Rok 2016 w trzech odsłonach

Rok 2016 w trzech odsłonach

Trzy kwestie z 2016 roku są warte odnotowania. Na szczęście jedna z nich jest pozytywna. Szkoda, że zasługą polskiego rządu są dwie pozostałe, negatywne.

Miniony rok obfitował w wydarzenia, dlatego wybór trzech najważniejszych jest bardzo trudny. Uznałem, że najważniejsze to te zdarzenia, które albo mają zasięg światowy, albo tworzą lub wskazują długofalowy trend, a więc ich oddziaływanie jeszcze nie jest dziś w pełni poznane, ale będzie dawać o sobie znać przez lata albo na lata zmieni rzeczywistość. Z tego względu na mojej liście nie ma takich efemeryd jak Światowe Dni Młodzieży, Euro 2016, awantura o Trybunał Konstytucyjny czy “pucz kanapkowy” Marszałka Kuchcińskiego.

1. Wybór Donalda Trumpa na Prezydenta USA

Prezydent USA to człowiek, który rządzi światem, więc zmiana na tym stanowisku co do zasady jest najważniejszym wydarzeniem danego roku.

O Trumpie pisze się różnie, zwłaszcza lewactwo i bolszewia straszą opinię publiczną Trumpem niczym XIX-wieczni kaznodzieje straszyli wiernych utytłanym smołą diabłem, ale diabeł wciąż straszniejszy i groźniejszy. A skoro o Szatanie mowa, to bliższa mu była zdecydowanie Hillary Clinton, której wybór bardzo by nas przybliżył do wybuchu III Wojny Światowej, do czego preludium był szczyt NATO w Warszawie. Biorąc pod uwagę ustalenia szczytu oraz rechot naszego niewydarzonego ministra obrony, nie ma wątpliwości, że na pierwszy ogień tradycyjnie miała pójść Polska.

Wybór Trumpa jest zatem o tyle przełomowy, że dzięki niemu wygrał światowy pokój. Mroczne widmo już chyba nie powróci, a na osłodę musi jej zostać równie udany mąż Bill. Do trzech razy sztuka, państwo Clinton. Dwie kadencje Billa to już i tak dużo jak na tak małą planetę.

I nie bez znaczenia jest fakt, że wreszcie w Białym Domu zasiądzie człowiek sukcesu, a nie kolejny urzędnik. Sukces gospodarczy autorstwa pewnego aktora, który ponad trzydzieści lat temu został Prezydentem USA, jest wciąż do powtórzenia i w zasięgu ręki.

2.

Nareszcie państwo coś dało - oznajmił inny prezydent, ogłaszając rozpoczęcie tzw. programu 500 plus. Gdyby pan prezydent czytywał cokolwiek więcej niż ustawy, które podpisuje, wiedziałby, że państwo - aby komuś dało 500zł - musi komuś zabrać więcej: 700zł, 800zł, 1000zł... Takt to już z kredytem bywa.

Rząd się chwali, że dzieci nie są już głodne. Pytanie, ile dzieci w przyszłości zapłaci głodem za pełne brzuszki obecnej dziatwy. Gdyby program 500 plus polegał na tym, że rząd zrezygnuje z części wydatków na kwotę ok. 25 mld złotych, a niewydane pieniądze przeznaczy na świadczenie 500 zł, byłoby super. Może nie super, ale byłoby dobrze, bo faktycznie mielibyśmy do czynienia z obniżką podatków. Fakt, że tylko dla wybranej grupy społecznej, ale to drobiazg. Każda złotówka, która zostaje w kieszeni obywatela, a nie w otchłani budżetu państwa, jest warta na wagę złota.

Rząd miał okazję zrobić dwie rzeczy - obie dobre. Uspokoić nastroje społeczne za pomocą prostego chwytu z zakresu rozdawnictwa oraz zmniejszyć pazerność budżetu państwa. Nikt by nie stracił, a bardzo wielu by zyskało. Rząd jednak woli iść drogą osiągnięć innych Umiłowanych Przywódców, Hugo Chaveza i Nicolasa Maduro, którzy z Wenezueli, kraju o najbogatszych i łatwo dostępnych złożach ropy naftowej, zrobili ruinę gospodarczą, tak charakterystyczną dla w pełni rozwiniętego socjalizmu. Kredyt na 500 plus będą spłacać kolejne pokolenia - dla nich to będzie 1000 minus.

Program 500 plus stworzył ponadto coś jeszcze gorszego. Po pierwsze, jest to początek realizacji starego niemieckiego programu dla kobiet - KKK, czyli Kinder (dzieci), Küche (kuchnia), Kirche (kościół), w którym kobieta jest sprowadzona do roli rodzicielki i posługaczki domowej. Jako że 500 plus “daje” państwo, powstanie rzesza klientów tego programu, których nie sposób będzie potem od tego “pińcet” oderwać. Rząd stworzył zatem armię lojalnych wyborców, z których zdaniem każda następna ekipa będzie się musiała liczyć.

3. Likwidacja rynku pośrednictwa kredytowego - nacjonalizacja sektora finansowego

Rząd zatwierdził drobny zapis w projekcie ustawy o rynku pośrednictwa kredytowego. Zapis, który doprowadzi do likwidacji całego sektora i bezrobocia co najmniej stu tysięcy ludzi. Jednym zdaniem będzie wprowadzony zakaz płacenia przez banki pośrednikom kredytów hipotecznych. Normalne zjawisko tzw. outsourcingu - po co zatrudniać własnych sprzedawców, skoro zewnętrzny zespół sprzeda więcej i stosunkowo taniej? Teraz rząd pozbawi dochodu pośredników kredytowych, którym do tej pory za kredyt płaciły banki.

Pośrednikom zostaną kredyty gotówkowe, czyli najmniej atrakcyjne i najmniej opłacalne, oraz kredyty firmowe, czyli inwestycyjne. Te drugie pozornie wyglądają świetnie, bo to przecież duże pieniądze dla firm. Niestety, są to kredyty o najniższym współczynniku spłacalności - liczba nietrafionych inwestycji jest olbrzymia, a kwoty idą w dziesiątki milionów złotych. A właściwie tak było, bo od paru miesięcy branża przeżywa zastój. Firmy wstrzymują inwestycje w obawie przed kolejnymi posunięciami rządu.

Oczywiście, pewnie i na ten zapis znajdzie się jakieś rozwiązanie. Na przykład - bank dorzuci do kredytu kartę kredytową albo jakikolwiek produkt bankowy, a prowizję formalnie wypłaci za ten dodatkowy produkt, a nie za kredyt. Albo zatrudni pośrednika na 1/20 etatu z gigantyczną premią za sprzedaż.

Albo i nie, ponieważ cała ta akcja jest ściśle powiązana z próbą wyeliminowania z rynku zagranicznych banków i przejęcia całego sektora przez polskie banki. Nasze narodowe czempiony. Pierwszy krok już zrobiono - zakup akcji PKO przez PZU, czyli połączenie największych graczy rynku finansowego w rękach państwa. Likwidacja rynku pośrednictwa kredytowego to kolejny ruch nacjonalizacji. Celem jest całkowita kontrola państwa nad naszymi finansami. Będzie obywatel niepokorny? To mu się odetnie dostęp do rachunku. Od razu obywatel nabierze rozumu. Trudno będzie odwrócić ten trend.

Generalnie jednak rok 2016 jest na plus, bo odsunięcie widma wojny jest zawsze pozytywne. Ale patrząc na to, co się dzieje w Polsce, to trudno o uśmiech na twarzy. A jeszcze rząd zapowiedział, że w następnym roku weźmie się za gospodarkę. Porzućcie wszelką nadzieję...

Czego zatem życzyć sobie w 2017 r.? Jak co roku - utraty władzy przez socjalistów.

Ostatnie wpisy

  • Dlaczego to dobrze, że wygrał Andrzej Duda18 lip 2020, 20:36Obaj kandydaci prezentowali podobny poziom - poziom niczego konkretnego, a w każdym razie niczego, co dałoby się zapamiętać na dłużej. Byli jak dobrze skrojone produkty - na tyle ogólne, że z szansą na wzięcie u szerokiej rzeszy konsumentów.
  • Pożytek z wyborów, których nie było7 maj 2020, 17:27Wyborów 10 maja nie będzie. Ale jest jeden plus. Trwające od dłuższego czasu spory kompetencyjne w zakresie wyborów i sposobu ich przeprowadzenia rozstrzygnął w środę 6 maja jeden dokument. Okazuje się, że kluczowe decyzje podejmuje w Polsce dwóch...
  • Można odmówić biletu na Titanica18 kwi 2020, 10:51Sytuacja zaczyna się klarować. Koronawirusowe szaleństwo ma już nawet w poszczególnych krajach harmonogram końca, więc teraz przed nami zabawa w znajdowanie winnego.
  • Zawsze jest nadzieja6 kwi 2020, 22:50Wszystko ma początek i koniec. Akcja #zostańwdomu też kiedyś się skończy. Biorąc pod uwagę pogodę, która z biegiem czasu obfituje w coraz cieplejsze dni, ten koniec jest bliższy niż dalszy. Na razie ludzi trzyma w domu strach i rządowy zakaz...
  • Czy leci z nami statystyk?30 mar 2020, 14:37Codziennie dostajemy dawkę informacji na temat nowych zgonów z powodu epidemii. Liczby, które przerażają. Niestety, są to liczby pozbawione wartości poznawczej.