Cały piątkowy wieczór piłem tylko jedno wino i całkiem to sobie chwalę. Wymuszony sytuacją eksperyment się powiódł. Bohaterem było Sauvignon Blanc 2007 z Cloudy Bay, bohaterką jego kreatorka – Eveline Fraser.
Cloudy Bay uchodzi za archetyp nowozelandzkiego sauvignon. Jest w nim i agrestowa soczystość i mineralna, kamienna czystość. Winiarnia istnieje od 1987 r. i produkuje wiele innych świetnych win, m.in. musujące Pelorus, Pinot Noir, Chardonnay, Riesling z późnych zbiorów, czy Gewürztraminer, zawsze jednak kojarzona jest przede wszystkim z Sauvignon.
Wpływ na to ma przede wszystkim miejsce – Marlborough. Sezon wegetacyjny jest tu długi, dni słoneczne, a noce chłodne. Pada niewiele. Pierwsze wina wyprodukowano tu, na północnym krańcu Wyspy Południowej, w 1973 r. Dziś w Marlborough ma swe siedziby ponad 40 proc. nowozelandzkich winiarni, a sauvignon wciąż gra pierwsze skrzypce.
Nie inaczej było w piątkowy wieczór w warszawskiej restauracji Lemongrass, w której obok wina czekała na nas jego twórczyni. Eveline Fraser była swego czasu pierwszą kobietą-piwowarem w Nowej Zelandii. Od siedmiu lat pracuje w Cloudy Bay, gdzie jest dziś „senior winemakerem”. Jak przystało na winiarkę jest osobą wyciszoną, niezwykle skromną i, rzecz jasna, bardzo ciekawą. Czuć, że elegancka restauracja to nie jej ulubione miejsce – z pewnością lpiej czuje się w winnicy w Marlborough albo w pełnej kadzi piwnicy.
Piliśmy Sauvignon 2007 – do gotowanych na parze pierożków z krewetkami, do sałatki z przegrzebkami, do tygrysik krewetek z rusztu, warzyw i ryb autorstwa speca od kuchni orientalnej, Sanada Changpuena. Piliśmy sauvignon i, ja przynajmniej, nie tęskniłem za niczym innym. Zwiewność orientalnych potraw współgrała z delikatnością wina, a mocniejsze nuty pochodzące głównie z sosów znajdowały partnera w konstrukcji Cloudy Bay. Lekki zgrzyt nastąpił dopiero na końcu, gdy smaczne skądinąd lody okazały się po prostu zbyt słodkie dla rześkiego sauvignon. Na szczęście po deserze podano pierwszy raz w Polsce rocznik 2008, który trafi na nasz rynek dopiero po Nowym Roku. Jest jeszcze bardziej świeży, kwasowy, mineralny i rześki i z pewnością nie odmówię powtórzenia eksperymentalnej kolacji z jednym tylko winem, jeśli będzie to miało być właśnie sauvignon z Cloudy Bay.
Wpływ na to ma przede wszystkim miejsce – Marlborough. Sezon wegetacyjny jest tu długi, dni słoneczne, a noce chłodne. Pada niewiele. Pierwsze wina wyprodukowano tu, na północnym krańcu Wyspy Południowej, w 1973 r. Dziś w Marlborough ma swe siedziby ponad 40 proc. nowozelandzkich winiarni, a sauvignon wciąż gra pierwsze skrzypce.
Nie inaczej było w piątkowy wieczór w warszawskiej restauracji Lemongrass, w której obok wina czekała na nas jego twórczyni. Eveline Fraser była swego czasu pierwszą kobietą-piwowarem w Nowej Zelandii. Od siedmiu lat pracuje w Cloudy Bay, gdzie jest dziś „senior winemakerem”. Jak przystało na winiarkę jest osobą wyciszoną, niezwykle skromną i, rzecz jasna, bardzo ciekawą. Czuć, że elegancka restauracja to nie jej ulubione miejsce – z pewnością lpiej czuje się w winnicy w Marlborough albo w pełnej kadzi piwnicy.
Piliśmy Sauvignon 2007 – do gotowanych na parze pierożków z krewetkami, do sałatki z przegrzebkami, do tygrysik krewetek z rusztu, warzyw i ryb autorstwa speca od kuchni orientalnej, Sanada Changpuena. Piliśmy sauvignon i, ja przynajmniej, nie tęskniłem za niczym innym. Zwiewność orientalnych potraw współgrała z delikatnością wina, a mocniejsze nuty pochodzące głównie z sosów znajdowały partnera w konstrukcji Cloudy Bay. Lekki zgrzyt nastąpił dopiero na końcu, gdy smaczne skądinąd lody okazały się po prostu zbyt słodkie dla rześkiego sauvignon. Na szczęście po deserze podano pierwszy raz w Polsce rocznik 2008, który trafi na nasz rynek dopiero po Nowym Roku. Jest jeszcze bardziej świeży, kwasowy, mineralny i rześki i z pewnością nie odmówię powtórzenia eksperymentalnej kolacji z jednym tylko winem, jeśli będzie to miało być właśnie sauvignon z Cloudy Bay.