Tych którzy coś tam ględzili o wyprzedaży majątku narodowego za bezcen, uważano za oszołomów. Po blisko trzydziestu lat oszołomy ożyły. Chcą na siłę i często bezmyślnie repolonizować i nacjonalizować polską gospodarkę. Całe szczęście, że publikuję ten tekst na portalu polskiego wydawnictwa.
Z ostatnich dni ofensywy repolonizacyjnej. Wicepremier Piotr Gliński zasugerował w radiu RMF FM, że dobrym pomysłem byłaby polonizacja Lidla. W rozmowie z Robertem Mazurkiem wywiązuje się dialog.
– Reparacje nam się należą. To nie jest tak, że można przechodzić do porządku dziennego nad tym, co Niemcy zrobili w czasie II wojny światowej w Polsce – stwierdza minister kultury i dziedzictwa narodowego, co prowokuje pytanie redaktora Mazurka.
– Może na początek byśmy znacjonalizowali Lidla – pyta o sieć handlową należącą do niemieckiej grupy Swarz.
– Oczywiście, że przydałoby się, żeby Lidl był polski. Przecież konsekwencją II wojny światowej jest ta sytuacja np., że kapitał niemiecki, bardzo dobrze, że jest, ale jest go trochę za dużo – odpowiada wicepremier.
Panie Premierze,
pragnę twórczo rozwinąć Pana historyczno – ekonomiczną wypowiedź. Jako minister kultury i dziedzictwa narodowego, zna Pan zapewne w szczegółach Potop Szwedzki czyli najazd ich wojsk na Rzeczpospolitą w 1655 roku. Wojna i okupacja szwedzka to olbrzymie straty demograficzne, zniszczenia materialne i rabunek dóbr polskiej kultury. Idąc tokiem Pana Premiera myślenia, warto się zastanowić nie tylko nad reparacjami wojennymi od Szwedów, ale też nacjonalizacją czy tam polonizacją innej sieci handlowej, tym razem z branży meblarskiej. Chodzi o szwedzką Ikeę.
Z ostatnich dni ofensywy repolonizacyjnej. Polskie Koleje Linowe, zakupione przez zagraniczny fundusz private equity z siedzibą w Luksemburgu (znany w Polsce z inwestycji takich jakich jak Żabka i Lux Med.), i obecnie przejęty przez Państwowy Fundusz Rozwoju. Premier cieszy się z „powrotu naszego diamentu narodowego do państwa polskiego”. – Sprzedać za 215 milinów, żeby pięć lat później odkupić za 500 milionów – wszystko, rzecz jasna, z publicznej kasy. Niegospodarność to najłagodniejsze określenie, które przychodzi do głowy – pisze redaktor Łukasz Warzecha na portalu Warsaw Enterprise Institut. Co tu można dodać? Ręce opadają i ogarnia apatia. Jeśli wagoniki na stalowym drucie mają być państwowe, to karuzele w wesołych miasteczkach chyba też powinny. A strzelnice, gdzie wygrać można pluszowego misia winne podlegać Ministerstwu Obrony.
Być może, jeśli czytacie ten wpis, i przeczytacie kolejne, to tylko dlatego, że Wprost ma polskiego wydawcę. Ale za sprawą afery taśmowej, tym razem z premierem Morawieckim w roli głównej, powróciła sprawa repolonizacji mediów zwana mylnie dekoncentracją. A to zapewne dlatego, że zapis dźwiękowy rozmowy upublicznił Onet, należący do niemiecko–szwajcarskiego koncernu Ringier Axel Springer. Przypomnijmy, że stenogramy rozmów przy ośmiorniczkach polityków rządzącej wówczas Platformy Obywatelskiej opublikował znany wam tygodnik o polskim kapitale... Wtedy to było OK?
Prasa drukowana znika, jak kiedyś maszyny do pisania czy telegraf. Ale póki co istnieje. Istnieje właśnie dzięki koncentracji, a nie dekoncentracji (to pierwsze obniża koszty zarządzania, druku, kolportażu i treści dziennikarskich). Także dzięki zagranicznemu kapitałowi w mediach, który jest skłonny ponosić nawet straty z powodu produkcji papierowych wydań, by za jakiś czas czerpać zyski z internetowych portali. A nie da się dekoncentrować, czy polonizować portali. Władza może zablokować Internet. ale to już rozwiązanie północnokoreańskie, gdzie na studiach wykładana jest informatyka, ale dostępu do Internetu nie ma. Tą drogą chcecie iść?
Ponad rok temu pisałem na innym portalu: Jeśli zagraniczni (niemieccy) wydawcy będą zmuszeni do wyzbycia się części tytułów prasowych, to ktoś będzie musiał je kupić. A co, jak nie będzie oferenta? Będzie. Są spółki skarbu państwa, pieniędzy mają mnóstwo. Każdego przelicytują. Wszystko kupią, gdy będzie polityczny imperatyw. Pamiętacie telewizję familijną tworzoną za czasów AWS-u. Największe państwowe firmy włożyły tam spore pieniądze. Czy o taki scenariusz tu chodzi?
Taka właśnie sytuacja spotkała w Czechach wydawnictwo Bauer specjalizujące się w prasie rozrywkowej, poradnikach i magazynach telewizyjnych, także w Polsce z bogatym prasowym portfolio (Twój Styl, Oliwia, Bravo, Teletydzień itp). Czeskiego Bauera wykupiła firma zależna od tamtejszego premiera Babisza. W Czechach biznes bardzo blisko związany jest z polityką. Kraj, pod tym względem, idzie rosyjską drogą. Czy my też? Nie idźcie tą drogą. To ślepa uliczka.