Najnowsza powieść Severskiego - fragmenty

Najnowsza powieść Severskiego - fragmenty

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
"Niewierni" - tak zatytułowałem swoją najnowszą powieść. Książka ukaże się 7 listopada nakładem Wydawnictwa Czarna Owca. Zapraszam do lektury fragmentów.
Całymi miesiącami, nieustannie o nim myślała. W jej wyobraźni żył niezwykły mężczyzna Aleksander-Karol-Safir. To było bardzo intymne uczucie.

Bała się, że on zaraz powie to słowo i nie będzie umiała wiarygodnie zagrać siebie. Kilka razy w życiu je słyszała, wypowiadane w różnych kombinacjach, i zawsze wtedy serce zaczynało jej walić jak oszalałe i miękły nogi. Nie potrafiła się opanować. Bo to było najpiękniejsze słowo ze wszystkich. Kiedyś straciło swoją magiczną moc, znikło – plum – jak bańka mydlana. Lecz im większych doznawała rozczarowań, tym mocniej go pragnęła. Po prostu taka była, ale nie mówiła o tym nikomu.

Siedział teraz przed nią mężczyzna, w którym się kiedyś zakochała i którego odbicie trwało w jej pamięci. Za chwilę usłyszy z jego ust, że kocha ją nad życie – lub inną liryczno-pompatyczną frazę – i nie zareaguje. Safir był teraz wrogiem i wszystko się kompletnie pomieszało.

Pomyślała o Konradzie, który czuwa na drugim końcu linii, i nagle do niej dotarło, że to właściwie jest jedyny mężczyzna, który kocha ją naprawdę. I satysfakcję sprawiła jej myśl, że to właśnie on będzie świadkiem tej rozmowy.

Pobudzona tą świadomością podjęła decyzję i nabrała bojowego ducha.

– Pamiętasz mnie... siebie? Zuza... – Odstawił kubek na bufet, odwrócił się do niej i podparł z tyłu rękami. – Przeczytałem nawet Jądro ciemności i Tajnego agenta. Musiałem cię poznać... lepiej... – Zmrużył oczy i przestał się uśmiechać.

– Pamiętam. Wszystko pamiętam. – Nie miała wątpliwości, że właśnie to chciał usłyszeć. – Czy sądziłeś, że będę pisała do ciebie w nieskończoność, kiedy ty milczysz? Przecież... – już chciała powiedzieć, że to byłoby nienormalne, ale powstrzymała się, bo wolała go nie prowokować, musiała dać mu jeszcze czas. – Już sama nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć. – Podniosła kubek do ust i pozorując zadumę, zaczęła pić herbatę małymi łykami.

Dobrze wyczuła, że w ten sposób opóźni wygłoszenie deklaracji miłości, choć była ciekawa, jaką wersję on wybierze.

– Pytałaś o broń. – Wrócił na krzesło i przysunął się do stołu. – Nie mam zezwolenia – oznajmił bez emocji i Sara podniosła głowę. – Przecież idąc do ciebie, wiedziałem, że będę musiał się wytłumaczyć, dlaczego jestem uzbrojony... Byłem przygotowany na te pytania i... i przyszedłem właśnie po to, żeby ci na nie odpowiedzieć. Ten pistolet... tam, w przedpokoju – wskazał głową – jest początkiem i końcem historii, którą zaraz usłyszysz. Mojej historii. To nie będzie zwykła opowieść.

Sara też przysunęła się do stołu. Spojrzała na Safira ze zdziwieniem zagranym tak dobrze, jak tylko ona to potrafiła. Ten fragment gry zwykle wychodził jej najlepiej.

– Tak, okłamałem cię. Nie mogłem postąpić inaczej. Naprawdę nazywam się Safir as-Salam i jestem muzułmaninem – powiedział cicho, beznamiętnie, trochę niewyraźnie, banalnie. – Ale to nie jest tak, jak myślisz... chociaż... – na moment przerwał – nie wiem, co myślisz.

– Jak to? – wtrąciła. – To ty nie jesteś Polakiem? Nie nazywasz się Kurtz?

– Jestem Polakiem. Przyjąłem islam... wiele lat temu. Urodziłem się i wychowałem w Jemenie. Nie w Afryce. Wszystko inne było właściwie prawdą.

– Naprawdę jesteś muzułmaninem? – zapytała z idealnie wyreżyserowanym zdziwieniem. – Myślałeś, że tego nie zaakceptuję? Dopóki nie narzucasz swojej wiary innym, jest w porządku.

– Mimowolnie odniosła się do dżihadu, więc szybko dorzuciła: – To dotyczy wszystkich religii. Ale chyba nie o tym chcesz ze mną rozmawiać w środku nocy? Powinieneś raczej powiedzieć, dlaczego mnie okłamałeś. To dlatego nie odzywałeś się tak długo?

– Jestem szyitą i nie tylko, zresztą nie to jest teraz najważniejsze. Niegdyś szyici byli prześladowani w świecie islamu i żeby przetrwać, musieli nauczyć się kłamać. Takie kłamstwo w samoobronie nazywa się takijją i jest usprawiedliwione.

– Musiałeś się przede mną bronić kłamstwem? O czym ty mówisz? Jaka samoobrona? – Doskonale wiedziała, co miał na myśli, ale o takiji nie słyszała. – Trzeba było powiedzieć to wtedy, we Lwowie, zamiast czekać tyle miesięcy i skradać się pod moimi drzwiami.

– Nie skradałem się – zaprotestował.

– Wszyscy kłamią, chrześcijanie też. Nie musisz jednak swojego postępowania tłumaczyć religią, to nie fair. – Wyczuła, że Safir ma problem z rozwinięciem swoich myśli, gubi się, jest niepewny, więc postanowiła go przycisnąć, zyskać przewagę i czas. – A jak nazwać to wypytywanie sąsiadów i krążenie wokół mojego domu? W dodatku z pistoletem pod pachą!

– Zuza! To nie tak, jak myślisz. Wytłumaczę ci to. Miałem wszystko przygotowane, każde słowo, dokładnie pamiętałem, co mam powiedzieć, wyjaśnić... ale kiedy cię zobaczyłem, pogubiłem się... Daj mi chwilkę! Ja wiem, że to wszystko wygląda bardzo dziwnie.

Sara poczuła maleńką satysfakcję, widząc, że dobrze go oceniła, i nabrała jeszcze większego przekonania, że powinna kierować się intuicją.

– Co to za pistolet? Nosisz go na co dzień?

– Właściwie to tak... Beretta... M9... Dlaczego pytasz?

– Bo to największa niespodzianka tego wieczoru. Nie sądzisz?

– No tak. Masz rację...

– Więc?

– Więc... – zawiesił głos – od wielu lat jestem zaangażowany w walkę... Należę do organizacji... która...

– Do jakiej organizacji? To mafia czy co?

– Nie! Skąd!

– Chwileczkę. Jesteś muzułmaninem, zmieniłeś, jak rozumiem, nazwisko, urodziłeś się w Jemenie. Masz broń. – Popatrzyła na niego z przerażeniem. – Chyba nie jesteś terrorystą? Rany boskie! – próbowała ironizować.

– Ludzie tak to nazywają – odparł. – Ale prawda jest inna.

– Żartujesz! – Sara uśmiechnęła się niewyraźnie. – Nie wierzę! Jesteś terrorystą? Zabiłeś kogoś?

– Jestem nizarytą – niespodziewanie dla siebie samego oznajmił Safir.

Powiedział to po raz pierwszy w życiu do obcej osoby. Do kogoś spoza zakonu. I chociaż sprzeniewierzył się w ten sposób najważniejszej zasadzie Braci Czystości, to poczuł ulgę. Skoro już zdecydował się na tę rozmowę, musiał powiedzieć jej prawdę. Teraz był już tego pewien. Zuza nie pozostawiła mu wyboru. Wcześniej naiwnie myślał, że to spotkanie będzie wspaniałym powrotem do przeszłości, że emocje zastąpią słowa i z łatwością wszystko jej wytłumaczy. Nie żałował jednak swojej pomyłki i nie był rozczarowany. Chciał jedynie uniknąć rozmowy o nizarytach, ale to okazało się niemożliwe. Tak naprawdę to wiedział o tym od początku.

Ujawniając się, skazywał Zuzę na śmierć. Teraz nie miał wyboru, musiał ją przekonać, a ona musiała się zgodzić.

– Boże drogi! A cóż to takiego? – Sara była autentycznie zaskoczona. Zajmowała się islamistami od lat, ale o nizarytach nigdy nie słyszała.

– W Europie nazywali nas też asasynami, czyli zabójcami. Ale to legendy wymieszane z bajkami, pełne bzdur i fantazji. Konfabulacji Marco Polo. – Safir zaczął swoją opowieść. – Jestem nizarytą ismailickim, to odłam szyizmu. Rozróżniasz sunnitów i szyitów?

– Oczywiście!

– Ponad tysiąc lat temu, w dziewięćset siedemdziesiątym dziewiątym roku, powstało w Basrze stowarzyszenie pod nazwą "Bracia Czystości", choć i to nie jest dokładne tłumaczenie... Ichwan as-Safa – dodał po arabsku – którego celem było dokonanie syntezy ówczesnej nauki, filozofii i religii. Bracia podzieleni byli na cztery stopnie wtajemniczenia. Razem mieszkali, razem się uczyli w duchu dobroci, przyjaźni, prawdy. Najważniejsze było samokształcenie i osiągnięcie doskonałości przez poznanie i połączenie tego, co jest najlepsze we wszystkich religiach, filozofiach oraz naukach wszystkich ludów, ras i wszystkich czasów. Poszukiwali drogi do powszechnej szczęśliwości i zbawienia ludzkości. Nie traktowali islamu jako jedynej prawdy, ale jako jedną z wielu w ówczesnym świecie. Studiowali wszystkie dostępne i znane dzieła naukowe, czyniąc to w duchu nauki i poznania, a nie tolerancji. Poszukiwali prawdy obiektywnej.

– Nigdy o tym nie słyszałam. To brzmi jak jakaś bajka. Dan Brown? Zaraz pojawi się albinos z Opus Dei – wtrąciła się nieco nieuprzejmie Sara i zaraz zrobiło jej się przykro, chociaż nie było widać, by Safir się przejął.

Był skupiony i wyraźnie przejęty tym, co mówił. Każdy z łatwością by zauważył, że to dla niego niezwykłe przeżycie.

– Swoje dokonania naukowe Bracia spisali w wielkiej encyklopedii Rasail Ichwan as-Safa, co można tłumaczyć jako Listy Braci Czystości. Składała się ona z pięćdziesięciu jeden traktatów podzielonych na cztery części. Było to dzieło wspaniałe, piękne, swoją mądrością daleko przewyższające umysły zwykłych ludzi, a jednak napisane tak, by każdy mógł się z nim zapoznać. – Safir na moment przerwał i zamyślił się z pustym kubkiem w dłoniach. – Nie wolno naszym braciom lekceważyć żadnej doktryny, gardzić żadnym pismem, nienawidzić żadnej wiary. Nasza nauka i nasze zasady wykraczają poza granice wszystkich religii, obejmują wszystkie wyznania – wyrecytował. – Takie prawa obowiązywały Braci Czystości... i obowiązują – dodał z nutką melancholii

– Nie obraź się, ale... ta twoja opowieść brzmi trochę jak wspomnienia Indiany Jonesa z ostatniej podróży na Bliski Wschód. – Sara jakby nie dosłyszała jego ostatniego słowa. – To niewątpliwie bardzo ciekawe, ale co to ma wspólnego z twoim pistoletem i tym, że jesteś... nizarytą... tak? O ile wiem, przejście na islam nie jest niebezpieczne. Bardzo chciałabym wysłuchać tej niezwykłej historii sprzed tysiąca lat i jeśli tylko mi wyjaśnisz, co z tobą jest nie tak, w jakiej organizacji się udzielasz, i przekonasz mnie, że jesteś dobrym człowiekiem, będziemy mogli kontynuować do rana. Na razie mam w głowie zamęt, który tworzą wątpliwości, kłamstwa, pistolet i kwiaty. Jak ty byś się czuł na moim miejscu?

Sara zawsze miała dystans do ludzi zbyt głęboko tkwiących w sekciarstwie, a Safir tak zatopił się w swej opowieści, że zapomniał, o co go pytała. Wyraźnie był w jakimś transie, ale nie wydawał się nawiedzony. Tak czy inaczej nie wiedziała, do czego zmierza w tej swojej intrygującej opowieści, więc postanowiła mieć się na baczności.

W chwili gdy to pomyślała, poczuła wibrowanie telefonu i aż podskoczyła.

– Zrób nam jeszcze herbaty, a ja pójdę do toalety. Chyba się przeziębiłam. – Wstała od stołu, poprawiając długi T-shirt. – Na Bliskim Wschodzie tyle się dzieje, że pewnie Bracia Czystości już dawno znikli w mrokach historii, prawda? – rzuciła, by okazać Safirowi większe zainteresowanie i na wszelki wypadek poprawić nastrój rozmowy.

– Nie. Nie znikli – odparł z dziwnym uśmiechem i Sara zaniepokoiła się jeszcze bardziej.

Mały placyk z fontanną ozdobioną rzeźbą kobiety z dzbanem położony był niecałe sto pięćdziesiąt metrów od domu Sary. Dobrze zasłonięty roślinnością i oddzielony szeroką ulicą Krasińskiego.

Konrad dotarł na miejsce pierwszy. Nawet nie sprawdzał, ile czasu jechał. To i tak nie miało znaczenia, bo nie można było pędzić szybciej. Z samochodu zabrał latarkę, chociaż noc była jasna i świeciły uliczne latarnie.

Na bieżąco kontrolował, co się dzieje w domu Sary. Doskonale słyszał każde ich słowo i ani razu nie pomyślał, gdzie mogła ukryć telefon. Martwił się tylko, czy jest wystarczająco naładowany.

Nie minęło kilka minut, gdy pochwycił charakterystyczny dźwięk motocyklowego silnika. Odwrócił się i zobaczył zbliżające się szybko światło. Po chwili, z poważnymi problemami, zatrzymał się przed nim harley, na którym siedział Marcin z plecakiem.

– O mój Boże! Myślałem, że się zabiję – oznajmił zdyszany, jakby przyjechał na rowerze. – Matko święta! Pierwszy raz jechałem sam w nocy i do tego tak szybko! O Jezuniu! – Zsiadł z motoru i zdejmując kask, zapytał: – Co nowego? Co się dzieje? On tam jest? Zaraz wszyscy będą, szefie. Ale się porobiło!

– Przywiozłeś mojego sig-sauera? – przerwał mu Konrad.

– Jasne, szefie! – Marcin wyciągnął z plecaka pistolet i dwa magazynki luzem.

– A gdzie kabura... szelki?

– Za pasek, szefie. – Marcin podciągnął koszulkę i pokazał broń. – Tak jest wygodniej i poważniej... no kurczę, cool! Nie?

– Nie. – Konrad nie miał teraz ochoty się z nim sprzeczać, bo wsłuchiwał się w rozmowę Sary z Safirem i nie mógł sobie pozwolić na rozdwojenie uwagi.

– Jadą! – rzucił podniecony Marcin. – To Lutek i M-Irek! Na pewno.

Kilkanaście metrów od nich zatrzymał się służbowy touareg, z którego wyskoczył Lutek z plecakiem. M-Irek pospiesznie wyjęli z bagażnika dwie duże aluminiowe walizki na kółkach. Przyjechała też Ewa. W ciągu kilku chwil wszyscy otoczyli Konrada i w ciszy oczekiwali, aż się odezwie.

To była najbardziej dramatyczna chwila w życiu Wydziału Specjalnego „Q” i chociaż nie pierwszy raz czuli na plecach oddech śmierci, to jednak teraz los Sary spoczywał w ich rękach. Nie było w tej chwili nic ważniejszego na świecie.

Jak zawsze w takich sytuacjach dowodził Konrad. Był dyktatorem absolutnym, a oni jego wojskiem, i wszyscy wiedzieli, że nigdy ich nie zawiódł.

Mirek otworzył walizkę i rozdał wszystkim radiostacje Motorola i słuchawki.

– Kanał czwarty – powiedział Irek.

– W mieszkaniu Sary jest uzbrojony Safir. Mam na bieżąco podsłuch rozmowy z jej telefonu komórkowego. Wygląda na to, że przyszedł w pokojowych zamiarach... nawet osobistych. Próbuje jej wytłumaczyć, dlaczego tyle czasu się nie odzywał... ale to teraz nieważne. Sytuacja jest dynamiczna i w każdej chwili może wymknąć się spod kontroli. – Konrad zmarszczył brwi i przygryzł wargę. – Karol Hamond jest ścigany przez policje całej Europy i... Widzieliście wiadomości?

– Tak, szefie – odparł Marcin i widać było, że pozostali też doskonale wiedzą, o co chodzi. Szare półcienie dodawały ich twarzom ostrości i wyjątkowo realistycznie podkreślały dramatyzm sytuacji.

– Hamond prawdopodobnie jeszcze o tym nie wie, ale w każdej chwili może się zorientować... telefon, Internet, cokolwiek. Wiadomo! Wtedy może być gorąco. – Konrad przypomniał sobie, co jeszcze niedawno mówiła mu o Safirze i jego determinacji Sara.

– Czy Hamond wie, że ona jest oficerem wywiadu? – celnie zapytał Marcin.

– Z tego, co słyszę... to chyba nie. Ale może udawać. Sara prowadziła jednego Araba w Wiedniu, który... – przerwał. – Nieważne!

Przez plac Wilsona przejechał radiowóz. Drugi zbliżał się od strony Wisły.

– Zaczęło się! To ABW i policja – oznajmił Konrad. – Zaraz tu będą. Posłuchajcie uważnie! – Wszyscy skupili się wokół niego. – Cokolwiek by się działo, wykonujecie moje rozkazy. Wyłącznie! – Spojrzał na nich trochę pytająco, trochę niepewnie, tak jak zawsze. – Zaufajcie mi!

Nikt nie zareagował, tak było oczywiste, że mu ufają.

– Jest pierwsza zero jeden. – Konrad podał czas i wszyscy sprawdzili zegarki. – Realizujemy wariant z Dubaju. – Spojrzał na nich z pełnym przekonaniem. – Pamiętacie?

Odpowiedziało mu zgodne skinienie wszystkich głów.

– M-Irek? Macie małego wywiadowcę?

– Zestaw zawsze z nami.

– Lutek? Masz fuzję?

– Mam.

– Sara i Safir siedzą w kuchni. Okno wychodzi na podwórko. Zajmij się tym! – Nim Lutek ruszył, Konrad dodał: – Jej życie jest w twoich rękach.

Lutek skinął głową. Z bagażnika wyjął futerał z karabinem snajperskim, zarzucił go na ramię i pobiegł w kierunku ulicy Krasińskiego.

W tym czasie z głębi parku wyłoniły się dwa ciemne samochody i zaparkowały obok touarega. Wysiadło z nich kilku mężczyzn i szybkim krokiem ruszyło ku grupie Konrada. Po chwili dołączył do nich radiowóz policyjny z włączonym sygnałem świetlnym, ale bez syreny. Wysiadło z niego dwóch cywilów i jeden mundurowy.

Przyjechał Henryk, dyrektor Departamentu Zwalczania Terroryzmu ABW, i Marcel. Towarzyszyli im szef Wydziału Zabezpieczenia Realizacji i Działań Antyterrorystycznych oraz szef Centrum Antyterrorystycznego. Wkrótce dołączyli policjanci z Komendy Stołecznej. Przedstawili się, ale Konrad nie zapamiętał nazwisk. Wszyscy stanęli w ciasnym kole.

– Wyłączcie te światła. – Konrad wskazał na błyskającego koguta na radiowozie i mundurowy natychmiast zerwał się do biegu.

– Jaka jest sytuacja? – zaczął Henryk.

– Safir jest w mieszkaniu Sary. – Podał adres i krótko opisał jego rozkład. – Mam bieżący nasłuch tego, co się dzieje wewnątrz...

– Świetnie! – niemal wykrzyknął Henryk.

– Sara ma włączony telefon komórkowy, ale w każdej chwili może się rozładować. Hamond nie wie, że jest ścigany, a jego wizyta ma prawdopodobnie charakter osobisty...

– Osobisty? – zapytał Marcel.

– Poznali się kiedyś. Nie ma teraz czasu na wyjaśnienia. Hamond jest uzbrojony w armatę...

– O sprawie poinformowani są już szef ABW i minister spraw wewnętrznych, policja właśnie obstawia teren – zdecydowanym głosem zaczął Henryk. – ABW jest gospodarzem operacji i ja obejmuję nad nią nadzór. Waldek – zwrócił się do oficera, który z nim przyszedł – rozdaj radiostacje.

– Za chwilę połowa Warszawy będzie wiedziała, że namierzyliśmy Hamonda – wtrącił ostro Konrad. – Zaraz będzie tu telewizja. Henryk! – Spojrzał mu prosto w oczy. – Hamond nie da się wziąć żywcem! On się nie podda...

– To go zabijemy – odparł spokojnie Henryk. – O jedno ścierwo mniej!

– Tam jest Sara. Rozumiesz?! – Konrad uniósł głos.

– Agencja Wywiadu nie ma tu nic do rzeczy... sprawa bezpieczeństwa wewnętrznego. To terrorysta i morderca. Nie oglądasz telewizji? Słuchaj Justyny! Nie lubicie się już z TV24?

Konrad zrobił krok do przodu i gdyby Marcin nie przytrzymał go za pasek, być może uderzyłby Henryka.

– Wal się, Heniu. Wal się...! Daruj sobie... przynajmniej teraz!

– Panowie! – wtrącił się Marcel. – Mamy kłopoty. Nie zauważyliście?

– Co chcesz zrobić? – zapytał Konrad.

– Obstawiamy dzielnicę, dom i wzywamy Hamonda, żeby się poddał... a jak nie... to... wysadzamy kamienicę.

– Okay. Niech tak będzie, ale daj mi pół godziny. Spróbuję wyciągnąć Sarę z tego gówna. Jak mi się nie uda, wchodzisz do akcji... z tym swoim bum! Co?

– Trzeba spróbować – wtrącił Marcel i puścił oko.

– Dobrze – odparł Henryk po chwili namysłu i zwrócił się do swoich ludzi: – Słyszeliście? Zająć pozycje, rozstawić się, ukryć i czekać na mój rozkaz. Policjanci... nie hałasować na mieście.

– Przez ten czas ja dowodzę, Heniu.

– Oby ci się udało! Może będziesz miał klienta do sanatorium Guantánamo albo na szkolenie w Kiejkutach. Wy przecież nawet nie wiecie, że glock nie ma bezpiecznika – rzucił złośliwie w powietrze i dodał: – No to działaj! – Odwrócił się i zawołał dosyć głośno: – Tempo, ruszać się!

– Chodźcie! – powiedział Konrad do swoich ludzi.

Odszedł na bok, przykładając lewą rękę do ucha. Cztery pary oczu wpatrywały się w milczeniu w każdy jego gest, licząc, że wyczytają z niego jakąś informację.

– Jestem na pozycji – usłyszeli w słuchawkach głos Lutka. – Dom naprzeciwko, od podwórka, klatka piąta, piętro trzecie.

– Co widzisz? – zapytał Marcin.

– Siedzą w kuchni, coś piją z kubków, nie widzę broni, jest spokojnie, w sypialni pali się lampka.

– Informuj na bieżąco o zmianie sytuacji – odezwał się Konrad. – My zaraz zaczynamy. Mamy pół godziny. Jest pierwsza zero dziewięć.

– Zrozumiałem. Pół godziny. Pierwsza zero dziewięć. Mam go w celu – zakończył Lutek.

– Bez odbioru – odparł Konrad i zwrócił się do swoich ludzi: – Telefon Sary może w każdej chwili paść i będziemy bez łączności, a wtedy dupa blada. – Powiedział to tak spokojnie, że wszyscy od razu wiedzieli, że nerwy ma napięte do ostateczności. – Zaczynamy Dubaj! Beacon i pluskwa, jest?


Były to fragmenty książki "Niewierni" Vincenta V. Severskiego, wydanej przez Wydawnictwo Czarna Owca.

Ostatnie wpisy

  • Zacharski wizytuje Polskę20 sty 2015Kolejne tournée po Polsce odbywa Marian Zacharski. Wybrał sobie dobry czas. Czytelnicy mają świeżo w pamięci obrazy z pogrzebu premiera Józefa Oleksego, w którym uczestniczyli niemal wszyscy politycy polscy (oprócz jednego), wypowiedzi tych z...
  • Tydzień krymskich jaj9 mar 2014Od ponad trzydziestu lat Polska nie była zagrożona, jak w ostatnich tygodniach, twierdzą zgodnie lewi, prawi politycy i dziennikarze niezależni, a dzisiaj niezależni są wszyscy. Niektórzy są też niezależni od wiedzy. Nawet szef BBN stwierdził, że...
  • Obywatelski bunt szpiegów2 sty 2014Czego ci ludzie chcą od pana Antoniego Macierewicza? Dziennikarze, komentatorzy, politycy, hejterzy wsiedli na tego biednego człowieka i jeżdżą jak na łysej kobyle. Potem idą do kasy i biorą tantiemy, wynagrodzenie, dostają nowe zlecenia i nieźle...
  • Sicz Zaporoska4 gru 2013Pójdę pod prąd i po raz kolejny narażę się bogoojczyźnianym wyznawcom teologii sienkiewiczowskiej, trawiącej od lat nasze społeczeństwo. Zakażenie wirusem "trylogiowatym" dotyczy prawie wszystkich Polaków, od Pana Prezydenta do mnie samego...
  • Nasz Homeland28 lis 2013Nasłuchałem się ostatnio entuzjastycznych opinii o serialu szpiegowskim "Homeland". Postanowiłem go obejrzeć i zasiadłem przed telewizorem z nadzieją, że doznam niezapomnianego przeżycia. I rzeczywiście, doznałem przeżycia i naszły mnie refleksje.