Media opublikowały ostatnio kilka sondaży, które nieco rozjaśniają scenę polityczną i pozwalają zweryfikować trafność decyzji podjętych ostatnio na lewicy.
Zdaniem MillwardBrown SMG/KRC, 42 proc. chce powrotu Aleksandra Kwaśniewskiego do czynnej polityki a 48 proc. jest temu niechętnych. Wśród chcących powrotu Kwaśniewskiego 16 proc. jest "zdecydowanie za" i 26 proc. "raczej za". Obecnie żadna z partii uważających się za lewicowe nie ma notowań nawet porównywalnych z tym wynikiem.
Rozczarowanym wysokim odsetkiem niechętnych powrotowi byłego prezydenta na scenę dedykuję odpowiedź na podobne pytanie: ile osób chciałoby, żeby Donald Tusk pozostał w polityce? A ile chciałoby pozostania w polityce Jarosława Kaczyńskiego?
Komu służy powrót Kwaśniewskiego? Jego projektowi, czyli Europa+. W pierwszym notowaniu zyskało ono, mimo zalewu nieprzychylnych komentarzy od razu 17 proc., czyli 9-10 mandatów. SLD dostało 11 proc., czyli 5 6 mandatów.
Ale nie tylko Europa+ zyskała.
W innym, wcześniejszym badaniu dla TNS Sojusz Lewicy Demokratycznej odnotował skokowy, dwukrotny wzrost poparcia z 6 proc. na 12 proc.. Poza deklaracją Kwaśniewskiego nic istotnego się w tym czasie nie wydarzyło. Można oczywiście zakładać, że wyborcy na wieść o odrzuceniu przez SLD zaproszenia na listę Kwaśniewskiego odetchnęli i zwiększyli swe poparcie dla partii Leszka Millera. Ja jednak sądzę, że niesnaski na lewicy do nich po prostu nie dotarły i założyli, że jak Kwaśniewski to SLD. I to się nie zmieni, chyba że im o tym powie sam prezydent. On się z pewnością spieszyć nie będzie - ma jeszcze rok do wyborów.
No i oczywiście może im to dalej uświadamiać kierownictwo SLD, opowiadając, jaki ten Kwaśniewski niedobry... Jak mawia w takich przypadkach Leszek Miller, "Karpie głosują za przyspieszeniem świąt Bożego Narodzenia".
SLD miałoby w ogóle wymarzoną pozycję do następnych wyborów, zwłaszcza tych o których głośno mówi, że są dla niej najważniejsze: samorządowych. Ma znanych, kompetentnych polityków i tych europejskich i tych samorządowych. Prezydent ogłosił, że przejmuje de facto odpowiedzialność za Ruch Palikota, z którego twórcą znacznie łatwiej znaleźć mu porozumienie niż z Leszkiem Millerem. Jest premia za jedność, której lwia część przypaść może SLD. Układ wydawałoby się idealny. Ale zamiast rozmów o współpracy kierownictwo SLD niemal jednogłośnie przystąpiło do wypychania z SLD Ryszarda Kalisza, który jest nie tylko jedną z bardziej lubianych postaci polskiej polityki ale też i łącznikiem, jednym z ostatnich, SLD z obozem prezydenckim. Jeśli w pewnym momencie do władz SLD dotrze, że lepiej jednak się dogadać – to będą musieli rozmawiać z Kaliszem i Siwcem.
Przedstawiona powyżej analiza ma jedną istotną cechę – nie uwzględnia emocji, jakie wyzwoliły wydarzenia wokół i w SLD zapoczątkowane odejściem Marka Siwca. Nie ma polityki bez emocji ale tym razem myślę, że są one bez znaczenia. SLD jest oczywiście w stanie doprowadzić do dwóch list w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Pytanie, czy będzie w stanie przekonać swoich wyborców, że to co robi, robi z myślą o nich. Straszenie Palikotem może nie wystarczyć.
Rozczarowanym wysokim odsetkiem niechętnych powrotowi byłego prezydenta na scenę dedykuję odpowiedź na podobne pytanie: ile osób chciałoby, żeby Donald Tusk pozostał w polityce? A ile chciałoby pozostania w polityce Jarosława Kaczyńskiego?
Komu służy powrót Kwaśniewskiego? Jego projektowi, czyli Europa+. W pierwszym notowaniu zyskało ono, mimo zalewu nieprzychylnych komentarzy od razu 17 proc., czyli 9-10 mandatów. SLD dostało 11 proc., czyli 5 6 mandatów.
Ale nie tylko Europa+ zyskała.
W innym, wcześniejszym badaniu dla TNS Sojusz Lewicy Demokratycznej odnotował skokowy, dwukrotny wzrost poparcia z 6 proc. na 12 proc.. Poza deklaracją Kwaśniewskiego nic istotnego się w tym czasie nie wydarzyło. Można oczywiście zakładać, że wyborcy na wieść o odrzuceniu przez SLD zaproszenia na listę Kwaśniewskiego odetchnęli i zwiększyli swe poparcie dla partii Leszka Millera. Ja jednak sądzę, że niesnaski na lewicy do nich po prostu nie dotarły i założyli, że jak Kwaśniewski to SLD. I to się nie zmieni, chyba że im o tym powie sam prezydent. On się z pewnością spieszyć nie będzie - ma jeszcze rok do wyborów.
No i oczywiście może im to dalej uświadamiać kierownictwo SLD, opowiadając, jaki ten Kwaśniewski niedobry... Jak mawia w takich przypadkach Leszek Miller, "Karpie głosują za przyspieszeniem świąt Bożego Narodzenia".
SLD miałoby w ogóle wymarzoną pozycję do następnych wyborów, zwłaszcza tych o których głośno mówi, że są dla niej najważniejsze: samorządowych. Ma znanych, kompetentnych polityków i tych europejskich i tych samorządowych. Prezydent ogłosił, że przejmuje de facto odpowiedzialność za Ruch Palikota, z którego twórcą znacznie łatwiej znaleźć mu porozumienie niż z Leszkiem Millerem. Jest premia za jedność, której lwia część przypaść może SLD. Układ wydawałoby się idealny. Ale zamiast rozmów o współpracy kierownictwo SLD niemal jednogłośnie przystąpiło do wypychania z SLD Ryszarda Kalisza, który jest nie tylko jedną z bardziej lubianych postaci polskiej polityki ale też i łącznikiem, jednym z ostatnich, SLD z obozem prezydenckim. Jeśli w pewnym momencie do władz SLD dotrze, że lepiej jednak się dogadać – to będą musieli rozmawiać z Kaliszem i Siwcem.
Przedstawiona powyżej analiza ma jedną istotną cechę – nie uwzględnia emocji, jakie wyzwoliły wydarzenia wokół i w SLD zapoczątkowane odejściem Marka Siwca. Nie ma polityki bez emocji ale tym razem myślę, że są one bez znaczenia. SLD jest oczywiście w stanie doprowadzić do dwóch list w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Pytanie, czy będzie w stanie przekonać swoich wyborców, że to co robi, robi z myślą o nich. Straszenie Palikotem może nie wystarczyć.