W tej kwestii, jak w mało której, panuje powszechna zgoda co do przemożnej roli innowacyjności w budowaniu nowoczesnej gospodarki, zdolnej do konkurowania i wygrywania z innymi na światowych rynkach. Czyli wszyscy są zgodni. Innowacyjność jest ważna, co bezsprzecznie widać w oficjalnych oświadczeniach, dokumentach i projektach. Jasne też, że w tej sferze Polska, przez lata przeznaczająca na badania i rozwój zdecydowanie za małe środki, mniejsze chociażby niż inne kraje Europy Środkowej i Wschodniej, ma w tym względzie bardzo wiele do nadrobienia. Przecież od całkiem niedawna nadrabiamy nawet zaległości w kwestii tak podstawowej, jak modernizacja istniejącej infrastruktury i przystosowanie jej do międzynarodowych standardów. Oczywiście należałoby tu powiedzieć o innowacyjności małych i średnich przedsiębiorstw w porównaniu z firmami dużymi, przeanalizować problem w odniesieniu do konkretnych branż, zapytać o to, czy i jakie nowoczesne rozwiązania są potrzebne naszemu społeczeństwu, co ma szansę na sprzedaż na rynkach zagranicznych i tak dalej.
Nie brnijmy jednak w takie szczegóły – czytelnik nie lubi być zanudzany, a zainteresowani tematem zawsze mogą sięgnąć do literatury fachowej. Dlatego, metodologicznie, posłużę się uproszczeniem i będę mówić o polskiej gospodarce en bloc. Najlepiej stopień jej innowacyjności oddaje Ranking Global Innovation Index 2015, który określa poziom innowacyjności poszczególnych państw. Wśród objętych rankingiem 141 krajów, polska plasuje się na 46 pozycji. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie jest źle. Przeciwnie jednak – jest bardzo źle(!), bo jeśli chodzi o kraje UE, to wyprzedzamy jedynie Rumunię.
Gdzie zatem tkwi błąd? Czy nasi przedsiębiorcy nie dostrzegają szans, z których ich konkurenci w Szwajcarii, Danii, Stanach Zjednoczonych korzystają od lat, przyczyniając się do wzmocnienia swoich gospodarek i nadania im eksportowych impulsów? Może nie było dotąd skutecznych rozwiązań prawnych i innych warunków systemowych, które promowałyby przedsiębiorstwa innowacyjne? Może Polska za bardzo postawiła na przyciąganie zachodnich koncernów, które budowały tu jedynie swoje montownie z podzespołów i inne zakłady produkcyjne, nie wykorzystując polskiej myśli technicznej? Mamy tu szereg pytań i odpowiedzi, bo temat jest złożony.
Warto jednak zwrócić uwagę na jeden bardzo prosty i oczywisty aspekt sprawy. Oto branże ze swej natury najbardziej rozwojowe, generujące najwięcej nowych produktów i rozwiązań, w które innowacyjność jest po prostu wpisana, powinny w jak największym stopniu opierać się na rodzimych firmach, rodzimych poddostawcach i wynalazkach zrodzonych w laboratoriach naszych ośrodków. Mam zwłaszcza na myśli całkiem mocne w Polsce przemysł obronny i farmaceutyczny.
Na początku września Ministerstwo Zdrowia ma ogłosić listę leków refundowanych w 100 proc. dla osób w wieku powyżej 75 lat. Według ekspertów wprowadzenie darmowych leków dla seniorów zwiększy ogólne spożycie leków o 20 proc. Najkorzystniej dla polskiej gospodarki byłoby, gdyby preparaty te powstawały w kraju. Już obecnie 78 proc. leków dla osób starszych produkują krajowe firmy. To znaczy, że mamy w Polsce potencjał, który tylko czeka na wsparcie ze strony państwa. Zwłaszcza, że coraz popularniejsze staje się nowe systemowe podejście do tzw. polityki lekowej, która nakłady na zdrowie każe traktować nie jako wydatek, ale jako inwestycję. Najlepszym partnerem do prowadzenia takiej polityki byłby więc krajowy przemysł farmaceutyczny.