Listy do nauczycieli – fotografie losu

Listy do nauczycieli – fotografie losu

Szanowni nauczyciele, Tak po ludzku to was rozumiem. Każdy chce zarabiać więcej. A najlepiej, to mało pracować i dużo zarabiać. Rozumiem wasze rozgoryczenie faktem, że zawsze wasz zawód był niedoceniany, że traktowano was jak misjonarzy mających nieść kaganek oświaty, kierując się jakimś tam powołaniem, jakby chodziło o stan kapłański. A wy macie rodziny, dzieci, alimenty, kredyty, normalne potrzeby i wiedzę, że w Warszawie nie można znaleźć motorniczego tramwaju za pensję 6 500 złotych. Ale przyznajcie, część z was sama sobie pościeliła to łoże.

Szanowny Panie Adamie (nauczyciel geografii, lat 42, mieszka w Warszawie, kawaler):

To już było po zmianie ustroju, kiedy podjął pan decyzję o studiach na Uniwersytecie Warszawskim. Interesowały pana rzeki, góry, egzotyczne kraje i oceaniczne rowy. Przed telewizorem spędzał pan długie godziny oglądając programy na National Geographic. Przyznaje, ciekawe zainteresowania. Ale pomiędzy dokumentami o topniejących lodach Arktyki, a życiem seksualnym żółwi, powinien pan przełączyć się na TVN Biznes i Świat i posłuchać coś o rynku pracy. Dowiedziałby się pan, że po niektórych kierunkach studiów nie ma pracy. A jeśli już jest, to niskopłatna i na początku zawodowej kariery i także na jej emerytalnym kresie. A tak jest właśnie w zawodzie nauczyciela.

Przepraszam, może niesłusznie zarzucam panu ignorancję. Może doskonale pan wiedział, co czeka pana po studiach geograficznych. Wiedział pan że szanse, iż ktoś opłaci panu ekspedycje w Pireneje celem których ma być opis życia tamtejszych ptaków, sępa płowego i ścierwika zwyczajnego, są szansami niemal zerowymi. Może po prostu, jako świeżo upieczony maturzysta, czyli posiadacz świadectwa dojrzałości, podjął pan świadomą i właśnie dojrzałą decyzję o swojej nauczycielskiej przyszłości. Żyjemy na tyle w wolnym kraju, by podejmować dowolne decyzje i ponosić tego pełne konsekwencje.

Szanowna Pani Jadwigo (nauczycielka angielskiego, 57 lat, mieszka w okolicach Włodawy na Polesiu, rozwódka, jedno dorosłe dziecko)

Powiedziała pani reporterce radiowej, że popiera pani postulaty strajkujących nauczycieli i też chce więcej zarabiać, ale ogólnie to teraz jest pani i tak zadowolona i niczego więcej nie potrzebuje, a strajku nie popiera. Mocno to pokrętne, ale staram się panią zrozumieć. Znam dobrze Włodawę i jej okoliczne wioski, bo spędzam tam lato nad jeziorem Białym. Widzę, że u was z roku na rok raczej gorzej a nie lepiej. Zakłady przemysłowe pamiętające czasy komuny już dawno zamknięte, młodzi ludzie wyjechali do miast albo jak pani córka za granicę. Poza sezonem letnim ponure to miejsce. Można się zanudzić, albo zapić na śmierć.

Ale miejscowa elita wcale się nie nudzi. A pani to właśnie elita, elita intelektualna i… finansowa. Spotykacie się wieczorami na herbatkę a w sobotę na winko z lokalnej wytwórni. Z aptekarzem, proboszczem, właścicielem sklepu ze wszystkim, kierownikiem oddziału PKO BP i innymi VIPami, dyskutujecie o problemach tego świata. Gdy jest pogoda, wspólne wędrówki po okolicznych lasach, a nawet spływ kajakowy.

Rozumiem, że to pani świat. Dom wyremontowany jeszcze przez męża, jakoś się trzyma. Samochodu pani nie mam i nie chce mieć. Zresztą gdzie tu niby jeździć.

No i ten angielski. Jak tylko jakiś obcokrajowiec z Zachodu się tutaj pojawi zawsze do pani po pomoc dzwonią. Białorusini i Ukraińcy to żaden problem. Można się dogadać, ale ostatnio jakiś Szwed turystycznie przyjechał rowerem i o wszystko wypytywał.

Szanowny Panie Krzysztofie (nauczyciel chemii, 31 lat, mieszka we Wrocławiu, żonaty, jedno małe dziecko).

Szczerze mówiąc podziwiam pana umiejętności. Ja w szkole zawsze miałem z chemią problemy. Jakieś skomplikowane wzory, dziwne nazwy, a najgorsze to były ćwiczenia, gdzie trzeba było jakieś płyny z probówek wymieszać. Czarna magia.

Skończył pan dobrą uczelnię, pana praca magisterska była publikowana w uczelnianym periodyku „Świat pierwiastków”. Jeszcze w czasie studiów zaliczał pan praktyki w laboratoriach znanej polskiej firmy kosmetycznej. Wiem, że był pan dobrze oceniany. Z pracą w takiej właśnie firmie wiązał pan duże nadzieje. Pijąc whisky z kolegami żartował pan, że stworzy pan maść na porost włosów. Czym więcej whisky, tym większy sukces. Patent na maść, olbrzymie pieniądze, może Nobel z chemii. Rano kac, chemiczne zatrucie alkoholem.

Na stażu rutyna, banalne czynności. Ciągle to samo przelewanie jakiejś cieczy przez wielkich rozmiarów urządzenie ze szklanymi rurkami. Pieniądze nawet niezłe, ale trzech kumpli z uczelni sklep z farbami otworzyło, z Chiny je sprowadzają. To dopiero jest kasa, nowe samochody sobie pokupowali.

Pana firma upadła, najpierw zwolnienia, opóźnione wypłaty i koniec. Podobno zagraniczny, wielki koncern kosmetyczny opanował rynek. Mówi pan, że to nie fair. Nie proszę pana, tak to bywa.

Teraz uczy pan chemii w liceum. Nie chciał pan dołączyć do kolegów od sklepu z farbami, a raczej to oni nie chcieli dzielić się kasą z kolejnym wspólnikiem. Ma pan żal. Rozumiem, ale tak to bywa. Reporterowi lokalnej gazety mówił pan w bardzo ostrych słowach, że płace w oświacie to skandal, że mają kasę na krowy i świnie, a nie na wykształconych nauczycieli.

Panie Krzysztofie, niech pan nie marudzi. Jest pan młody i zdolny. Ma pan potencjał i ambicje. Jak nie sklep z farbami, to może klejami niech pan handluje. Zna się pan na klejach. No życzę tej maści na porost włosów. Autorowi tego listu bardzo się przyda.

Ostatnie wpisy