Co roku piszę na ten temat coraz ostrzejszy felieton, który oczywiście nic nie daje, bo przecież petardy to gigantyczne zyski i nie ma co liczyć, że widok martwych ptaków skłoni sprzedawców i producentów do zrezygnowania z tego dochodowego produktu. Mam gdzieś pourywane ręce i poparzenia tych, którzy uprawiają ten proceder, nie żal mi ich! Żal mi tylko tych ofiar, które nie są niczemu winne poza tym, że miały nieszczęście znaleźć się w pobliżu.
Pierwsze wybuchy. Jak co roku, nic się nie da zrobić, aby petardy zostały zakazane. Znowu pourywamy sobie ręce, potracimy oczy, poparzymy się, pozabijamy ptaki, przyczynimy się do pożarów i innych nieszczęść. W instrukcji obsługi materiałów pirotechnicznych, do których należą petardy czytamy, że osoba je odpalająca musi być trzeźwa. Wymóg ten w sylwestrową noc jest oczywiście zbywany wzruszeniem ramiom. Ha, ha, ha, trzeźwy!
Źródło: Wprost
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.