Miałkie triki bankowego lobbysty

Miałkie triki bankowego lobbysty

Sprawa frankowiczów to trochę taka współczesna Targowica. Mają tego świadomość zarówno poszkodowani przez toksyczny kredyt, jak również nasze elity władzy. Ani za czasów rządów PO-PSL, ani w okresie dobrej zmiany: nikt nie kiwnął paluszkiem, aby choć trochę poprawić los Polaków ubranych w tzw. „kredyt frankowy”. Pomimo faktu, że liczebność ofiar tego bankowego szaleństwa, to pewnie populacja ok. 1,5 mln naszych rodaków.

Tym bardziej boli, kiedy odświeża ten temat jakiś bankowy lobbysta, próbując dowieść, że przecież nic się nie stało. Taką właśnie, niedorzeczną akcję wykonał ostatnio urzędnik Związku Banków Polskich – Przemysław Barbich. Na łamach Dziennika Gazeta Prawna, Autorstwa pana Barbicha, ukazał się w dniu 13 lutego br. tekst pt. „Frankowicze są w lepszej pozycji, niż złotówkowicze”.

Na marginesie dodam, że mocno zadziwiająca jest postawa redakcji DGP. Gdyby do mnie taka publikacja trafiła, już po zerknięciu na tytuł, zaleciłbym autorowi dłuższy spacerek na świeżym powietrzu… Tak się jednak nie stało i artykuł ten został opublikowany.

Pan „redaktor” tym bardziej mi podpadł, iż naruszył moje dobra osobiste. Oto pierwszy akapit tego tekstu, gdzie zostałem postawiony pod ścianą przez pana Barbicha:

„Od dłuższego już czasu obserwuję w prasie zalew informacji o charakterze ekonomicznym, które, jak się wydaje, z ekonomią nie mają nic wspólnego. Różnej maści eksperci tonem nieznoszącym sprzeciwu wypowiadają teorie, które nie śniły się filozofom.

Często są to ci sami ludzie, którzy jeszcze kilka lat temu mówili coś zupełnie odmiennego.

Przykładem może być tu Krzysztof Oppenheim, który w 2009 r. w jednej z ogólnopolskich gazet mówił, że: „Jeśli planujemy zadłużyć się w CHF, to teraz jest najlepszy moment”.

Jako osoba sporo pisząca na tematy ekonomiczne, nie omieszkam zwrócić uwagi, na grafomańską narrację, stosowaną przez pana Barbicha. Przykładem tu jest drugie zdanie z cytowanej publikacji. Ten kwiecisty język wypowiedzi na poważne tematy, określić można jako styl a`la „ekonomiczna mniszkówna”.

Aby nie być gołosłownym, że Pan Barbich nadużywa zaufania czytelników i manipuluje cytowaną wypowiedzią – pewnie celem zdyskredytowania mojej osoby – przytoczę kilka następnych zdań z tego tekstu:

(…) „W dłuższym dystansie frank na pewno straci na wartości wobec złotówki, zyskamy więc nie tylko na niższej racie (przez cały okres, kiedy spłacamy zadłużenie w CHF), ale możemy też w prosty sposób zmniejszyć sobie zadłużenie. A gdyby frank faktycznie się mocno osłabił, możemy przejść na złotówki”.

Wracając do stawianego mi zarzutu przez bankowego lobbystę, odpowiadam na powyższe. Pan Barbich użył w swoim tekście jedno zdanie wyrwane z kontekstu. Chodzi o moją opinię dla Rzeczpospolitej z dn. 16 marca 2009 roku, kiedy to kurs franka wynosił ok. 3.10 – 3.15 PLN. Wymowny jest już sam tytuł tej publikacji: „Jeśli wybrałeś franki szwajcarskie, zadłuż się, gdy kurs tej waluty jest wysoki”.

Aby lepiej dowieść swoich racji, przytoczę jeszcze jedną moją wypowiedź z podobnego okresu, tym razem dla Pulsu Biznesu. Chodzi o publikację z dnia 27 marca 2009 r. pt. „Czy warto mieszkać z frankiem?”. Poniżej fragmenty tego tekstu:

„Odważnym eksperci podpowiadają (…) przejście ze złotego na walutę: franka lub euro.

– Jeżeli uznamy za prawdopodobną obniżkę kursu franka wobec złotego, przechodząc na franki, mamy dwie korzyści: niższe oprocentowanie i możliwość zarobienia na kursach walut. Zasada jest prosta: gdy spada cena franka, to jednocześnie maleje wartość naszego zadłużenia. Ale takie działanie powinno mieć również ciąg dalszy.

W sytuacji, gdy już skorzystamy na różnicy kursowej, następnym krokiem powinien być powrót do... złotego. Taka taktyka sprawdziła się już w ubiegłym roku (tj. w 2008 r.), gdy ktoś posiadał kredyt we frankach, udzielony w latach 2003-07. Na taki krok udało mi się namówić wielu klientów – twierdzi Krzysztof Oppenheim”.

Przypomnijmy zatem: już w okresie wakacji 2009 roku, kurs franka znacząco się osłabił, osiągając poziom ok. 2.75 – 2.80 PLN. I właśnie wtedy warto było znowu przejść na złotówki. Było to w pełni zgodnie z moimi zaleceniami, co wynika wprost z obydwu wymienionych publikacji. W tym także: zacytowanej przez urzędnika Związku Banków Polskich.

Parę dni temu wysłałem do Gazety Prawnej tekst, będący polemiką do artykułu Pana Barbicha, nie mam jeszcze zwrotnej informacji, czy zostanie zamieszczony na łamach DGP. Poniżej ostatni akapit tejże polemiki:

„Swoją drogą, moją wątpliwość budzi sens dopuszczania do głosu przedstawicieli ZBP, w tak drażliwej sprawie. Opinie tej instytucji będą zawsze skrajnie nieobiektywne i sprawiają, że taką publikacją rozdrapujemy rany narodowe, eskalując jedynie problem „frankowy”. Zamiast próbować tenże rozwiązać, co wbrew pozorom nie jest takie trudne. Pod warunkiem jednak, że głos w tej sprawie będą zabierać prawdziwi eksperci, a nie bankowi lobbyści”.

Ostatnie wpisy