To będzie długa, nie, to będzie bardzo długa noc. Nie minął kwadrans od ostatniego gwizdka sędziego w meczu Szwajcaria – Turcja, gdy na wiedeńskich ulicach rozdźwięczały się klaksony samochodów. To tureccy kibice świętują zwycięstwo.
Zwycięstwo, które wprawdzie jeszcze nie dało im awansu do ćwierćfinału, ale pozwoliło zachować nadzieję. Zwycięstwo odniesione po dramatycznym meczu, w którym przegrywali, zmagali się z gigantyczną ulewą, a w ostatniej minucie zdobyli zwycięską bramkę. Czy można się wiec dziwić, ze sprzedawca kebabu wraz z ze swymi gośćmi wybiegł na ulicę by krzyczeć „Turkija, turkija!”? Mimo późnej godziny nie śpią dzieci, chyba wszystkie wyglądają przez okna i z chorągiewkami w rękach pozdrawiają kibiców w przejeżdżających samochodach. Auta obowiązkowo przystrojone flagami, klaksony wciśnięte na stałe.
Gdy Turcja świętuje, Szwajcaria płacze. Łzy zlewają się z kroplami deszczu, który tak obficie padał dziś nad Bazyleą. Helweci nie byli faworytami Euro, ale chyba w najczarniejszych snach nie przypuszczali, że odpadną jako pierwsi, jeszcze zanim mistrzostwa na dobre się rozkręciły.
Gdy Turcja świętuje, Szwajcaria płacze. Łzy zlewają się z kroplami deszczu, który tak obficie padał dziś nad Bazyleą. Helweci nie byli faworytami Euro, ale chyba w najczarniejszych snach nie przypuszczali, że odpadną jako pierwsi, jeszcze zanim mistrzostwa na dobre się rozkręciły.
