Żemek chce bronić honoru FOZZ

Żemek chce bronić honoru FOZZ

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fundusz Obsługi Zadłużenia Zagranicznego przyniósł Polsce wiele zysków i doświadczeń dla systemu, w którym dziś żyjemy - powiedział przed Sądem Okręgowym w Warszawie były dyrektor FOZZ Grzegorz Żemek.
Oświadczył on na wstępie swego "ostatniego słowa", którego wygłaszanie zapowiada na co najmniej jeszcze jeden dzień procesu, że chce "bronić honoru FOZZ, bo na tej sali broniono już dobrego imienia wymiaru sprawiedliwości, prokuratury i adwokatury". Zdaniem oskarżonego, przez ostatnie kilkanaście lat narosło wokół Funduszu wiele niejasności, wynikających z nie rozumienia istoty działania FOZZ - dlatego na wstępie omówił podstawy prawne i  zasady, jakimi FOZZ się rządził.

Zaczął od tego, że od początku lat 80. Centrale Handlu Zagranicznego - jedyne instytucje w tym handlu, będące źródłami pozyskiwania dewiz dla kraju - za pomocą różnych "kruczków" gromadziły te dewizy za granicą, by móc nimi obracać. Działo się tak w sytuacji, w której dewiz w PRL coraz bardziej brakowało. "Tymczasem z powodu braków w dewizach, polskie samoloty nie mogły lądować za granicą, a statki - tankować paliwa, bo wszędzie trzeba było uiszczać przedpłaty" - mówił.

Powołał się też na niedawną wypowiedź gen. Henryka Jasika - szefa wywiadu peerelowskiego MSW, potem wysokiego oficera UOP - że to  cywilne służby specjalne były pomysłodawcą stworzenia FOZZ i m.in. Żemkowi zaproponowano kierowanie Funduszem. "Kiedyś myślałem, że  powiem, iż był to błąd - dziś powiem, że gdyby jeszcze raz zaproponowano mi stworzenie FOZZ, to pewnie bym się tego podjął, ale zrobiłbym to inaczej, także efekty pewnie byłyby inne" - dodał Żemek.

"Była to operacja u nas całkowicie nowatorska i był to  eksperyment, w dodatku pod presją czasu" - mówił Żemek, który uważa, że na zagranicznych kontach CHZ-ów były miliardy dolarów i  gdyby była zgoda tych central, to cały dług mógłby zostać skupiony, a pieniądze zrefundowano CHZ-om.

"Nigdzie nie ma +sklepiku+ z długami państw. To skomplikowane operacje, łańcuszki, często polegające na korzystnej zamianie długu jednego państwa na innego. Często robiliśmy takie operacje" -  mówił Żemek, przedstawiając ich skomplikowane szczegóły. Zaznaczał, że banki nie chciały sprzedawać konkretnej sumy długu (Żemek mówił, że zdarzały się okresy, w których można było odkupić 1 dolara za 10-15-18 centów), lecz czasem decydowały się na cesje różnego typu umów, które odkupowano albo od samych banków, albo od  firm, które je posiadały.

Oskarżony zapowiadał, że chce przemawiać przez kilka dni, by  ustosunkować się do wszystkich zarzutów, które mu postawiono. Zapowiadał też, że nie zawaha się przed podaniem informacji stanowiących tajemnicę, by wykorzystać je dla swojej obrony. Dodał jednak, że na pewno "nie powie wszystkiego".

Wcześniej swoje wystąpienia zakończyli obrońcy oskarżonego Dariusza Przywieczerskiego. Wnieśli o uniewinnienie swego klienta lub umorzenie postępowania z uwagi na to, że już w 1996 r. prokuratura umorzyła stawiane mu początkowo zarzuty przestępstw dewizowych. Adwokaci uważają, że obecne zarzuty dotyczą tego samego, więc proces należy umorzyć. Prokuratura, która odpowiedziała obrońcom, nie uznaje, by czyny zarzucone Przywieczerskiemu, były tożsame i podtrzymuje oskarżenie.

Piątkowa rozprawa zaczęła się i zakończyła kwestiami dotyczącymi adwokatów. Niedawne mowy końcowe obrońców z urzędu Janiny Chim, mec. Jacka Brydaka i Marcina Ziębińskiego, sąd uznał za kolejne rażące naruszenie obowiązków adwokackich i zwrócił się o objęcie ich toczącym się już postępowaniem dyscyplinarnym.

"W sprawie liczącej ponad 300 tomów akt, gdzie proces trwał dwa lata, obaj adwokaci wygłosili kilkuminutowe mowy, ograniczające się do ogólnikowej frazeologii na temat praw człowieka oraz  inwektyw pod adresem sądu i prokuratury. To naruszenie Kodeksu postępowania karnego oraz zasad etyki adwokackiej i wymaga objęcia toczącym się już postępowaniem dyscyplinarnym" - powiedział sędzia Andrzej Kryże. Uważa on, że w tej sytuacji minister sprawiedliwości powinien się domagać wydalenia obu mecenasów z  adwokatury.

W uzasadnieniu postanowienia sąd powołał się na orzeczenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, z których wynika, że to  sąd ma zapewnić skuteczną obronę oskarżonego, który nie ma wpływu na to, kogo ustanowi się obrońcą z urzędu. Do "merytorycznej" obrony Chim sąd zobowiązał trzeciego z ustanowionych jej adwokatów - mec. Czesława Jaworskiego, który przemówienie miał wygłosić 9  marca. Pod koniec rozprawy Chim, która przebywa w areszcie poprosiła jednak, by sąd dał im więcej czasu na przygotowanie obrony, bo może ona korzystać z dokumentów i laptopa tylko w te dni, gdy nie ma procesu.

"To pan się jeszcze nie skontaktował z oskarżoną?" - zdziwił się sędzia. "Do tej pory byłem skoncentrowany na obronie pana Przywieczerskiego" - odparł adwokat. "Ale pan skończył swoje wystąpienie przedwczoraj, dziś przemawiał drugi obrońca" -  powiedział na to sędzia. "Ale dziś była replika prokuratury, do  której się przygotowałem" - nie dawał za wygraną mec. Jaworski. "Przygotowywał się pan do odpowiedzi na replikę nie wiedząc jaka będzie replika?" - zdziwił się sędzia po raz drugi i nakazał to  zaprotokołować. "Mamy nadzieję, że społeczeństwo będzie umiało to  ocenić" - dodał jeszcze Kryże. "Proszę zaprotokołować i te słowa" -  zażądał mec. Jaworski i na tym spór się zakończył. Ostatecznie adwokat dostał czas na przygotowanie obrony do 14 marca.

ss, pap