"Ktoś musi być po stronie ZOMO". Milicja na ulicach Warszawy

"Ktoś musi być po stronie ZOMO". Milicja na ulicach Warszawy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Opozycjoniści organizowali tajne akcje, kolportowali ulotki, spotykali się z kolegami z konspiracji. Musieli jednak uważać na patrole milicyjne. Tak wyglądała gra miejska, którą w niedzielę w Warszawie poprowadzili przy wsparciu IPN studenci z organizacji pozarządowych.
Zabawa, rozegrana w przeddzień 29. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego, rozpoczęła się w centrum stolicy, przed kinem Muranów, nieopodal niesławnego w PRL Pałacu Mostowskich, w którym mieściła się siedziba stołecznej milicji. Na placu przed kinem pamiętającym czasy Polski Ludowej, pojawił się oddział MO. W role milicjantów wcielili się młodzi ludzie - m.in. członkowie organizacji pozarządowych: Studenci dla RP oraz Fundacja Odpowiedzialność Obywatelska.

Ciasny mundur utrudnia pałowanie

Chłopcy ubrani w stalowe mundury milicji, w hełmach na głowach, z pałkami i tarczami w rękach powitali uczestników gry. Nie mieli jednak w sobie nic z budzących grozę zomowców. - Ktoś musi być po stronie ZOMO, by mógł być ktoś po stronie opozycji - tłumaczył swój udział w milicyjnym patrolu Janusz Szlanta z Fundacji Odpowiedzialność Obywatelska. Narzekał trochę na za ciasny mundur: "utrudnia pałowanie" - żartował.

"Milicjanci" wypożyczyli historyczne mundury i sprzęt od IPN. Uczestnicy gry otrzymali "legitymacje Solidarności" oraz oporniki, które w stanie wojennym symbolizowały sprzeciw wobec komunistycznych władz. Mieli do przejścia wyznaczoną trasę, na której czekali "koledzy z podziemia". Zostali zaopatrzeni w ulotki z informacjami dotyczącymi przygotowania stanu wojennego i jego przebiegu. Musieli odwiedzić m.in. muzeum ks. Popiełuszki na Żoliborzu i odpowiedzieć na pytania związane z jego życiem i działalnością. Ostatnim punktem gry było przesłuchanie przez UB.

Wtedy wesoło nie było

W Centrum Edukacji IPN na wszystkich czekała gorąca herbata. - Gra miejska, to świetny pomysł na naukę historii - powiedziała Małgorzata Taraś, która z córką Weroniką wzięła udział w zabawie. - W rzeczywistości w grudniu 1981 r. nie było tak wesoło. Wojsko, milicja, wozy pancerne na ulicach, to budziło strach - wspominała. Pani Taraś miała wówczas 14 lat i dobrze zapamiętała tamte czasy. Teraz o nich mogła opowiedzieć dziecku.

zew, PAP