We wtorek w samo południe pan Radosław wychodzi do dziennikarzy. Uśmiech szeroki ma i błyszczący. Mówi, że w sprawie tego, co powiedział Amerykanom, to on już się wypowiedział w jednym z portali i więcej się nie wypowie. Ucieka w obstawie.
Potem do dziennikarzy wychodzi jednak pani Ewa i mówi, że jeśli pan Radosław się nie wypowie, to ona go nie będzie tolerować. Pan Radosław chce być tolerowany przez panią Ewę. Wychodzi więc jeszcze raz do dziennikarzy. Nie uśmiecha się już nic a nic. Mówi, że to, co on powiedział Amerykanom, o tym, co pan Władimir powiedział panu Donaldowi, to pan Władimir wcale nie powiedział, bo się w ogóle z panem Donaldem nie spotkali. To, że on, pan Radosław, powiedział Amerykanom, że pan Władimir powiedział coś panu Donaldowi, czego Władimir wcale nie powiedział, pan Radosław tłumaczy tym, że on kocha Ukrainę i mu jest bardzo przykro, że pan Władimir z Ukrainą tak nie ładnie. I żeby mu wybaczyć. Znaczy panu Radosławowi, panu Władimirowi nie, broń Boże. Panu Radosławowi natychmiast wybacza pan Stefan, kolega z jego organizacji. Mówi, że pan Radosław jest cacy, a dziennikarze, którzy zadają mu pytania są fe. Dokładnie nazywa ich "szczujnią". Pan Stefan na pewno ma rację. On, pan Radosław, pani Ewa, pan Donald i pan Władimir należą do podgatunku homo sapiens, którego przedstawiciele zawsze mają rację. Nawet wtedy, gdy mówią, że tego co mówi, gdy to mówili, to oni wcale nie mówili.