Królewicz, który nie chciał być królem? Dziś rocznica urodzin najmłodszego syna Jagiełły

Królewicz, który nie chciał być królem? Dziś rocznica urodzin najmłodszego syna Jagiełły

Kazimierz IV Jagiellończyk
Kazimierz IV Jagiellończyk Źródło: Wikimedia Commons / domena publiczna
Kazimierz Jagiellończyk urodził się 30 listopada 1427 roku jako trzeci syn Władysława Jagiełły. Kiedy po śmierci Władysława Warneńczyka w 1444 roku nad Wisłą szykowano się do koronacji Kazimierza, z Wilna przyszła niespodziewana odpowiedź – królewicz odmówił przyjęcia korony.

Historia tego człowieka potoczyć się miała zupełnie inaczej. Przebywający na polskim dworze czeski astrolog Henryk z Pragi nie wróżył Kazimierzowi Jagiellończykowi świetlanej przyszłości. Według mistrza układ gwiazd, które świeciły na niebie 30 listopada 1427 roku – kiedy pierwszy krzyk wydał z siebie przyszły polski władca – był wyjątkowo niekorzystny.

Kazimierz Jagiellończyk – syn nieprawy?

Niezbyt szczęśliwe życie wróżyły mu też pierwsze miesiące po narodzinach. Tuż po porodzie na jego matkę Zofię Holszańską padły podejrzenia, że noworodek pochodzi z nieprawego łoża i jest owocem licznych romansów królowej. Ta zaprzeczyła tym pomówieniom, uroczyście przysięgając, że Jagiełły nigdy nie zdradziła. Choć oficjalnie zmyła z siebie zarzuty, krakowscy plotkarze dalej mieli temat do pokątnych rozmów. Zarówno zawiść ludzka, poszukiwanie taniej sensacji, jak i zwyczajny polityczny interes ciągle podgrzewały pytanie, czy Kazimierz w istocie jest synem Jagiełły.

Źródła podejrzeń były dość oczywiste. Sonka – jak nazywano również matkę Kazimierza – była piękną, młodą kobietą, której wypukłość kształtów i zadziwiający pobaw nie tylko wychwalał wielki książę litewski Witold, ale także podziwiał cnotliwy kardynał Zbigniew Oleśnicki. Jej mąż był już wtedy prawdopodobnie 65-letnim starcem, który – jak się zdawało – nie jest wstanie spłodzić kolejnego syna. Pewne domysły pojawiły się zresztą już przy narodzinach pierworodnego Władysława (1424), wtedy jednak uznano je za obrzydliwe plotki, jakie często wałęsały się po dworskich zakamarkach. W przypadku Kazimierza Jagiellończyka były to już ostre oskarżenia, które nie mogły pozostać bez odpowiedzi.

W istocie wokół królowej kręcili się młodzi rycerze, którzy – bądź urzeczeni urokiem Zofii, bądź pragnący za jej wstawiennictwem zbudować potęgę swego rodu – chętnie jej usługiwali. Nie bez racji uważano także, że Jagiełło słucha się swojej żony i ma ona na niego znaczący wpływ. Ambitna Sonka nie chciała być biernym obserwatorem życia politycznego, lecz możliwie wpływać na jego bieg. Siłą rzeczy nie mogło się to podobać ani polskim panom, którzy obawiali się powstania na dworze konkurencyjnego stronnictwa skupionego wokół królowej, ani litewskim braciom Jagiełły. Przede wszystkim jednak nie podobało się to Witoldowi, który – choć sam zachęcał wcześniej polskiego króla do małżeństwa z ruską księżniczką – zaczął dostrzegać, że może ono stanowić zagrożenie dla jego władzy na Litwie.

Narodziny najpierw Władysława, a potem Kazimierza Jagiellończyka znacznie podkopywały niezależną pozycję Witolda na Litwie. Dla księcia przerażający mógł być także fakt, że pod anielskim wyglądem Zofii kryła się dusza pełna ambicji, inteligencji i politycznego wyczucia. Dla nieco zmęczonego już Jagiełły była więc motorem napędowym, który wyrwał go z marazmu i pozwolił na aktywniejszą politykę, niezależną od wpływów podejrzanych doradców czy pozornie wiernych przyjaciół. Upublicznienie plotki o rzekomej rozpuście Sonki miało po pierwsze skompromitować jej osobę oraz najbliższe otoczenie, a po drugie mogło być także próbą podważenia ewentualnych praw Kazimierza (a może nawet i Władysława) jeśli nie do polskiej korony, to przynajmniej do litewskiego kołpaka.

Królowa z tych oskarżeń wyszła jednak cało. Ucierpiało jedynie jej stronnictwo, którego przedstawiciele nie odzyskali już zaufania króla. Ten, co prawda, najpewniej wierzył swojej żonie, ale od potencjalnych adoratorów wolał ją oddzielić. Współcześnie historycy przychylają się do opinii, że oskarżenie Sonki o niewierność było bujdą. Podobieństwo dwóch synów do Jagiełły wyklucza raczej, że pochodzili z nieprawego łoża. Możemy więc być raczej pewni, że to on zapoczątkował wielki ród Jagiellonów, nie zaś np. Hińcza z Rogowa, najczęściej podejrzewany o zbałamucenie królowej.

W cieniu wielkiej polityki

Jagiellończyk dorastał wraz ze swoim bratem Władysławem. Ich opiekunami byli podkanclerzy i kantor krakowski Wincenty Kot z Dębna oraz dworzanin Piotr Ryterski. Synowie Jagiełły otrzymali więc wzorcowe wykształcenie królewskie polegające na wychowaniu człowieka światłego i odważnego. Król wszak łączyć miał w sobie ideały salomonowej mądrości i rycerskiego kunsztu wojennego. Tylko takie połączenie było – w przekonaniu średniowiecznych pedagogów – kluczem do zapewnienia państwu szczęśliwych rządów.

Synowie Jagiełły najpewniej nie odbiegali pilnością od swoich rówieśników na innych dworach królewskich. Co prawda, historiografia opisuje Kazimierza jako mniej zdolnego i bardziej zapatrzonego w polowania i inne uciechy, ale jak się wydaje, jest to efekt nieco kąśliwych uwag, jakie na temat młodszego z synów pozostawił Jan Długosz. Przyszłość pokazała, że Kazimierz Jagiellończyk potrafił wykazać się większym wyczuciem politycznym, sprytem i mądrością niż Władysław. Trudno więc traktować opinie o jego rzekomym gorszym wykształceniu za uzasadnione.

Pomimo wyraźnie królewskiego modelu wychowania synów Jagiełły ich monarsza przyszłość pod kątem prawnym była niepewna. Od momentu śmierci Kazimierza Wielkiego wśród elit politycznych coraz silniejsze było poczucie, że Królestwo Polskie to coś więcej niźli tylko własność króla. Zaczęto wyraźnie oddzielać abstrakcyjne pojęcie państwowości od osoby monarchy, czyniąc z niego naczelnego administratora kraju, nie zaś jego prywatnego właściciela.

W obliczu wymarcia rządzącej Polską linii Piastów możni i rycerstwo poczuli się gospodarzami Królestwa. Monarchia z dziedzicznej zaczęła więc przechodzić w stronę elekcyjnej, w której prawa do tronu uzyskiwało się nie poprzez związki krwi, a decyzją dysponentów korony, za jakich uważały się rodzime elity. Śmierć Jadwigi Andegaweńskiej umocniła ten nowy charakter polskiego systemu ustrojowego. Jagiełło nie posiadał przecież żadnych praw do korony, oprócz tych, które otrzymał z woli rycerstwa. Niepewny był więc los jego synów. Co prawda, wydawali się oni być najbardziej naturalnymi następcami tronu, lecz brak dziedzicznych praw do tej godności mógł być doskonałą kartą przetargową dla szlachty w walce o nowe przywileje prawne, polityczne i gospodarcze. Król nie zawiódł tych oczekiwań. Wieloletnie starania, zakończone przywilejem jedlneńsko-krakowskim – nadającym nietykalność osobistą bez wyroku sądowego – przyniosły efekt. Jagiełło uzyskał zgodę rycerstwa na to, że po jego śmierci wybiorą na tron jednego z jego synów.

Książę uzurpator

W roku 1434 Władysław Jagiełło zmarł. Jego starszy syn Władysław miał wówczas 10 lat, zaś młodszy Kazimierz – 7. Jasne było, że ani jeden, ani drugi faktycznej władzy objąć nie mogą. Z poparciem biskupa krakowskiego Zbigniewa Oleśnickiego królem został Władysław, którego otoczono Radą Opiekuńczą mającą sprawować władzę w jego imieniu, aż do osiągnięcia przez monarchę pełnoletniości. Na czele Rady stanął Oleśnicki, budząc niechęć królowej Zofii, która poczuła się odsunięta od spraw państwowych.

W cieniu sporu pomiędzy biskupem a królową matką dojrzewał tymczasem Kazimierz, nie rozumiejąc zapewne do końca fermentu politycznego, jaki miał miejsce wokół niego i brata. Nie dotyczyło to tylko konfliktu o regencję. O ile bowiem Władysławowi przyznano koronę polską, o tyle w przypadku Kazimierza planowano zagwarantować mu następstwo tronu w Czechach ogarniętych husycką rewoltą. Pomimo licznych starań plany te zawiodły.