Oto Paszko, bękart króla Kazimierza, który pod Grunwaldem walczył sam przeciw wszystkim. Nie tylko wtedy – i też w przyszłości i w przeszłości, i w naszym świecie i w każdym alternatywnym, jaki można sobie wyobrazić. I co za dużo to niezdrowo.
Zanim o książce, to przepraszam za kilkutygodniową nieobecność. Rzucało mną trochę po życiu i po świecie, ale wciąż coś sobie czytałem, więc mam dzięki temu przynajmniej sporo książek do omówienia. Pierwsza z nich to też trochę zaległość. „Wieczny Grunwald” Szczepana Twardocha ma już dwa lata, w międzyczasie autor nawet dostał nawet Paszport Polityki, ale to już chyba za coś świeższego. Ta powieść z kolei należy do świetnej serii „Zwrotnice czasu”, w której rozmaici fantastyczni pisarze pokazują alternatywne wersje naszej polskiej historii. I tu od razu trzeba przyznać, że Twardoch podszedł do zadania „alternatywności” znacznie odważniej i głębiej niż inni. W jego powieści jest ona metaalternatywnością, autor nie opisuje tu jednej innej wersji wydarzeń – jego Paszko jest świadomy wszystkich i płynnie przechodzi pomiędzy światami, czasami i wszystkim, co jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. Pięknie stylizowaną polszczyzną Twardoch żongluje czasoprzestrzenią i wersjami światów z mistrzowską gracją, wszystko opisując osią konfliktu polsko-niemieckiego. Bo ten jest zawsze i wszędzie. Był, jest i będzie. A w samym jego środku tkwi Paszko, bękart córki niemieckiego kupca i polskiego króla, który nigdzie nie jest u siebie i nieskończoną ilość razy ponosi porażkę. A wszystko w szeroko pojętym strumieniu zdarzeń i strumieniu świadomości, bez wyrazistego końca i początku, właściwie bez powieściowej konstrukcji jako takiej.
I właściwie to mój podstawowy problem z tą książką. Jest mocno, mądrze, ciekawie, w wielu miejscach fascynująco, ale ja lubię powieści, które idą skądś dokądś. Poza ogólnym wrażeniem, że świat jest skomplikowany a człowiek jako jednostka ma raczej przechlapane chciałbym mieć wrażenie, że przeczytałem coś wyrazistego i jednorodnego. Może nawet „Wieczny Grunwald” to powieść ważna i wybitna, ale ja wolę po prostu inne konstrukcje – ot taka ze mnie prosta chłopina. A tym większe niezaspokojenie po lekturze, że historie alternatywne to jeden z moich ulubionych kulturowych zakątków. Cóż poradzić... Pewnie jeszcze kiedyś sięgnę po jakąś książkę Twardocha, ale nie sądzę, by w najbliższych miesiącach.
„Wieczny grunwald” Szczepan Twardoch; Wyd. Narodowe Centrum Kultury 2011
I właściwie to mój podstawowy problem z tą książką. Jest mocno, mądrze, ciekawie, w wielu miejscach fascynująco, ale ja lubię powieści, które idą skądś dokądś. Poza ogólnym wrażeniem, że świat jest skomplikowany a człowiek jako jednostka ma raczej przechlapane chciałbym mieć wrażenie, że przeczytałem coś wyrazistego i jednorodnego. Może nawet „Wieczny Grunwald” to powieść ważna i wybitna, ale ja wolę po prostu inne konstrukcje – ot taka ze mnie prosta chłopina. A tym większe niezaspokojenie po lekturze, że historie alternatywne to jeden z moich ulubionych kulturowych zakątków. Cóż poradzić... Pewnie jeszcze kiedyś sięgnę po jakąś książkę Twardocha, ale nie sądzę, by w najbliższych miesiącach.
„Wieczny grunwald” Szczepan Twardoch; Wyd. Narodowe Centrum Kultury 2011