07 zgłoś się

Mój odcinek tego kultowego serialu nie zakończy się wykryciem sprawcy. Aby sprawcę wykryć trzeba wykonać jakieś czynności, choćby podstawowe. Mnie nie udało się skłonić organów ścigania do jakiekolwiek aktywności. Przy okazji przekonałem się, jak o swoich klientów dbają banki. Wpis ku przestrodze, zwłaszcza dla udających się na wakacje.

Piątkowy późny wieczór, jestem jakieś 30 kilometrów od domu i wybieram się po zakupy. Problem w tym, że portfela nie ma, a był ze mną na pewno. Ktoś, konkretnie złodziej, ukradł go z plecaka w metrze, autobusie, na ulicy. Nie wiem, obojętne. Złodzieje się nie przedstawiają i nie wręczają wizytówek.

Uruchamiam plan działania kryzysowego. Po pierwsze zastrzec karty bankowe. Pierwszy bank, zagraniczny, europejski od dawna na polskim rynku. Żeby przebrnąć kolejne kroki dyktowanej na infolinii procedury muszę wklepać numer PESEL. Super, tylko PESEL mam w dowodzie osobistym, który zniknął wraz z portfelem. Żadnej innej możliwości połączenia się z jakimś konsultantem. Pierwsza porażka.

Drugi bank, tym razem amerykański, prestiżowy. Aby zgłosić utratę lub kradzież karty wybierz 3 – mówi automat. I później muzyka, muzyka instrumentalna, monotonna i w kółko ta sama. A przecież USA ma tyle gwiazd muzyki wszelkich gatunków. Słuchać jednego utworu trzy i pół godziny – wątpliwa atrakcja. Urozmaiceniem były komunikaty, że wszyscy konsultanci są zajęci i że jest dłuższy czas oczekiwania. Dłuższy, czyli normalnie jest długi – wynika logicznie z komunikatu.

Trudno, dzwonię na policję. Niech gdzieś będzie ślad, że moje dokumenty znalazły się w niepowołanych rękach, nie mówiąc przestępstwie jaką jest kradzież. Sympatyczna pani dokładnie przepytuje mnie o okoliczności: skąd jechałem, czym, dokąd, gdzie jestem zameldowany. Udzielam wyczerpujących odpowiedzi, ciesząc się że wreszcie mam realnego rozmówcę a nie automat lub muzykę instrumentalną. Niestety, konkluzja miłej rozmowy: ja zgłoszenia przyjąć nie mogę, musi pan osobiście zgłosić się na komendę. Pożyczam stówkę na taxi i ruszam do Śródmieścia.

Na komendzie pusto, wpuszcza mnie dyżurny policjant do czegoś w rodzaju recepcji. Zadaje te same pytania, co pani z numeru 997 i konkluduje: banki to nie nasza sprawa, dowód osobisty też nie. Czy to policja wydała panu dowód czy urząd miejski – pyta ironicznie, dając do zrozumienia, że głowę zawracam. Grzecznie tłumaczę, że pod 997 mnie tu skierowano i że fakt kradzieży i utraty konkretnych dokumentów chce zgłosić formalnie w swoim i waszym interesie. Do rozmowy dołącza policjantka. Oboje są mili i uśmiechnięci. Proszę pana, jest piątek późny wieczór, my tu teraz mamy dużo „interwencji”, jak pan chce, to niech pan czeka, ale lepiej przyjść jutro. A tak w ogóle - sugerują jednoznacznie – to nie nasza sprawa.- Tam, pod numerem nie mają pojęcia, to my jesteśmy policja – ironizują z pracownika telefonu alarmowego. Biała flaga, nic tu nie ugram. Wracając słucham muzyki instrumentalnej amerykańskiego banku, tuż przed północą konsultant odbiera.

Sobotnie przedpołudnie. Jeszcze raz obdzwaniam banki. Konsultanci po nocnych imprezach i piwie na kaca stawili się w pracy, automat łączy z nimi od razu. - Jeśli utracił pan też dowód osobisty, to musi pan to zgłosić na policję – mówią stanowczo. OK…

Przyjaciel, znany z racjonalnego myślenia, wyjaśnił mi o co chodzi. - Oni ciebie na komendzie nie olali, tylko u nich ważne są statystyki i premie za spadek przestępczości. Profesjonalnie zadbali, żeby nie było nic na piśmie. Nie ma na piśmie, to się nie wydarzyło. Jak przez przypadek znajdą u złodzieja twój portfel i 10 innych skradzionych, to ten powie, że właśnie znalazł i zamierzał oddać. A więc nie ukradł. Statystyki i premie.

Drodzy wczasowicze. Jadąc na wakacje, weźcie koniecznie z sobą kartkę z numerem PESEL, hasła, loginy do bankowości internetowej, kody dostępu, szyfry do sejfów, akta notarialne itp. Ułatwicie chociaż pracę złodziejom, na banki i policję nie macie co liczyć.

Ostatnie wpisy