie czuję się wciąż na siłach uczestniczyć w wielogodzinym procesie, 400 km od domu, wymagającym pełnej koncentracji i pełni władz umysłowych" - powiedział Kurski.

pap, ss