Himalaizm – finasowanie trumien z kieszeni podatnika

Himalaizm – finasowanie trumien z kieszeni podatnika

Nawet nie trumien, bo zwłok zmarłych na najwyższe szczyty świata przeważnie nie da się odnaleźć. Dokładnie rok temu Polska żyła historią Tomasza Mackiewicza, który postanowił zdobyć zimą szczyt Nanga Parbat. Zginął w drodze powrotnej. Szedł z francuską himalaistką Elizabeth Revol. Ona przeżyła, on został bohaterem…

Tym razem, wyprawa na szczyt K2 w grudniu 2019. Jeśli się uda, będzie to pierwsze wejście zimą i olbrzymi sukces Polaków. Budżet: 2 miliony złotych. – Złożyliśmy wnioski, wszystko jest na dobrej drodze – mówi Onetowi szef Programu Polski Himalaizm Zimowy, Piotr Tomala. – Byłoby idealnie, gdyby państwo pokryło praktycznie całość kosztów. Chodzi o wnioski do Ministerstwa Sportu i Turystyki, które to dysponuje subwencjami na takie fanaberie.

Tomasz Mackiewicz uzależniony był od heroiny. Dwa lata spędził w Monarze. Jako jednemu z nielicznych udało się wyjść z nałogu. Paradoksalnie „narkomanem” pozostał, zmienił tylko uzależnienie. Potrzeba adrenaliny, konkretnie endorfiny wywołującej uczucie przyjemności, skierowała go na himalajską wspinaczkę – tak to określi specjaliści od uzależnień. Osierocił trójkę małych dzieci. Bohater???

Polscy himalaiści należą do światowej czołówki w tym ekstremalnym wyzwaniu. Liczba sukcesów można tu porównywać z liczbą tragedii. Czy rolą ministerstwa sportu jest wspieranie rosyjskiej ruletki? Gdy wchodzi się na strony ministerstwa, widać dużą aktywność resortu. Godne pochwały są subwencje na upowszechnianie sportu dzieci i młodzieży, finansowanie „ogólnodostępnych stref sportowo-rekreacyjnych, które mają szansę być miejscem pierwszej aktywności fizycznej dla dzieci, dorosłych i osób starszych”, czy dotacje na „poprawę stanu przyszkolnej infrastruktury sportowej”. Minister sportu Witold Bańka szczególną wagę przykłada do wspierania sportu niepełnosprawnych. Brawo.

Dotowanie sportu wyczynowego budzi już kontrowersje. Kolejni ministrowie wprowadzają własne koncepcje. Czy wspierać dyscypliny, w których mamy medalowe szanse na dużych imprezach, głównie igrzyskach olimpijskich, czy wspierać sportowców uprawiających niszowe dyscypliny, gdzie trudno o prywatnych sponsorów? Ciężko to rozstrzygnąć, choć niezupełnie. Można przyjąć, że państwo w ogóle nie powinno finansować zawodowych sportowców. Bo niby dlaczego. Jeśli ktoś, koniecznie chce strzelać z łuku, to niech sobie strzela. Niech to sfinansują liczni na zawodach kibice, może jakaś telewizja wykupi prawa do transmisji. Może jakiś bank umieści swoje logo pośrodku tarczy strzelniczej. Niech się związek łuczniczy się uaktywni i poszuka finansowania. Strzelanie z łuku ma piękną tradycje. Ze sportów zimowych polecam bobsleje. To taka wanna z pokrywką, w której zjeżdża się po torze lodowym. Bandy z banerami producentów lodów. Można? Można.

Kolejna kontrowersja. Spółki z udziałem skarbu państwa. Są bogate i sponsorują sport. Ostatnio głośno było umowie sponsorskiej Orlenu z Robertem Kubicą. Można to zrozumieć, bolid jeździ na benzynę, a stacje Orlenu mają rynkowych konkurentów. W takich przypadkach sponsoring jest jakoś uzasadniony. A czy kopalnie i elektrownie w Bełchatowie, czy w Zgorzelcu muszą zabiegać o klientów sponsorując koszykówkę, siatkówkę i klub piłkarski. Absolutnie nie. Czy jakiś kibic oglądając logo Polskiej Grupy Energetycznej na koszulkach zawodników podejmie decyzję o zakupie tony węgla, czy 100 megawatów prądu. Prawda, że absurd?

Ma to inny sens – przekonuje Dariusz Matuszak, specjalista od marketingu sportowego, wieloletni promotor polskiej siatkówki. – Bełchatów czy Zgorzelec, to miasta monokulturowe. Wszystko tam kręci się wokół tych przedsiębiorstw. To nie tylko gest wobec lokalnej społeczności, ale forma zarządzania pracownikami. Lepiej, żeby młody chłopak trenował w klubie, niż pił tanie wino przy osiedlowym śmietniku. Lepiej, żeby jego ojciec z dumą oglądał mecze swojej drużyny, niż przesiadywał nad kuflem z piwem – wyjaśnia Matuszak. Można przyznać rację tym argumentom. Ale do finansowania himalaizmu z państwowej kasy nikt mnie nie przekona. Proszę bardzo, niech się wspinają, życzę powodzenia. Jak zdobędą szczyt, gratulacje. Jak wrócą żywi tym większa ulga i gratulacje. Ale jeśli zginą, osierocą dzieci, to niech zrobią to za własne, a nie podatnika pieniądze. Sponsorem samobójców na pewno nie być nie chcę.

PS. Już po napisaniu tego tekstu dostałem aktualne badania opinii publicznej. Badania przeprowadziła renomowany portal badawczy Ariadna. Okazuje się, że za finasowaniem polskiej wyprawy na K2 kwotą 2 milionów złotych przez Ministerstwo Sportu i Turystyki jest 36 procent Polaków, a przeciw jest 49 procent. Na pytanie, czy w Twojej opinii sport powinien być finansowany z budżetu państwa, 60 procent powiedziało, że TAK, 25 procent że NIE.

Ostatnie wpisy