Występują: Mr. Englishman – człowiek, który tylko przez złośliwość losu nie urodził się w brytyjskiej rodzinie królewskiej. Na pocieszenie pozostaje mu ministerialna teka i obrazy prezydenta, na które lubi patrzeć (choć są tacy, którzy twierdzą, że trenuje na nich grę w rzutki – ale to kalumnie); Premier – człowiek, który chciałby być „Shrekiem”, ale ta rola została już obsadzona, więc na pocieszenie rządzi państwem.
Miejsce akcji: gabinet premiera.
Mr. Englishman: (wpada do gabinetu uśmiechnięty od ucha do ucha) Yes, yes, yes. A właściwie yes, yes. (reflektuje się) To jest, przepraszam, tak, tak. Mamy dwóch.
Premier: (zamyślony wpatruje się w globus. Co jakiś czas nim obraca i znów się w niego wpatruje).
Mr. Englishman: (niezrażony) Ale im utarłem nosa. (reflektuje się) To znaczy my utarliśmy. Nie docenili mnie. (reflektuje się) To znaczy, oczywiście, nas. Żebyś widział jak ta baronessa na nas patrzyła. A jaka była zasłuchana w moim akcencie. (reflektuje się) To znaczy w moim…
Premier: (podchodzi do półki z książkami, zdejmuje jedną, kartkuje ją i odkłada na półkę. Wraca do globusa, znów się w niego wpatruje).
Mr. Englishman: (nieco zdziwiony) Ekhm… A wiesz jak mi zazdroszczą teraz inni? Wiesz jak na mnie teraz patrzą. (reflektuje się) To znaczy na nas. Ale na mnie też, kiedy akurat jestem sam.
Premier: (zawzięcie kręci globusem)
Mr. Englishman: (skonsternowany) No powiedz coś…
Premier: (zatrzymuje globus. Podnosi wzrok. Zauważa swojego rozmówcę) Tak… O witaj… Słuchaj, dobrze że cię widzę. Powiedz mi, gdzie jest ta Jordania?
Kurtyna: (opada)
Wszelkie podobieństwo bohaterów do prawdziwych postaci występujących na scenie politycznej jest oczywiście zupełnie przypadkowe.
Mr. Englishman: (wpada do gabinetu uśmiechnięty od ucha do ucha) Yes, yes, yes. A właściwie yes, yes. (reflektuje się) To jest, przepraszam, tak, tak. Mamy dwóch.
Premier: (zamyślony wpatruje się w globus. Co jakiś czas nim obraca i znów się w niego wpatruje).
Mr. Englishman: (niezrażony) Ale im utarłem nosa. (reflektuje się) To znaczy my utarliśmy. Nie docenili mnie. (reflektuje się) To znaczy, oczywiście, nas. Żebyś widział jak ta baronessa na nas patrzyła. A jaka była zasłuchana w moim akcencie. (reflektuje się) To znaczy w moim…
Premier: (podchodzi do półki z książkami, zdejmuje jedną, kartkuje ją i odkłada na półkę. Wraca do globusa, znów się w niego wpatruje).
Mr. Englishman: (nieco zdziwiony) Ekhm… A wiesz jak mi zazdroszczą teraz inni? Wiesz jak na mnie teraz patrzą. (reflektuje się) To znaczy na nas. Ale na mnie też, kiedy akurat jestem sam.
Premier: (zawzięcie kręci globusem)
Mr. Englishman: (skonsternowany) No powiedz coś…
Premier: (zatrzymuje globus. Podnosi wzrok. Zauważa swojego rozmówcę) Tak… O witaj… Słuchaj, dobrze że cię widzę. Powiedz mi, gdzie jest ta Jordania?
Kurtyna: (opada)
Wszelkie podobieństwo bohaterów do prawdziwych postaci występujących na scenie politycznej jest oczywiście zupełnie przypadkowe.