Wołoszański: nie donosiłem

Wołoszański: nie donosiłem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dziennikarz Bogusław Wołoszański przyznał, że będąc w latach 80. korespondentem Polskiego Radia i Telewizji w Londynie, współpracował z wywiadem PRL. Zaprzeczył jednak, by na kogokolwiek donosił.
Wołoszański zapowiedział proces przeciwko dziennikowi "Rzeczpospolita", który opublikował, jego zdaniem, szkalujący go artykuł pt. "Wołoszański szpiegował brytyjską Polonię". Redakcja "Rz" odpiera zarzuty, podkreślając, że artykuł był oparty "wyłącznie na archiwach".

Wołoszański zamierza też wytoczyć proces autorowi artykułu historykowi Piotrowi Gontarczykowi, wiceszefowi archiwów IPN. Sam Gontarczyk podtrzymuje tezy zawarte w swoim tekście, choć przyznaje, że "miał inne pomysły na tytuł" artykułu".

"Nie zaprzeczam, że 19 października 1985 r. podpisałem zobowiązanie do współpracy z wywiadem zagranicznym Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, nie ze Służbą Bezpieczeństwa (...) Chciałbym natomiast zaprzeczyć z całą siłą temu, co stało się dzisiaj w +Rzeczpospolitej" - metodom oczerniania, szkalowania, poczynając od wielkiego tytułu" - powiedział Wołoszański na konferencji prasowej. Tytuł "Wołoszański donosił na Polonię brytyjską" uznał za "haniebny". "Nie ma żadnego dokumentu, żadnego świstka papieru podpisanego przeze mnie, żebym donosił na Polonię; moje kontakty z Polonią były nadzwyczaj rzadkie" - powiedział.

Naczelny "Rz" Paweł Lisicki powiedział, że "nie wie, na czym to szkalowanie czy oczernianie przez gazetę miałoby polegać. "Przecież Wołoszański sam się do wszystkiego przyznał. Przecież na tym chyba polega praca agenta, na szpiegowaniu" - zaznaczył.

Wołoszański tłumaczy, że współpracę z wywiadem podjął ponieważ uznał, że to dla niego "wspaniała okazja poznania metod funkcjonowania wywiadu i tajnych służb". "I w istocie była to wiedza fascynująca" - powiedział.

Podkreślił, że nie miał z tego powodu wyrzutów. "Dlatego, że wiedziałem, że jadę tam by przygotowywać analizy, oceny, przygotowywać informacje, które dla tego kraju są ważne. Dla tego kraju, dla Polski - bez względu na to jaka ta Polska była".

Powiedział, że zajmował się w istocie "białym wywiadem". "Spotykałem się z dziennikarzami, głównie brytyjskimi i z innych krajów, prowadziliśmy rozmowy wymieniając się informacjami" - dodał. "Bardzo często odnosiłem wrażenie, że wiedząc iż jestem korespondentem polskim przekazywali mi informacje, bo chcieli by dotarły one do polskiego rządu" - podkreślił.

Według Wołoszańskiego jego współpraca z wywiadem zakończyła się tuż po jego powrocie do Polski w grudniu 1988 r., choć zaproponowano mu jej kontynuowanie i grożono, że gdy zrezygnuje, dokumenty na temat jego współpracy mogą zostać upublicznione. "Odrzuciłem ten szantaż dlatego, że uznawałem, ze nie mam sobie nic do zarzucenia i mogę spokojnie przyznawać się do tego, że w okresie trzech lat współpracowałem z polskim wywiadem" - powiedział Wołoszański.

Dodał, że za współpracę nie pobierał wynagrodzenia, zwracano mu jednak koszty spotkań wywiadowczych w restauracjach. W sumie miało to być kilkaset funtów w ciągu trzech lat w Londynie.

Wołoszański zaprzeczył też zawartym w tekście informacjom m.in. o tym, że chciał wciągnąć do pracy w wywiadzie swoją teściową. "To jest jedna z wielu bzdur, które tam funkcjonują" - powiedział, dodając też, że nigdy nie donosił na księży.

"Autor artykułu do mnie przykleja słowa, których nigdy nie wypowiedziałem, do mnie przykleja oceny poczynione przez ludzi, którzy być może usiłowali walczyć o uznanie przełożonych i dlatego tam coś wypisywali". Dlatego właśnie będę podejmował kroki prawne, broniąc swojego dobrego imienia, "przeciwko 'Rzeczpospolitej' oraz autorowi artykułu, który stosuje niedozwolone techniki łącząc jakieś tam dokumenty, jakieś tam materiały ze mną" - zapowiedział Wołoszański.

Redaktor naczelny "Rz" odpiera zarzuty mówiąc, że artykuł na temat dziennikarza "opiera się wyłącznie na archiwach". "Każda z tez, które się w tekście znalazły, ma oparcie w dokumentach" - zapewnił. Lisicki zapowiedział, że w czwartkowym wydaniu "Rz" opublikuje dalsze dokumenty, obrazujące fakt współpracy Wołoszańskiego z wywiadem oraz zadania, jakie wykonywał na zlecenie wywiadu, w tym m.in. instrukcję wyjazdową.

Informacje na temat Wołoszańskiego podtrzymuje także autor artykułu Piotr Gontarczyk. Będąc gościem telewizji TVN24 powtórzył m.in., że Wołoszański próbował wciągnąć do pracy w wywiadzie swoją teściową oraz, że przekazywał wywiadowi m.in. informacje na temat polonijnego ośrodka, w którym księża wychowywali młodzież. Według Gontarczyka zaprzeczenia Wołoszańskiego, że na nikogo nie donosił "nijak się mają do tego, co widać w dokumentach archiwalnych".

Wołoszański zarzucił "Rz", że rozmawiający z nim na temat współpracy z wywiadem dziennikarz nie powiedział, że rozmowa ukaże się jako wywiad.

Dziennikarz "Rz" Jarosław Murawski powiedział, że kiedy zadzwonił do Wołoszańskiego, przedstawił się i przeczytał mu główne tezy tekstu Gontarczyka z prośbą, by się do nich ustosunkował. "Zrobił to chętnie, odpowiadał na pytania. Nie rozumiem, co znaczy stwierdzenie red. Wołoszańskiego, że przerobiłem tę rozmowę na wywiad" - powiedział Murawski.

"Rz" napisała w środę m.in., że Wywiad Służby Bezpieczeństwa zainteresował się Wołoszańskim, gdy w 1985 roku został kandydatem na korespondenta Polskiego Radia i Telewizji w Londynie. W październiku 1985 r. autor "Sensacji XX wieku" pierwszy raz spotkał się z esbekiem w restauracji Budapeszt na ul. Marszałkowskiej w Warszawie. Według "Rz" nowo pozyskany agent wybrał sobie pseudonim Ben i własnoręcznie sporządził zobowiązanie do współpracy. Następnie został zarejestrowany w ewidencji jako kontakt operacyjny. Na własne potrzeby Służba Bezpieczeństwa nadała mu drugi pseudonim Rewo.

Według gazety działalność wywiadowcza Wołoszańskiego w Londynie nie była pasmem sukcesów, okazało się bowiem, że agent nie potrafi zdobyć zaufania ani Brytyjczyków, ani środowisk polonijnych.

pap, ss, ab