Chiny właśnie doświadczyły co znaczy spowolnienie. Dziś po raz pierwszy doszło tam do klasycznego runu na banki. Świat obiegły zdjęcia zdesperowanych próbujących odzyskać swoje pieniądze. Cała sprawa dotyczy niewielkich pożyczkodawców i może być łatwo zbagatelizowana. To jednak kolejny przykład że w tej chińskiej machinie coś jest jednak nie tak.
Kilka tygodni temu mieliśmy informację, że wkrótce upadnie chiński trust inwestycyjny o kapitale 500 mln dolarów, który oferował inwestorom stały 10 proc. zwrot z kapitału. Fundusz o przewrotnej nazwie tłumaczonej jako „Kredyt równa się złotu” został jednak uratowany, bo znalazł się inwestor, który przejął część jego akcji. Ale w Chinach podobne trusty zarządzają kwotą 10 bilionów juanów, czyli 1.7 bilionów dolarów. Inwestorzy nie są głupi, więc pojawiło się pytanie ile z takich trustów może upaść. Mówiło się nawet, że to chiński „moment Lehmana”, czyli chwila w której inwestorzy zdali sobie sprawę że jeden z najstarszych i najbardziej agresywnych banków inwestycyjnych w USA idzie na dno. Od tego momentu w 2007 r. datuje się kryzys w USA.
Teraz mamy run na banki. Wywołany on został plotką o ich rzekomej niewypłacalności. Nie wiadomo, dlaczego i gdzie pojawiła się ta pogłoska faktem, że tysiące osób oblegało placówki banku. Niepokój jest, bo skoro ludzie wychodzą na ulice, to znaczy że nie jest dobrze. Warto jeszcze wspomnieć, że całkiem niedawno doszło w Chinach do pierwszych bankructw prywatnych emitentów obligacji, na czym stracili posiadacze jednostek funduszy pieniężnych.
To może oznaczać dwie rzeczy. Albo jest źle i władze postanowiły, że trzeba pozwolić słabszym na bankructwo – co byłoby notabene bardzo rynkowym i liberalnym posunięciem – albo jest jeszcze gorzej i władza już po prostu nie jest w stanie utrzymać pękającej bańki kredytowej.
Teraz zgodnie z teorią powinna nastąpić kreatywna destrukcja, która często gęsto jest bardzo bolesna. Bo kredyt to nie zawsze złoto.
Teraz mamy run na banki. Wywołany on został plotką o ich rzekomej niewypłacalności. Nie wiadomo, dlaczego i gdzie pojawiła się ta pogłoska faktem, że tysiące osób oblegało placówki banku. Niepokój jest, bo skoro ludzie wychodzą na ulice, to znaczy że nie jest dobrze. Warto jeszcze wspomnieć, że całkiem niedawno doszło w Chinach do pierwszych bankructw prywatnych emitentów obligacji, na czym stracili posiadacze jednostek funduszy pieniężnych.
To może oznaczać dwie rzeczy. Albo jest źle i władze postanowiły, że trzeba pozwolić słabszym na bankructwo – co byłoby notabene bardzo rynkowym i liberalnym posunięciem – albo jest jeszcze gorzej i władza już po prostu nie jest w stanie utrzymać pękającej bańki kredytowej.
Teraz zgodnie z teorią powinna nastąpić kreatywna destrukcja, która często gęsto jest bardzo bolesna. Bo kredyt to nie zawsze złoto.