Aborcja, na nowo, i z jeszcze większą siłą, stała się tematem ostatnich dyskusji. Tematem, nad którym zaczęto nie tylko debatować, ale także używać go do uzewnętrzniania własnych frustracji. Zdecydowane i ostre stanowisko, jakie zajął w tej sprawie rząd, na czele z premier Beatą Szydło, rozwścieczył środowiska, które w sposób liberalny podchodzą do tzw. przerywania ciąży.
Mało to odkrywcze, jeśli powiem, że w sprawie aborcji środowisko społeczne zawsze było podzielone. Jednak obecnie mamy do czynienia z poważną i niebezpieczną przepychanką, jeśli nie powiedzieć „wojną”, światopoglądową. Ostatnia sytuacja, jaka miała miejsce w jednym z warszawskich kościołów, idealnie potwierdza przedstawioną przeze mnie tezę. W niedzielę, w trakcie czytania listu Konferencji Episkopatu Polski dotyczącego aborcji, świątynię zaczęli opuszczać ludzie. Świetnie udokumentowały to znajdujące się tam kamery, które jak gdyby tylko czekały na ten moment. W gwoli ścisłości, to niemiecka stacja ZDF zwróciła się z prośbą o możliwość rejestracji mszy. Mam nadzieję, że w dobrej wierze. Może będą nawracać i ewangelizować?
Liturgię przerwała kobieta, wygłaszając swoje stanowisko dotyczące aborcji (nietrudno się domyśleć, że odmienne, niż to reprezentowane przez kościół). Niektórzy wciąż nie rozumieją, lub też nie chcą zrozumieć, że czasy, gdy można było bezkarnie ogłupiać ludzi i robić ich w przysłowiowego balona, bezpowrotnie minęły. Internautom wystarczyło kilka chwil, by tuż po opublikowaniu nagrania, zdobyć informacje o krzykliwej wiernej z kościoła św. Anny. Jak się okazało, jest to zdeklarowana ateistka i aktywistka LGBT. W takim razie rozumiem teraz, że mogła nie znać stanowiska kościoła wobec aborcji, a po tzw. „zderzeniu z rzeczywistością”, prawda ta ją przerosła.
Społeczeństwo boi się niepełnosprawności, chorób i śmierci. Nie chcą takich dzieci, i to głównie one miałyby być pozbawiane życia. Ale argumenty są różne, także te najprostsze, że ani ksiądz, ani rząd nie będzie zaglądał kobietom pod spódnicę. Trzeba jednak zrozumieć, że ani spódnica, ani to, co pod nią, nikogo nie interesuje. Tu chodzi o obronę życia ludzkiego, które (uwaga) zaczyna się od poczęcia. I pomimo, że każdy może nazwać je dowolnie: embrion, zarodek, komórka, to jeżeli pozwoli mu się rozwijać, po 9 miesiącach efekt będzie ten sam. Dziecko.
Chciałabym, by ludzkie sumienia i empatia były tak mocne, aby nie trzeba było debatować nad tym, czy usunięcie ciąży równoznaczne jest z zabiciem dziecka, czy nie. Bo jeżeli zarodek to nie dziecko – po co więc go usuwać? A jeżeli to początek życia, to czy nie jest to morderstwo?
I na koniec jeszcze krótka lekcja historii: „(…) życie dziecka było zagrożone, a lekarz nie dawał jej żadnych szans na przeżycie porodu. Nalegał, by ratowała siebie, dokonując aborcji. Emilia Wojtyłowa oddała jednak z pełnym zaufaniem swój los w ręce Boga. Urodziła syna.”
Syna, który żył 85 lat, został papieżem, zmienił losy Polski i życia wielu ludzi na całym świecie.
Liturgię przerwała kobieta, wygłaszając swoje stanowisko dotyczące aborcji (nietrudno się domyśleć, że odmienne, niż to reprezentowane przez kościół). Niektórzy wciąż nie rozumieją, lub też nie chcą zrozumieć, że czasy, gdy można było bezkarnie ogłupiać ludzi i robić ich w przysłowiowego balona, bezpowrotnie minęły. Internautom wystarczyło kilka chwil, by tuż po opublikowaniu nagrania, zdobyć informacje o krzykliwej wiernej z kościoła św. Anny. Jak się okazało, jest to zdeklarowana ateistka i aktywistka LGBT. W takim razie rozumiem teraz, że mogła nie znać stanowiska kościoła wobec aborcji, a po tzw. „zderzeniu z rzeczywistością”, prawda ta ją przerosła.
Społeczeństwo boi się niepełnosprawności, chorób i śmierci. Nie chcą takich dzieci, i to głównie one miałyby być pozbawiane życia. Ale argumenty są różne, także te najprostsze, że ani ksiądz, ani rząd nie będzie zaglądał kobietom pod spódnicę. Trzeba jednak zrozumieć, że ani spódnica, ani to, co pod nią, nikogo nie interesuje. Tu chodzi o obronę życia ludzkiego, które (uwaga) zaczyna się od poczęcia. I pomimo, że każdy może nazwać je dowolnie: embrion, zarodek, komórka, to jeżeli pozwoli mu się rozwijać, po 9 miesiącach efekt będzie ten sam. Dziecko.
Chciałabym, by ludzkie sumienia i empatia były tak mocne, aby nie trzeba było debatować nad tym, czy usunięcie ciąży równoznaczne jest z zabiciem dziecka, czy nie. Bo jeżeli zarodek to nie dziecko – po co więc go usuwać? A jeżeli to początek życia, to czy nie jest to morderstwo?
I na koniec jeszcze krótka lekcja historii: „(…) życie dziecka było zagrożone, a lekarz nie dawał jej żadnych szans na przeżycie porodu. Nalegał, by ratowała siebie, dokonując aborcji. Emilia Wojtyłowa oddała jednak z pełnym zaufaniem swój los w ręce Boga. Urodziła syna.”
Syna, który żył 85 lat, został papieżem, zmienił losy Polski i życia wielu ludzi na całym świecie.