Działaczka PO utrudniała kampanię... kandydatowi PO?

Działaczka PO utrudniała kampanię... kandydatowi PO?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kandydujący z ostatniego miejsca łódzkiej listy PO do Sejmu, poseł Jarosław Stolarczyk zarzuca pełnomocnik finansowej łódzkiego komitetu wyborczego PO, że bez jego wiedzy zmieniła umowę na prezentację jego plakatów na słupach oświetleniowych. W efekcie jego plakaty od 5 października są zdejmowane. Rzecznik łódzkiej PO Bartosz Domaszewicz przekonuje, że pełnomocnik Marta Barańska-Ozeg działała zgodnie z Kodeksem wyborczym, a podpisanie umowy w kształcie wynegocjowanym przez posła byłoby złamaniem prawa.
Domaszewicz podkreślił, że umowa udostępnienia słupów oświetleniowych na  plakaty Stolarczyka obejmowała okres do 4 października. Przyznał, że  pierwotna wersja uwzględniała demontaż materiałów wyborczych "nie później niż w terminie czterech dni roboczych - po okresie, na który zawarta została umowa", co  oznaczałoby, że materiały wyborcze mogłyby zostać zdjęte dopiero w poniedziałek, 10 października. "Ekspozycja po terminie obowiązywania umowy stanowiłaby zatem naruszenie obowiązujących przepisów, a podpisanie jej przez pełnomocnika w kształcie wynegocjowanym przez posła skutkowałoby złamaniem prawa" - wyjaśnił Domaszewicz.

Z kolei Stolarczyk przedstawił korespondencję z  Barańską-Ozeg. W swoim piśmie pełnomocnik przypomina, że 4 października upłynął okres obowiązywania umowy na ekspozycję tablic reklamowych posła na słupach oświetleniowych. Stolarczyk przekonywał jednak, że wynegocjował wcześniej warunki umożliwiające pozostawienie jego tablic do 7 października. Jego zdaniem warunki te zostały zmienione przez pełnomocnika bez jego wiedzy, co nie pozwala mu we właściwy sposób prowadzić kampanii.

Stolarczyk podkreślał, że Barańska-Ozeg jest m.in. sekretarzem regionu łódzkiego PO i współpracownikiem ministra infrastruktury Cezarego Garbarczyka. Kandydat na posła przekonywał, że w łódzkiej PO istnieje "spółdzielnia" Grabarczyka, a on "czuje się zaatakowany" przez współpracowników ministra. Zastrzegł, że "nie miał nigdy złych emocji do ministra Grabarczyka". - W  tej chwili to się zmienia, ze względu na to, że czuję się naprawdę zaatakowany - dodał. - To jest sprawa niedopuszczalna, żeby wbrew interesowi całej PO, działać tylko i  wyłącznie w interesie właśnie chyba tej "spółdzielni", żeby tylko kilka osób było dostrzeżonych w czasie kampanii" - podsumował.

PAP, arb