Samouczek bezpiecznego niespłacania kredytów (7)

Samouczek bezpiecznego niespłacania kredytów (7)

Kiedy tracimy płynność finansową, czego skutkiem jest m.in. brak możliwości spłaty kredytów, zwykle wpadamy w panikę. Najczęściej w takich sytuacjach dłużnicy popełniają błąd za błędem, co – jak się łatwo domyśleć – tylko znacząco pogarsza ich sytuację. Dzisiejszy odcinek Samouczka będzie dotyczył tego tematu.

Pierwsza reakcja, kiedy uświadamiamy sobie, że nie udźwigniemy rat, bo np. spadły nasze dochody, to strach. Na dodatek połączony z poczuciem winy: tak bowiem jesteśmy nauczeni od dziecka, że kredyty trzeba zawsze spłacać. Dość szybko otrzymujemy ponaglenia żandarmów z banku: jak tylko o czasie nie wpłynie rata, będą do nas dzwonić, sms-ować i wysyłać maile. Potem także płatne monity.

Oto wykaz błędów, w tym także błędnych założeń, które spotykam niemal powszechnie w działaniach osób, które tracą możliwość obsługi swoich zobowiązań wobec instytucji finansowych (w tym głównie: banków).

1. Założenie, że bank wyciągnie do nas pomocną dłoń.

Kredyt (kredyty) spłacaliśmy przez długi czas bez opóźnień. W banku nas przecież wszyscy lubią, dostajemy nawet czasem jakieś upominki, czy zaproszenia. Z kredytodawcą jesteśmy związani już kilka lat, mamy tam nie tylko kredyt, ale także konto osobiste, czy firmowe. Może nam się wydawać, że w sytuacji, kiedy posiadamy okresowe problemy ze spłatą rat – na pewno możemy liczyć na czasowe ich obniżenie, lub na kilka miesięcy „wakacji” kredytowych.

Niestety, wszystkie te założenia są błędne. Najlepiej przekonali się o tym frankowicze, którzy – na dodatek – wpakowali się nierzadko w toksyczny kredyt za namową „doradcy” bankowego. W przypadku problemu ze spłatą kredytu, nasza sprawa trafia do odrębnej komórki, a tam nie ma miejsca na negocjacje i nikt nad sprawą się nie pochyli. Stosuje się narzucone z góry procedury, jakkolwiek byłyby one absurdalne. Zwykle też bank nie chce „bawić się” w długofalowe rozwiązania, co najwyżej zaproponuje niższą ratę na okres od 3 do 6 miesięcy. A więc przy poważniejszych problemach kredytobiorcy, nie ma on szans dogadać się z bankiem w kwestii restrukturyzacji „szytej na miarę”, co powinno być podstawą tego typu działań pomocowych.

2. Bankowe pułapki.

Kiedy tracimy płynność finansową, a nie straciliśmy jeszcze zaufania do kredytodawcy, ten może nas podejść. Najczęściej spotykane zasadzki, jakie może nam przedstawić bank, jako „opcję pomocy” wymieniam poniżej:

a. dołączenie kogoś do kredytu jako współ-kredytobiorca, lub poręczyciel.

b. przedstawienie dodatkowego zabezpieczenia kredytu (np. hipoteki na nieruchomości osoby trzeciej).

c. dobrowolne poddanie się egzekucji w trybie art. 777 k.p.c.

d. dokonanie na rzecz spłaty zaległości tzw. wpłaty uwierzytelniającej, która potwierdzi (według banku) dobrą wolę dłużnika w kwestii kontynuacji spłaty zobowiązania.

Wszystkie powyżej wymienione działania, to niecne podstępy ze strony kredytodawcy, które finalnie postawią dłużnika jedynie w znacznie gorszej sytuacji, kiedy problem pojawi się ponownie. Bowiem zwykle w zamian za wykonanie jednej (lub kilku) z wymienionych czynności, uzyskamy bardzo niewiele. Na przykład niższą ratę na kilka miesięcy.

3. Uwaga na naciągaczy!

Bardzo się rozrosła branża oddłużeniowa. Na pewno w tym gronie jest sporo profesjonalnych kancelarii, które prawidłowo przeprowadzą klienta przez procedurę ogłoszenia upadłości konsumenckiej. Ale ogłasza się też wiele kancelarii (często są to firmy sieciowe), które deklarują skuteczne pośrednictwo przy działaniach w zakresie zmniejszenia rat na drodze negocjacji z bankami, chodzi to głównie o kredyty detaliczne (czyli: nie te, dla przedsiębiorców).

Powiem wprost: to zwykli oszuści! Ich praca polega na wysyłaniu do banków poważnie brzmiących korespondencji, które i tak zostaną przez wierzyciela zignorowane. A za takie „usługi doradcze” dana firma pobiera naprawdę słone wynagrodzenie: obecnie pomagam dwóm klientom, którzy za tego typu pseudo-pomoc zapłacili po kilkanaście tysięcy złotych.

4. Nieodbieranie korespondencji

W pewnym momencie, kiedy dochodzimy do wniosku, że nie jesteśmy w stanie spłacać zobowiązań wobec banków (czy też innych długów), zaległości z miesiąca na miesiąc rosną. Najgłupszą rzeczą, jaką wtedy możemy robić to ignorowanie przychodzących korespondencji. Czyli udajemy, że nas nie ma.

Taka „metoda strusia” to miód na serce (no, może raczej na portfel) wierzyciela. Wystarczy, że nie odbierzemy jednej przesyłki z sądu, a był tam pozew o zapłatę – i … szybko zapuka do nas komornik.

Wbrew pozorom obrona przed egzekucją komorniczą (tj. aby do niej nie doszło) nie jest czynnością skomplikowaną. Ale tracimy jakiekolwiek szanse na powstrzymanie komornika, jeśli nie będziemy odpowiadać w terminie na pozwy o zapłatę. Przykładowo: odpowiedź na pozew z e-Sądu to praca, która nie wymaga więcej niż … 3 minut. Tyle bowiem czasu potrzeba na napisanie sprzeciwu. W pełni profesjonalnie!

Na tym kończę pierwszy zestaw „błędów i wypaczeń” przy działaniach dłużników, kiedy nie są oni w stanie wysupłać środków na raty kredytów.

W następnym odcinku Samouczka przedstawię inne nierozważne działania i zaniechania osób, które utraciły płynność finansową i nie wiedzą jak sobie poradzić z brakiem możliwości spłaty zobowiązań wobec banków (i/lub firm pożyczkowych).

Ostatnie wpisy