Twórca Jamesa Bonda, Ian Fleming miałby dziś sto lat. Urodziny ojca 007 (28.05) stały się okazją do przypomnienia światu, że słynny agent pijał kiedyś szampana Taittinger. Dziś syn szacownego stulatka woli raczej Bollinger.
Taittinger był ulubionym szampanem nie tyle Bonda, co jego twórcy, autora serii książek o 007, Iana Fleminga. Zgodnie z literackim pierwowzorem, także filmowy James pił właśnie taittingera, choć niezbyt długo. W „From Russia with Love”, Tatiana Romanowa pochłonęłą zatruty kieliszek tego właśnie szampana i...tyle. W książkach było lepiej – Bond raczył się szampanem z Reims w „Casino Royal”, „Moonrakerze”, „W służbie jej królewskiej mości” i w „Goldfingerze”. W filmach zastąpił go Bollinger, bo tak woleli producenci. Dla porządku wspomnę tylko, że w „Doktorze No” Bond skwapliwie przyjął kieliszek Dom Perignon ’55, choć stwierdził, że woli rocznik ‘53.
Z okazji urodzin literackiego Bonda odbyły się w Londynie dwie niezależne imprezy: “Bond Bound: Ian Fleming & the Art of Cover Design” sponsorowany przez Taittinger oraz “For Your Eyes Only: Ian Fleming and James Bond” w Muzeum Wojny, gdzie nalewano bollingera.
Taittinger zyskał adwokata w osobie Justina Llewellyna, syna słynnego filmowego Q, czyli Desmonda Llewellyna. Być może szampan ów gościłby także w kolejnych po „Pozdrowieniach z Rosji” bondach, jednak Claude Taittinger zrezygnował z product placementu. Od tamtej pory James pije bollingera.
Bond to stary pijak i oprócz legendarnego „wstrząśniętego ale nie zmieszanego” martini, przez filmy o 007 przewinęła się gama znakomitych alkoholi. Dość wspomnieć, że w ostatnim, „Casino Royale” w wyimaginowanym TGV przemierzającym ostępy rzekomej Czarnogóry, na stoliku w wagonie restauracyjnym miga legenda bordoskiego Prawego Brzegu, Château Angelus i to z nie byle jakiego rocznika 1982 (100 na 100 pkt). Miga, bo nawet stopklatka na DVD nie pozwala na precyzyjne obejrzenie butelki. Ale wiadomość poszła w świat.
Mój ulubiony bondowski tekst o alkoholu dotyczy sherry. W „Diamnety są wieczne” Bond odwiedzając M degustuje wino kiwając ze znawstem – rocznik 51! Sherry nie ma roczników, 007 – odpowiada oburzony M. Okazuje się, że Jamesowi chodzi o datę założenia solery, czyli pierwszego rocznika, na którym zaczęto budować skomplikowany system mieszania wielu win. Z enologicznego punktu widzenia to kuriozum, ale skoro Bond wie, że sake powinno podawać się dokładnie w temperaturze 98,4°F...
Z okazji urodzin literackiego Bonda odbyły się w Londynie dwie niezależne imprezy: “Bond Bound: Ian Fleming & the Art of Cover Design” sponsorowany przez Taittinger oraz “For Your Eyes Only: Ian Fleming and James Bond” w Muzeum Wojny, gdzie nalewano bollingera.
Taittinger zyskał adwokata w osobie Justina Llewellyna, syna słynnego filmowego Q, czyli Desmonda Llewellyna. Być może szampan ów gościłby także w kolejnych po „Pozdrowieniach z Rosji” bondach, jednak Claude Taittinger zrezygnował z product placementu. Od tamtej pory James pije bollingera.
Bond to stary pijak i oprócz legendarnego „wstrząśniętego ale nie zmieszanego” martini, przez filmy o 007 przewinęła się gama znakomitych alkoholi. Dość wspomnieć, że w ostatnim, „Casino Royale” w wyimaginowanym TGV przemierzającym ostępy rzekomej Czarnogóry, na stoliku w wagonie restauracyjnym miga legenda bordoskiego Prawego Brzegu, Château Angelus i to z nie byle jakiego rocznika 1982 (100 na 100 pkt). Miga, bo nawet stopklatka na DVD nie pozwala na precyzyjne obejrzenie butelki. Ale wiadomość poszła w świat.
Mój ulubiony bondowski tekst o alkoholu dotyczy sherry. W „Diamnety są wieczne” Bond odwiedzając M degustuje wino kiwając ze znawstem – rocznik 51! Sherry nie ma roczników, 007 – odpowiada oburzony M. Okazuje się, że Jamesowi chodzi o datę założenia solery, czyli pierwszego rocznika, na którym zaczęto budować skomplikowany system mieszania wielu win. Z enologicznego punktu widzenia to kuriozum, ale skoro Bond wie, że sake powinno podawać się dokładnie w temperaturze 98,4°F...