Szczypiące, popękane usta, uczulenie na kaloryfery, wysypka na rękach, swędzące łydki, pękające pięty, ciągła senność i zmęczenie, krew w nosie, ciągłe marzenie o łóżku z książką – w grudniu moje ciało, jak co roku, buntuje się i rozpada. A w nas wszystkich od tej ciemności budzi się dziecko. Na jego pojawienie się już czekają sklepowe wystawy, kolorowe światełka na ulicach, oferty kredytowe, panowie spod ciemnej gwiazdy poprzebierani za Mikołajów, świąteczne zestawy, słowem, tonące w ciemności i sztucznym świetle, zakorkowane i zamarznięte na kość miasta.
Jeżeli chcecie rzucać palenie albo zacząć się ostro odchudzać, albo zrobić cokolwiek, co wymaga dojrzałej decyzji, musicie poczekać z tym do sylwestra i ująć w formę noworocznych postanowień. Bo taki jest styczeń. Grudzień, z tym budzącym się w nas dzieckiem, służy do folgowania sobie. Typowy pod tym względem był post na Facebooku: zdjęcie, na którym mój znajomy otwiera nożem wielkie, kilogramowe pudełko lodów. Podpis: „Jesienna chandra wymaga szczególnych rozwiązań”. Cóż, właśnie obudziło się w nim dziecko i postanowił „sobie to wszystko jakoś wynagrodzić”. Bo jest ciemno, bo jest zimno, bo swędzi od kaloryferów...
Robiąc świąteczne zakupy lub tylko idąc na spacer do centrum handlowego (przestrzeń jasna i ogrzana, gdzie można się trochę wybiegać), pamiętajmy o tym, jakimi mechanizmami kieruje się dziecko podczas zakupów. Bo teraz ono będzie nas prowadziło, a my będziemy płacić za jego zachcianki. Na pewno obcy jest mu rozsądek i na to głównie liczą sklepy ze świątecznymi ofertami. Na pewnie nie kupuje tylko takich rzeczy, których nie ma albo których bardzo potrzebuje. Na pewno kupuje oczami, kupuje na zapas, bo teraz jest w zestawie i z dołożoną bombką, a od stycznia będzie bez zestawu i bez bombki za te same pieniądze. Na pewno jest wyczulone na mechanizm nagradzania. Kojarzy go z ciepłem, zacisznością, czerwonym światłem, kolędami, zapachem grzanego wina czy słodyczy. Centra handlowe na każdym kroku polecają nam nagrodzić się, rozpylają zapachy pierniczków, cynamonu i grzańca, bombardują czerwonym światłem. Nie kupuj prezentów innym! Przynajmniej jeszcze nie teraz. Kup prezent sobie! To dlatego wystawiamy te prezenty już w listopadzie! To ty sam zasługujesz na nagrodę już za samo to, że musiałeś dziś pracować, że musisz jutro znowu wstać, że w ogóle musisz żyć w tym całym grudniu.
A znowu mechanizm nagrody to pojęcie, które zapożyczyłem z terminologii stosowanej przy leczeniu uzależnień. I tu wracamy do tych zakazów, co to od stycznia tak, ale w grudniu nie. Najpierw grudniowy upadek, potem styczniowe podźwignięcie. Najpierw dajmy sobie w żyłę, jeśli idzie o jedzenie czy debet na karcie, a od stycznia będziemy rozsądni. A teraz spójrzmy na to, co przynosimy ze sobą do domu, co kupiliśmy sobie na pocieszenie – wódkę czy lody? Torebkę czy książkę? Wyjazd na Kubę czy może masaż we własnym domu... To dużo mówi o nas, i o tym, jakie konkretnie jest to mieszkające w nas (i domagające się zabawek) dziecko. Co wkłada nam do koszyka ponad program zapisany na kartce? Dlaczego akurat to? W koszyku znajdujemy witaminy, suplementy diety i kosmetyki (dziecko chce czuć się młode, zdrowe i tryskające blaskiem), lody (dziecko chce być małe i zaszyć się w ciepłym), alkohole (dziecko przeżywa okres buntu), luksusowe przedmioty, takie jak pióra Montblanc czy portfele Louis Vuitton (dziecko chce poczuć się ważne), książki o łatwej akcji, którą miło się śledzi (dziecko już nie chce czytać trudnych utworów!)... Nie walczmy z dzieckiem w nas, ale obserwujmy je. Jeśli całkowicie przestaniemy się nim interesować, może zacząć bawić się zapałkami i podpalić cały dom. Nie do końca jeszcze spłacony... ■
Robiąc świąteczne zakupy lub tylko idąc na spacer do centrum handlowego (przestrzeń jasna i ogrzana, gdzie można się trochę wybiegać), pamiętajmy o tym, jakimi mechanizmami kieruje się dziecko podczas zakupów. Bo teraz ono będzie nas prowadziło, a my będziemy płacić za jego zachcianki. Na pewno obcy jest mu rozsądek i na to głównie liczą sklepy ze świątecznymi ofertami. Na pewnie nie kupuje tylko takich rzeczy, których nie ma albo których bardzo potrzebuje. Na pewno kupuje oczami, kupuje na zapas, bo teraz jest w zestawie i z dołożoną bombką, a od stycznia będzie bez zestawu i bez bombki za te same pieniądze. Na pewno jest wyczulone na mechanizm nagradzania. Kojarzy go z ciepłem, zacisznością, czerwonym światłem, kolędami, zapachem grzanego wina czy słodyczy. Centra handlowe na każdym kroku polecają nam nagrodzić się, rozpylają zapachy pierniczków, cynamonu i grzańca, bombardują czerwonym światłem. Nie kupuj prezentów innym! Przynajmniej jeszcze nie teraz. Kup prezent sobie! To dlatego wystawiamy te prezenty już w listopadzie! To ty sam zasługujesz na nagrodę już za samo to, że musiałeś dziś pracować, że musisz jutro znowu wstać, że w ogóle musisz żyć w tym całym grudniu.
A znowu mechanizm nagrody to pojęcie, które zapożyczyłem z terminologii stosowanej przy leczeniu uzależnień. I tu wracamy do tych zakazów, co to od stycznia tak, ale w grudniu nie. Najpierw grudniowy upadek, potem styczniowe podźwignięcie. Najpierw dajmy sobie w żyłę, jeśli idzie o jedzenie czy debet na karcie, a od stycznia będziemy rozsądni. A teraz spójrzmy na to, co przynosimy ze sobą do domu, co kupiliśmy sobie na pocieszenie – wódkę czy lody? Torebkę czy książkę? Wyjazd na Kubę czy może masaż we własnym domu... To dużo mówi o nas, i o tym, jakie konkretnie jest to mieszkające w nas (i domagające się zabawek) dziecko. Co wkłada nam do koszyka ponad program zapisany na kartce? Dlaczego akurat to? W koszyku znajdujemy witaminy, suplementy diety i kosmetyki (dziecko chce czuć się młode, zdrowe i tryskające blaskiem), lody (dziecko chce być małe i zaszyć się w ciepłym), alkohole (dziecko przeżywa okres buntu), luksusowe przedmioty, takie jak pióra Montblanc czy portfele Louis Vuitton (dziecko chce poczuć się ważne), książki o łatwej akcji, którą miło się śledzi (dziecko już nie chce czytać trudnych utworów!)... Nie walczmy z dzieckiem w nas, ale obserwujmy je. Jeśli całkowicie przestaniemy się nim interesować, może zacząć bawić się zapałkami i podpalić cały dom. Nie do końca jeszcze spłacony... ■