Programowa zemsta Kaczyńskiego

Programowa zemsta Kaczyńskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Piątkową konferencję Jarosława Kaczyńskiego w siedzibie partii, na ulicy Nowogrodzkiej można rozpatrywać w wariancie komentarzy politycznych, choć bardziej wskazane byłoby spojrzenie na nią w kategoriach czysto ludzkich i psychologicznych.
Z punktu widzenia czystej gry politycznej można powiedzieć, że Jarosław Kaczyński zakończył jedną kampanię i rozpoczął drugą, samorządową. Uznał, że elektorat centrowy nie jest mu już przydatny, a w kampanii regionalnej sprawdzi się twardy, wierny elektorat, który motywuje się zupełnie innymi przesłaniami. I będzie to oczywiście prawda. Do walki potrzebne są inne argumenty i inne narzędzia, rozgrywka prowadzona jest bardziej poza mediami. Tu mniejszą rolę odgrywa wizerunek Jarosława Kaczyńskiego, większą za to jasne, twarde, prostolinijne przesłanie podziału na MY i ONI. A oni, to ci, którzy przyczynili się do śmierci (męczeńskiej) Lecha Kaczyńskiego, a do tego jeszcze atakują symbol jego śmierci, czyli krzyż pod Pałacem Prezydenckim.

Ale dużo ciekawszy jest jednak wątek osobisty. Otóż wydaje mi się, że Kaczyński zastąpił jeden cel swojej polityki innym. Od wielu miesięcy miałem wrażenie, że osią polityki Jarosława Kaczyńskiego była chęć doprowadzenia swojego brata do ponownego wyboru na stanowisko Prezydenta RP. Kiedy z powodu katastrofy smoleńskiej stało się to niemożliwe, Kaczyński postanowił zmienić ten cel na inny. Tym celem jest wyjaśnienie okoliczności śmierci brata, pokazanie winnych, ukaranie ich. Programem Kaczyńskiego stała się zemsta.


Jarosław Kaczyński zdecydował się na wojnę i przestawienie swojej partii na tory wojenne. Programem jego partii jest śmierć Lecha Kaczyńskiego i jej kulisy i wokół tego będzie prowadzona cała działalność i narracja partii. Myliłby się jednak ten, kto uważa, że Kaczyńskiemu zależy na rzetelnym wyjaśnieniu sprawy. On już wie, kto ponosi odpowiedzialność (moralną i polityczną) za katastrofę, a jej faktyczne powody, przyczyny pośrednie, bezpośrednie, czynniki organizacyjne, zaniedbania instytucji państwa i poszczególnych ludzi, będą miały dla niego znaczenie tylko o tyle, o ile dadzą się zaadaptować do jego linii politycznej. Mówiąc wprost - on już wie, że winnym jest Donald Tusk, pospołu z Władimirem Putinem.


Wszyscy chcą wyjaśnienia okoliczności katastrofy smoleńskiej i wszyscy mogą zadawać pytania, które mogą nas przybliżyć do odkrycia prawdy. Pytać może również Kaczyński. Ale to, co zrobił Kaczyński, czyli rzucenie pod adresem rządu oskarżeń o moralną odpowiedzialność za katastrofę - stawia go dokładnie po tej samej stronie, co Janusza Palikota, który pyta, czy Lech Kaczyński nie był przypadkiem pijany i czy w tym stanie nie wywierał wpływu na załogę samolotu. Szef PiS-u chciałby ustalać reguły moralne, a punktem odniesienia ma być jego brat i stosunek do niego i pamięci o nim. Według tego standardu każdy kto ma inne zdanie na temat zasadności dalszego funkcjonowania krzyża na Krakowskim Przedmieściu, popełnia "ciężkie moralne nadużycie". Tak właśnie wygląda cynizm i relatywizm.

I w ten sposób od idei IV RP przechodzimy do idei politycznej opartej o fantom Lecha Kaczyńskiego. Tylko, że argumenty, jakie ma w tej walce Jarosław Kaczyński, są słabe. Myślę, że gra katastrofą smoleńską źle się dla niego skończy. Lepiej dla niego, dla pamięci jego brata, i dla Polski byłoby, aby tej gry w ogóle nie rozpoczynał.