Psycholożka o pomyśle państwowego Tindera: To nie przez kobiety rodzi się mniej dzieci

Psycholożka o pomyśle państwowego Tindera: To nie przez kobiety rodzi się mniej dzieci

Dodano: 
Tinder
Tinder Źródło: Shutterstock
Kobiety nie są problemem demograficznym. Kobiety nie są winne niższej dzietności, ani nie są produktem, który można rozdzielić według kategorii. To one decydują o przyszłości. I mają pełne prawo decydować same – mówi dr Katarzyna Szumlewicz, filozofka i pedagożka z Uniwersytetu Warszawskiego.

Krystyna Romanowska: Pomysł tzw. „państwowego Tindera” pojawił się w kręgach konserwatywnych i wciąż powraca w debacie publicznej. Choć aplikacja nie istnieje, wypowiadają się o niej pozytywnie niektórzy politycy. Projekt zakłada dobieranie ludzi według statusu i wykształcenia, co ma być sposobem na stabilne związki. Brzmi jak klasyczna inżynieria społeczna i  prawdę mówiąc trochę przeraża.

Dr Katarzyna Szumlewicz: Pomysł aplikacji matrymonialnej, która będzie dobierała ludzi ze względu na status społeczny, opiera się na błędnych założeniach dotyczących przyczyn spadku dzietności. Dzietność Polek jest niezależna od tego, czy i jak często zawierają małżeństwa. Współczesne rodzicielstwo jest oderwane od małżeństwa: dziecko można mieć w związku formalnym, nieformalnym, a także pozostając singielką. Tymczasem państwowy Tinder zakłada, że jeśli zeswatamy ludzi pod nadzorem instytucji publicznych, to rodziny zaczną się mnożyć.

To nie tylko inżynieria społeczna, ale też próba powrotu do świata, w którym ludzie byli zaszufladkowani klasowo. Pomysł głosi, że kobieta po studiach powinna być „sparowana” z mężczyzną o podobnym statusie, a dziewczyna ze wsi – z chłopakiem ze wsi. Czyli: „panienka z dobrego domu” ma obowiązek wyjść za „kawalera z dobrego domu”. A przecież kobiety mają prawo wybrać inaczej: mogą pokochać kogoś o niższym statusie, jeśli on uderza w ich emocjonalną prawdę; mogą wybrać kogoś, kto nie pasuje do ekonomicznej kategorii, ale pasuje do nich. Mają prawo do mezaliansów!

Jeżeli będziemy o związkach myśleć w kategoriach statusu i wykształcenia, to kobiety z doktoratem mogłyby zostać wykluczone, bo brakuje tylu mężczyzn z doktoratem, żeby im je „rozdać”. Przypomina to powrót do logiki klas społecznych, z którą przecież PRL skutecznie się rozprawił. I to logicznie wynika z projektu: nie wolno dopuścić, żeby kobieta wyżej wykształcona związała się z mężczyzną niższego statusu, choć w Polsce to bardzo częste i absolutnie naturalne. Chce się to powstrzymać i nazwać porządkiem.

Takie fantazmatyczne algorytmy nie powstały na pewno w głowach kobiet. Nie pomylę się, mówiąc, że ten pomysł jest podszyty lękami mężczyzn i stworzony dla mężczyzn?

Źródło: Wprost