W Szwecji ukazała się książka odsłaniająca kulisy przemysłu spożywczego. Już sam tytuł "Döden i grytan" ("Śmierć w garnku") ma pokazać, że żywność powstaje w wyniku masowego uśmiercania zwierząt, a jej jedzenie może doprowadzić nas do zgonu. Jeden z rozdziałów poświęcony jest "fabrykom świń" w Polsce. Jak piszą autorzy, to właśnie w polskich zakładach produkuje się niezdrowe mięso, a w Szwecji jest ono sprzedawane jako szwedzkie.
Według autorów książki, dziennikarzy popularnej gazety codziennej "Svenska Dagbladet", wszystkiemu winne są wielkie duńskie koncerny mięsne, które głównie w północno-zachodniej Polsce prowadzą ubojnie i zakłady przetwórstwa mięsnego. Publicyści dowodzą, że przy tak masowej produkcji, jaka prowadzona jest w Polsce można zapomnieć o zdrowej i ekologicznej wieprzowinie.
Dziennikarze piszą m.in. o świniach karmionych antybiotykami, złym stanie trzody, powołują się przy tym na informacje uzyskane od polskiego eksperta i działacza ekologicznego Marka Krydy.
Autorzy "Śmierci w garnku" podkreślają, że często mięso pochodzące z polskich zakładów sprzedawane jest w Szwecji jako rodzime. Jak to możliwe? Bywa tak, że prosięta tylko rodzą się w Szwecji, hodowane są w Niemczech, a zabijane w Polsce. W wielu przypadkach w ogóle trudno określić pochodzenie mięsa.
Zapewne po takiej lekturze statystyczny Szwed nie kupi już żadnej żywności z napisem "made in Poland". Klienci będą też uważnie przyglądać się etykietom, na których zapewnia się, że produkt jest w 100 procentach szwedzki.
Kto na tym straci? Oczywiście polski eksport, firmy, a na końcu polski rolnik.
Dziennikarze piszą m.in. o świniach karmionych antybiotykami, złym stanie trzody, powołują się przy tym na informacje uzyskane od polskiego eksperta i działacza ekologicznego Marka Krydy.
Autorzy "Śmierci w garnku" podkreślają, że często mięso pochodzące z polskich zakładów sprzedawane jest w Szwecji jako rodzime. Jak to możliwe? Bywa tak, że prosięta tylko rodzą się w Szwecji, hodowane są w Niemczech, a zabijane w Polsce. W wielu przypadkach w ogóle trudno określić pochodzenie mięsa.
Zapewne po takiej lekturze statystyczny Szwed nie kupi już żadnej żywności z napisem "made in Poland". Klienci będą też uważnie przyglądać się etykietom, na których zapewnia się, że produkt jest w 100 procentach szwedzki.
Kto na tym straci? Oczywiście polski eksport, firmy, a na końcu polski rolnik.
