Do Euro pozostały już tylko dwa miesiące. Lada dzień do naszego kraju zjadą się kibice z całej Europy, by podziwiać wielkie sportowe widowisko na nowiutkich (czytaj: jeszcze nie do końca rozsypujących się) stadionach. Nim jednak wielbiciele futbolu zasiądą na przykręcanych krzesełkach w naszych wartych wyrzucenia miliardów złotych w błoto świątyniach futbolu, czeka ich nie lada wyzwanie - przeprawa przez Polskę rzekami, konno, na żubrach, a w ostateczności drogami i kolejami.
Polska to kraj bardzo nowoczesny. Mamy już pięć prądotwórczych wiatraków, z których na razie zaledwie dwa się zacięły. Mamy też półtorej autostrady i wciąż sprawną (nawet zimą!) nitkę metra w stolicy. Polska, biało-czerwoni! Choć jako wyspa zielona kaganek postępu w Europie od lat dzierżymy, na laurach nie spoczywamy i ambitnie planujemy pociągnąć kolejną nitkę metra, zbudować całe (podkreślam: ca-łe) dwie autostrady i kupić - jeśli dobrze pójdzie, więc na razie bez przesadnych emocji - aż szesnaście nowiutkich używanych szkolnych samolotów do przeszkolenia wszystkich naszych dwudziestu pilotów F-16. Pytacie pewnie, czy drogi też pobudujemy i nowe tory pod nowe pociągi ułożymy? A ja wam odpowiadam, że umiaru nie znacie, wstrętni wygodniccy wałkonie! Nie od razu Rzym zbudowano! Musicie w cierpliwość się uzbroić i w spokoju poczekać. A trochę się zejdzie, albowiem - jeśli wierzyć prognozom - Polską długo jeszcze będą rządzić Polacy.
"Dajcie Polakom rządzić, a sami się wykończą" - przekonywał kanclerz von Bismarck i rację miał najswojszą, wszak ów Bismarck więcej dróg w Polsce wytyczył niż wszyscy ministrowie Słońca Peru razem wzięci. Niestety, odkąd Niemcy, Rosjanie i Austriacy opuścili ziemię wolską, niewiele się w naszym infrastrukturalnym krajobrazie zmieniło. A jeśli kto zapomni gdzie granice zaborom rozbiory wytyczyły, niechaj chwyci w dłoń mapę połączeń kolejowych w Polsce, która mu pamięć odświeży. Jak byk widać bowiem, że tam, gdzie nawet wsie są torami sprzężone - Niemcy panowali. Tam zaś, gdzie się trzeba cztery razy przesiadać, by trzysta kilometrów przejechać - tam Moskale siedziały. Jeśli chodzi o drogi nasze polskie to cóż - polskość wielu z nich ogranicza się często li tylko do znajdowania się w polskich granicach. Poznać te drogi żaden problem - dziur nie mają. A insze szosy, te półdziurawe półłatane? Wżdy to nasze, przez nas lane. A że ich mało? Cóż, beton i asfalt na drzewach przecież nie rosną.
Na drzewach za to rosną chyba unijne dotacje - i jak po te jabłka zgniłe po opuszczonych sadach się walające nikomu sięgnąć się nie chce. Dostała Polska od Unii pieniądze na rozwój kolei, ale wydać ich nie zdąży. Bo w Polsce tak to już jest, że nie dość, że pociągi są mocno opóźnione, to nawet z wydawaniem pieniędzy na pociągi potrafimy się spóźnić. Znajcie przeto, że 400 mln euro dotacji w najlepszym wypadku, a 1,8 mld w najgorszym się zmarnuje. Ponoć w PKP głowy za to marnotrawstwo polecą, ale liche to pocieszenie, moi drodzy. Czyli co, kochany rządzie? Nie potrzebujemy tych miliardów? Kolej jakoś się ma, cośtam jeździ (czasem stoi), a na Euro i tak nie zdążymy z modernizacją, więc po co w ogóle zaczynać? Ważne, że Unia pieniądze na projekty przyznała i kto się do tego przyczynił, premie sowite dostał - kolei mu nie trzeba, wszak nie jeździ pociągami, ino furami o wartości warszawskiego mieszkania rozbija się po mieście. Tyle że gdy się z miasta wyjedzie, to znowu klops - może i jest dokąd jechać w naszym usianym pięknymi krajobrazami kraju, ale nie ma po czym jechać.
Bo drogi to kolejny polski koszmar. A1 i A4 jednak na Euro nie będzie, ale to dla rządu żaden problem - zwłaszcza teraz, gdy już drugie zwycięstwo w wyborach zaliczone i z obietnic można się wycofać. No bo o trzeciej wiktorii nikt przy zdrowych zmysłach w słoneczno-peruwiańskiej formacji już nie marzy. A co z A2? Minister Nowak odpowiada, że do końca kwietnia będziemy wiedzieć. To mnie pocieszył, pan Sławomir, nie ma co... Prace na trzy zmiany trwają ponoć na odcinku między Strykowem a Konotopem - ech, moi drodzy, tego to nawet komentować nie trzeba. Odcinek między Krakowem a Warszawą - to zrozumiem. Ale my kopiemy i klepiemy asfalt między STRYKOWEM a KONOTOPEM. Gdy słyszę to krew mnie zalewa i po asfalcie się rozlewa. Jak woda. A z wodą uważać trzeba, bo jeszcze w autostradowy asfalt wejdzie i gdy zima zaskoczy resort infrastruktury tak, jak co roku zaskakuje polskich kierowców, marny takiej autostrady los. W ten właśnie sposób popękały nam autobahny A1 i A2. Nowiutkie odcinki nie wytrzymały mrozów. A stało się tak, bo nie przewidział nikt, że przed Euro 2012 jeszcze zima nas czeka i że autostrady nasze zamiast popękać w 2013 roku mogą popękać rok wcześniej. Ja wiem, że mimo wysiłków zjednoczonych historyków i astrologów znak zodiaku naszej Rzeczpospolitej pozostaje nieznany, ale chyba da się mimo tego jakąś przyszłość dla kraju wywróżyć?
Nikt też nie przewidział, że inspektorzy UEFA przyjrzą się wrocławskiemu stadionowi i odkryją coś, co odkryć powinni dopiero po futbolowym święcie. A może po prostu ktoś nie dostał półmilionowej (czyli i tak małej, jeśli wierzyć pewnemu specjaliście) premii i wygadał dygnitarzom UEFA, że na wrocławskim obiekcie to żadne pieruńskie automaty elektrycznością nie zawiadują, ino pani Krysia z papierosem w zębach wajchę przesuwa na sygnał z walkie-talkie pana Miecia. I kolejny klops przed Euro. Stadion wymogów nie spełnia - UEFA zamyka. W czerwcu, gdy koleżanka pani Krysi - pani Bożenka - fajerwerki odpali przed meczem otwarcia, wówczas we Wrocławiu wrota stadionu czy zmechanizowanego, czy panikrysiowego zostaną i tak rozwarte. Przecież Euro Polsce odebrać już nie można. Biedna UEFA. Trzeba było myśleć zawczasu i inną kartkę do koperty Platiniemu włożyć. Albo przynajmniej postarać się o jakiegoś okresowego zaborcę-budowniczego dla Polski.
"Dajcie Polakom rządzić, a sami się wykończą" - przekonywał kanclerz von Bismarck i rację miał najswojszą, wszak ów Bismarck więcej dróg w Polsce wytyczył niż wszyscy ministrowie Słońca Peru razem wzięci. Niestety, odkąd Niemcy, Rosjanie i Austriacy opuścili ziemię wolską, niewiele się w naszym infrastrukturalnym krajobrazie zmieniło. A jeśli kto zapomni gdzie granice zaborom rozbiory wytyczyły, niechaj chwyci w dłoń mapę połączeń kolejowych w Polsce, która mu pamięć odświeży. Jak byk widać bowiem, że tam, gdzie nawet wsie są torami sprzężone - Niemcy panowali. Tam zaś, gdzie się trzeba cztery razy przesiadać, by trzysta kilometrów przejechać - tam Moskale siedziały. Jeśli chodzi o drogi nasze polskie to cóż - polskość wielu z nich ogranicza się często li tylko do znajdowania się w polskich granicach. Poznać te drogi żaden problem - dziur nie mają. A insze szosy, te półdziurawe półłatane? Wżdy to nasze, przez nas lane. A że ich mało? Cóż, beton i asfalt na drzewach przecież nie rosną.
Na drzewach za to rosną chyba unijne dotacje - i jak po te jabłka zgniłe po opuszczonych sadach się walające nikomu sięgnąć się nie chce. Dostała Polska od Unii pieniądze na rozwój kolei, ale wydać ich nie zdąży. Bo w Polsce tak to już jest, że nie dość, że pociągi są mocno opóźnione, to nawet z wydawaniem pieniędzy na pociągi potrafimy się spóźnić. Znajcie przeto, że 400 mln euro dotacji w najlepszym wypadku, a 1,8 mld w najgorszym się zmarnuje. Ponoć w PKP głowy za to marnotrawstwo polecą, ale liche to pocieszenie, moi drodzy. Czyli co, kochany rządzie? Nie potrzebujemy tych miliardów? Kolej jakoś się ma, cośtam jeździ (czasem stoi), a na Euro i tak nie zdążymy z modernizacją, więc po co w ogóle zaczynać? Ważne, że Unia pieniądze na projekty przyznała i kto się do tego przyczynił, premie sowite dostał - kolei mu nie trzeba, wszak nie jeździ pociągami, ino furami o wartości warszawskiego mieszkania rozbija się po mieście. Tyle że gdy się z miasta wyjedzie, to znowu klops - może i jest dokąd jechać w naszym usianym pięknymi krajobrazami kraju, ale nie ma po czym jechać.
Bo drogi to kolejny polski koszmar. A1 i A4 jednak na Euro nie będzie, ale to dla rządu żaden problem - zwłaszcza teraz, gdy już drugie zwycięstwo w wyborach zaliczone i z obietnic można się wycofać. No bo o trzeciej wiktorii nikt przy zdrowych zmysłach w słoneczno-peruwiańskiej formacji już nie marzy. A co z A2? Minister Nowak odpowiada, że do końca kwietnia będziemy wiedzieć. To mnie pocieszył, pan Sławomir, nie ma co... Prace na trzy zmiany trwają ponoć na odcinku między Strykowem a Konotopem - ech, moi drodzy, tego to nawet komentować nie trzeba. Odcinek między Krakowem a Warszawą - to zrozumiem. Ale my kopiemy i klepiemy asfalt między STRYKOWEM a KONOTOPEM. Gdy słyszę to krew mnie zalewa i po asfalcie się rozlewa. Jak woda. A z wodą uważać trzeba, bo jeszcze w autostradowy asfalt wejdzie i gdy zima zaskoczy resort infrastruktury tak, jak co roku zaskakuje polskich kierowców, marny takiej autostrady los. W ten właśnie sposób popękały nam autobahny A1 i A2. Nowiutkie odcinki nie wytrzymały mrozów. A stało się tak, bo nie przewidział nikt, że przed Euro 2012 jeszcze zima nas czeka i że autostrady nasze zamiast popękać w 2013 roku mogą popękać rok wcześniej. Ja wiem, że mimo wysiłków zjednoczonych historyków i astrologów znak zodiaku naszej Rzeczpospolitej pozostaje nieznany, ale chyba da się mimo tego jakąś przyszłość dla kraju wywróżyć?
Nikt też nie przewidział, że inspektorzy UEFA przyjrzą się wrocławskiemu stadionowi i odkryją coś, co odkryć powinni dopiero po futbolowym święcie. A może po prostu ktoś nie dostał półmilionowej (czyli i tak małej, jeśli wierzyć pewnemu specjaliście) premii i wygadał dygnitarzom UEFA, że na wrocławskim obiekcie to żadne pieruńskie automaty elektrycznością nie zawiadują, ino pani Krysia z papierosem w zębach wajchę przesuwa na sygnał z walkie-talkie pana Miecia. I kolejny klops przed Euro. Stadion wymogów nie spełnia - UEFA zamyka. W czerwcu, gdy koleżanka pani Krysi - pani Bożenka - fajerwerki odpali przed meczem otwarcia, wówczas we Wrocławiu wrota stadionu czy zmechanizowanego, czy panikrysiowego zostaną i tak rozwarte. Przecież Euro Polsce odebrać już nie można. Biedna UEFA. Trzeba było myśleć zawczasu i inną kartkę do koperty Platiniemu włożyć. Albo przynajmniej postarać się o jakiegoś okresowego zaborcę-budowniczego dla Polski.