„Książkary” wygryzły „jesieniary”. Promocja czytelnictwa czy trutka na literaturę?

„Książkary” wygryzły „jesieniary”. Promocja czytelnictwa czy trutka na literaturę?

Zuza, Tola, Małgosia, Daniel, czyli Zaksiążkowane i Literaccy
Zuza, Tola, Małgosia, Daniel, czyli Zaksiążkowane i Literaccy Źródło:Archiwum prywatne
Najkrótsza wersja historii o tym, jak media społecznościowe zmieniają nasz sposób uczestniczenia w kulturze mogłaby brzmieć: bookstagramerzy zwolnili krytyków literackich, krytycy się obrazili, a młodzież zaczęła czytać książki. Ta historia jest jednak nieco bardziej skomplikowana, jeśli więc wolicie krótkie formy pionowych filmików – trigger warning – aby ją rozwinąć potrzebujemy długiej formy linearnej narracji przeplatanej wielogłosowym dialogiem.

Zanim jednak rozwiniemy wątki tej opowieści, zapłaczemy nad upadkiem kultury i zrehabilitujemy nowe (?) technologie, może warto zadać sobie pytanie, które często umyka sprawcom całego zamieszania – twórcom internetowym zajmującym się tematyką książek na Instagramie, YouTubie i TikToku. Mocno skupieni na ilości przyswajanych lektur i tematyce pozycji, po które najchętniej sięgają, influencerzy książkowi nierzadko zdają się zapominać, że być może ważniejsze od tego ile i co czytamy, jest – jak czytamy.

Nade wszystko zaś: co czytanie z nami robi długofalowo, nie tylko w momencie lektury.

Książkary w akcji

Ta dzisiejsza młodzież nic tylko siedzi w tych telefonach i scrolluje tego Instagrama. A co, jeśli treści na tym Instagramie dotyczą książek? LOL. Serio, największe konta bookstagramowe w Polsce gromadzą społeczności złożone z kilkudziesięciu tysięcy followersów. Popularność bookstagramerów i booktokerów można mierzyć długością kolejek, które ustawiają się do nich na targach książek. Niejeden autor z pewnością im zazdrości. Plebiscyt Książka Roku portalu Lubimyczytać.pl, który z każdą kolejną odsłoną wyrasta na ważne wydarzenie rynku wydawniczego, w tym roku wystartował z nową kategorią: Człowiek Książki. Obok krytyków literackich piszących do największych polskich dzienników i tygodników opinii oraz osób związanych z instytucjami kultury, wśród nominowanych znaleźli się influencerzy, i to oni, a konkretnie one: Zuza i Tola z kanału Zaksiążkowane, zdobyły zaszczytne laury, zostawiając profesjonalistów „od kultury” daleko w tyle.

Yotubowy kanał Zaksiążkowanych śledzi ponad 200 tysięcy osób, na  obserwuje je blisko 150 tys. miłośników książek. Książek czy Zuzy i Toli – tu można się pogubić, choć należy przyznać siostrom, że większość publikowanych przez nie treści dotyczy lektur. Dziewczyny z pasją opowiadają o kolejnych przeczytanych pozycjach, rzetelnie analizują wątki i szczerze dzielą się swoimi emocjami.

Opowieści o książkach przeplatane są relacjami z podróży, rodzinnego grania w planszówki i farbowania włosów, ale hej – nikt nie powiedział, że media społecznościowe nakarmią się tylko kontentem kulturalnym. Jeżeli chcesz rosnąć w siłę, deser musi być. A co, gdy słodka przekąska zastępuje „mięso”?

Polski czytelnik jest... kobietą

Rosnąca na naszych oczach popularność hasztagu #bookstagrampl sprawiła, że na Instagramie pojawia się mnóstwo kont, których autorzy ograniczają się do publikowania pięknych kadrów z książką w roli głównej, w treści posta zamieszczając jedynie dwa zdania zaczerpnięte z wydawniczego blurba. Dla dobrego zdjęcia bookstagramerzy (a właściwie – głównie bookstagramerki, nie bez powodu #książkary nie mają męskiego odpowiednika; to nie tylko specyfika social mediów, według badań polski czytelnik jest kobietą) zrobią wiele – zadbają o odpowiednie tło, rekwizyty, kompozycję, oświetlenie, w skrajnych przypadkach posuwają się do niszczenia książek – podarte czy nadpalone kartki potrafią wyglądać naprawdę dobrze na zdjęciu.

Treść posta miewa drugorzędne znaczenie.

– Bookstagram bardzo wyjaskrawia to, że książka jest produktem rynkowym – mówi Katarzyna Witkiewicz, bookstagramerka i autorka podcastu Literatura Przepiękna, doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. – Jeśli spojrzymy na to z tej perspektywy, to najbardziej szkodliwe nie okażą się postawy influencerów, tylko wydawnictw – tych, które stawiają na ilość opinii, a nie na ich jakość. I to jest błędne koło: masowa wysyłka nowości trafia do osób gwarantujących dobre opinie o książkach, te posty są udostępniane przez wydawców, więc obie grupy wspierają się w budowaniu zasięgu. Oczywiście nie ma nic złego ani w wydawaniu nowych książek, ani w ich promowaniu, szkodliwe jest tylko bezkrytyczne pisanie o nich przez osoby bez żadnych kompetencji, w ramach współpracy – nie zawsze jawnej, choć często płatnej.

Regularnie widzę na bookstagramie opinie tak nijakie, że pasowałyby do właściwie każdej książki. Mam nawet u siebie taki post, gdzie wspólnie z obserwatorami zgadywaliśmy o jakiej książce mowa, bo tak to niestety tutaj wygląda: nie trzeba czytać książki, by ją recenzować – mówi.

Korzyści ze współpracy z wydawnictwami mogą mieć formę rozliczenia gotówkowego lub barteru – wysyłka książek w zamian za post. Dlaczego ludzie, którym tak zależy na gromadzeniu książek, mieliby ich nie czytać? Sprawdźmy jak na aukcjach internetowych radzą sobie nowości lub książki wydane przed kilkoma miesiącami. Mniejsze lub większe pieniądze, prestiż, podbicie zasięgów, motywacji do podjęcia współpracy z wydawnictwami jest wiele.

Pytanie – gdzie w tym wszystkim literatura?

Cały artykuł dostępny jest w 41/2023 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.