Watts zabrała ze stadniny w Janowie Podlaskim dwie swoje klacze po tym, jak padły tam inne należące do niej konie. Obydwie klacze w momencie zabrania ze stadniny były w ciąży, a ich źrebięta urodziły się za granicą.
Zgodnie z umową podpisaną między stadniną i Watts, źrebięta niezależnie od miejsca urodzenia należą do Janowa Podlaskiego. Stąd też ANR chce powrotu zwierząt do kraju i nie wyklucza, że może skierować pozew przeciwko Watts – wszystko ma być zależne od tego, jak dogadają się obydwie strony.
Shirley Watts podjęła decyzję o zabraniu swoich koni z Polski w kwietniu tego roku. – Jestem oczywiście w kontakcie z panią Watts i przekazała mi wiadomość, że resztę klaczy zabiera –powiedział Marek Trela, były prezes stadniny w Janowie Podlaskim. – Poza wartością finansową, to dla niej ogromna strata emocjonalna. Ona bardzo lubiła te konie. One u niej w stadninie mają raj. Taka strata wywołuje naprawdę potężne emocje – dodał.
„Jestem tym zrozpaczona, niedawno także straciłam moją klacz Prerię w Janowie. Moje dwie pozostałe klacze w Janowie muszą się oźrebić i jak tylko to się stanie, to zabierzemy je natychmiast z powrotem na naszą farmę do Anglii" - napisała Shirley Watts w e-mailu do redakcji Polsat News.