W czasie gdy my ekscytujemy się wykorzystywaniem wizerunku dwóch kanadyjskich gejów w prezydenckim orędziu, winiarski świat odpuścił już sobie podniecanie się umieszczaniem na etykiecie wina zdjęcia Adolfa Hitlera.
We włoskim Friuli niejaki Andrea Lunardelli sprzedaje od 13 lat serię win pod nazwą Führerwein i portretem wodza. Można napić się „hitlerowskiego” caberneta franc, czy merlota. Etykiet z Adolfem jest co najmniej kilkanaście. „Ein Volk, ein Reich, ein Führer”, „Sieg Heil” – to kolejne sympatyczne hasła wypisane poniżej wizerunku srogiego wodza III Rzeszy. Pojawienie się win na rynku wywołało kilkanaście lat temu skandal, ale Lunardelli podobno odniósł sukces. Wygrał proces o prawo do używania na etykietach wizerunku masowego mordercy i twierdzi, że robi to wyłącznie dla pieniędzy. W jego tak zwanej „Historycznej kolekcji” widnieją też inne przyjemne postaci: Mussolini, Stalin, Lenin i, jakby dla usprawiedliwienia pseudohistoryczności przedsięwzięcia, pojedyncze flaszki z Churchillem, Marxem, a nawet cesarzową Sissi.
Zastanawiam się jak musi wyglądać wieczór miłośników win Lunardellego: Panowie! Co walimy na początek? Mam na aperitif pyszne prosecco Vom Führer. Jasne, polej. A pod przekąskę walniemy hitlera, czy może stalina? Dawaj hitlera, dobrze wchodzi pod małosolne, tylko ten „Sieg Heil”, bo jakiś taki mniej kwaśny chyba. Masz, popraw „Deutschland über alles”. Jednym zdaniem zabawa na całego. Mało Wam Hitlera? Lunardelli jest winiarzem bardzo wyrafinowanym. W swojej bogatej kolekcji, obok win z gołymi babkami, Che Guevarrą, czy „Krzykiem” Edwarda Muncha ma też prosecco z wizerunkiem picassowskiej Guerniki – kubistycznego obrazu upamietniającego zbombardowanie tego północnohiszpańskiego miasta przez Luftwaffe i włoskie bombowce 26 kwietnia 1937 roku. To w końcu logiczne – wieczór degustacyjny pod hasłem „Twórcy i ich dzieło”. Smacznego.
Chętnych na Führerwein nie brakuje i choć Lunardelli nie łapie się w żadnych krytycznych przewodnikach flaszki schodzą. Dziwne? Nie bardzo.
Minął właśnie rok od aukcji w Plymouth, w czasie której sprzedawano inne Führerwein - wino, które Adolf miał rozdawać wysokim oficerom nazistowskiej armii 20 kwietnia 1943 roku, z okazji swych 54 urodzin. Zawartość flaszki określana była dość enigmatycznie jako Schwarzer Tafelwein. Na dobrze zachowanej etykiecie Hitler jak żywy, w krawacie i marynarce. Butelkę wystawiał na aukcji kolekcjoner z Devon. Dostał ją od anonimowego znalazcy z Francji. Tamten zaś twierdzi, że odkrył Führerwein w jakimś garażu we Francji. Kolekcjoner z Devon spodziewał się dostać 500 funtów. Ostatecznie szczęśliwy nabywca wyłożył osiem razy tyle, dokładnie 3995 funtów. Czy to dziwne? Pewnie nie – świat pełen jest świrów zbierających z dziką satysfakcją wszelkie przedmioty, byleby była na nich swastyka. Wystarczy pojechać na warszawskie Koło, by nabyć talerzyk z gapą na odwrocie. Torcik wedlowski stanąłby mi wprawdzie w gardle, gdybym miał go jeść z nazistowskiego fajansu, ale cóż...
To, że w butelce Führerwein wino jest martwe jest niemal pewne, więc wiadomo, że chodzi o sam fakt, kto tę flaszkę w ręku trzymał!
Cała ta historia przypomniała mi, że w swojej kolekcji też mam takie „historyczne” wino. Nazywa się „Lenin”, wyprodukowane przez PHU Gosso (pal sześć krypciochę) i to jedna z nielicznych flaszek, która uchowała się u mnie w domu przez ponad dziesięć lat. Skład: wino owocowe, spirytus, cukier, regulator kwasowości E-330, barwnik E-150, aromat naturalny... Moc 15-17 proc. Wszystko zatem na miejscu. Data przydatności do spożycia wprawdzie minęła, ale co tam – przecież „wino im starsze tym lepsze”. Może ktoś kupi? Cena wywoławcza 4000 funtów...
Zastanawiam się jak musi wyglądać wieczór miłośników win Lunardellego: Panowie! Co walimy na początek? Mam na aperitif pyszne prosecco Vom Führer. Jasne, polej. A pod przekąskę walniemy hitlera, czy może stalina? Dawaj hitlera, dobrze wchodzi pod małosolne, tylko ten „Sieg Heil”, bo jakiś taki mniej kwaśny chyba. Masz, popraw „Deutschland über alles”. Jednym zdaniem zabawa na całego. Mało Wam Hitlera? Lunardelli jest winiarzem bardzo wyrafinowanym. W swojej bogatej kolekcji, obok win z gołymi babkami, Che Guevarrą, czy „Krzykiem” Edwarda Muncha ma też prosecco z wizerunkiem picassowskiej Guerniki – kubistycznego obrazu upamietniającego zbombardowanie tego północnohiszpańskiego miasta przez Luftwaffe i włoskie bombowce 26 kwietnia 1937 roku. To w końcu logiczne – wieczór degustacyjny pod hasłem „Twórcy i ich dzieło”. Smacznego.
Chętnych na Führerwein nie brakuje i choć Lunardelli nie łapie się w żadnych krytycznych przewodnikach flaszki schodzą. Dziwne? Nie bardzo.
Minął właśnie rok od aukcji w Plymouth, w czasie której sprzedawano inne Führerwein - wino, które Adolf miał rozdawać wysokim oficerom nazistowskiej armii 20 kwietnia 1943 roku, z okazji swych 54 urodzin. Zawartość flaszki określana była dość enigmatycznie jako Schwarzer Tafelwein. Na dobrze zachowanej etykiecie Hitler jak żywy, w krawacie i marynarce. Butelkę wystawiał na aukcji kolekcjoner z Devon. Dostał ją od anonimowego znalazcy z Francji. Tamten zaś twierdzi, że odkrył Führerwein w jakimś garażu we Francji. Kolekcjoner z Devon spodziewał się dostać 500 funtów. Ostatecznie szczęśliwy nabywca wyłożył osiem razy tyle, dokładnie 3995 funtów. Czy to dziwne? Pewnie nie – świat pełen jest świrów zbierających z dziką satysfakcją wszelkie przedmioty, byleby była na nich swastyka. Wystarczy pojechać na warszawskie Koło, by nabyć talerzyk z gapą na odwrocie. Torcik wedlowski stanąłby mi wprawdzie w gardle, gdybym miał go jeść z nazistowskiego fajansu, ale cóż...
To, że w butelce Führerwein wino jest martwe jest niemal pewne, więc wiadomo, że chodzi o sam fakt, kto tę flaszkę w ręku trzymał!
Cała ta historia przypomniała mi, że w swojej kolekcji też mam takie „historyczne” wino. Nazywa się „Lenin”, wyprodukowane przez PHU Gosso (pal sześć krypciochę) i to jedna z nielicznych flaszek, która uchowała się u mnie w domu przez ponad dziesięć lat. Skład: wino owocowe, spirytus, cukier, regulator kwasowości E-330, barwnik E-150, aromat naturalny... Moc 15-17 proc. Wszystko zatem na miejscu. Data przydatności do spożycia wprawdzie minęła, ale co tam – przecież „wino im starsze tym lepsze”. Może ktoś kupi? Cena wywoławcza 4000 funtów...