Świętuję 8 marca, ale nie chodzę na manify. Zmiany społeczne zachodzą moim zdaniem niezależnie od liczby kilometrów, które wydrepcze sobie jakiś pochód. Wymuszają je raczej przeobrażenia w sferze technologii… Dajmy jednak spokój z socjologicznymi rozważaniami.
Piszę o manifie, bo na jednym z portali natknęłam się na informację: „Pierwsza manifa odbyła się w Warszawie 8 marca 2000 r. i wzięło w niej udział 200 osób. Pod hasłem: Demokracja bez kobiet to pół demokracji”.
Otóż ja mam inne wspomnienie. Jest rok 1998 albo 1999. Plac Zamkowy w Warszawie. Chłodna sobota albo niedziela. Pod Kolumną Zygmunta stoi grupka mężczyzn z Piotrem Ikonowiczem, posłem niezrzeszonym, jeszcze wówczas szefem PPS’u i mężem Zuzanny Dąbrowskiej na czele. Oprócz niego kilku działaczy PPS’owskiej młodzieżówki: Karol Kretkowski, Maciek Stańczykowski. Stoją ze skleconymi naprędce transparentami i krzyczą: „8 marca, Dzień Kobiet, zostawcie nasze macice!!!”. Tak więc pierwsza manifa to była walka mężczyzn o prawa kobiet do aborcji. Ja też tam byłam. Stałam z koleżankami kilkanaście metrów dalej i pamiętam, że było mi i śmieszno i straszno.
I pewnie przez to wspomnienie manifa zawsze będzie dla nie miała coś z filmów Barei albo z „Czterdziestolatka”. A te produkcje przyjemniej jednak oglądać w domu na kanapie, niż na ulicy marcową porą…
Piszę o manifie, bo na jednym z portali natknęłam się na informację: „Pierwsza manifa odbyła się w Warszawie 8 marca 2000 r. i wzięło w niej udział 200 osób. Pod hasłem: Demokracja bez kobiet to pół demokracji”.
Otóż ja mam inne wspomnienie. Jest rok 1998 albo 1999. Plac Zamkowy w Warszawie. Chłodna sobota albo niedziela. Pod Kolumną Zygmunta stoi grupka mężczyzn z Piotrem Ikonowiczem, posłem niezrzeszonym, jeszcze wówczas szefem PPS’u i mężem Zuzanny Dąbrowskiej na czele. Oprócz niego kilku działaczy PPS’owskiej młodzieżówki: Karol Kretkowski, Maciek Stańczykowski. Stoją ze skleconymi naprędce transparentami i krzyczą: „8 marca, Dzień Kobiet, zostawcie nasze macice!!!”. Tak więc pierwsza manifa to była walka mężczyzn o prawa kobiet do aborcji. Ja też tam byłam. Stałam z koleżankami kilkanaście metrów dalej i pamiętam, że było mi i śmieszno i straszno.
I pewnie przez to wspomnienie manifa zawsze będzie dla nie miała coś z filmów Barei albo z „Czterdziestolatka”. A te produkcje przyjemniej jednak oglądać w domu na kanapie, niż na ulicy marcową porą…