Sztuczki wolnego rynku

Sztuczki wolnego rynku

Dodano:   /  Zmieniono: 
18 lat po obalenia komunizmu polscy filmowcy wreszcie zauważyli, że kapitalizm nie polega na wyzyskiwaniu innych, lecz na braniu spraw w swoje ręce.
Na pierwszy rzut oka „Sztuczki" to film jak każdy inny w naszym kraju. Jego akcja rozgrywa się w odrapanym małym mieście z krzywymi chodnikami. Wszyscy tam piją i narzekają, że życie nie ma sensu. Na ulicach same gruchoty ściągnięte kilkanaście lat temu z Niemiec. W głównych rolach dzieci z rozbitej rodziny. Już po kilku pierwszych kadrach można się spodziewać kolejnego „Ediego” – filmu  z jabolami i beznadzieją na pierwszym planie.

Jednak reżyser Andrzej Jakimowski ucieka od takiego schematu. Dzięki sprytnemu zabiegowi. Kamerę skupia na Stefku (gra go Damian Ul), 10-letnim chłopcu, który do życia podchodzi z dziecięcą naiwnością. On wierzy, że w życiu wszystko jest możliwe, ale jednocześnie nie czeka z założonymi rękami, aż los przyniesie mu szczęście i bogactwo. Bierze sprawy w swoje ręce. Stara się tak zakląć rzeczywistość, aby potoczyła się ona według jego marzeń. Długo szuka sposobu, który pozwoli mu je zrealizować, ale końcu mu się udaje. Prawdziwy self-made man w amerykańskim stylu – ale pokazany przez Jakimowskiego w bajkowy, magiczny sposób. To połączenie tych dwóch elementów czyni „Sztuczki" filmem wyjątkowym.

„Kapitalizm bardzo mi odpowiada. W jego ramach mogę uzyskać niezależność, która mnie chroni" – mówił Jakimowski w wywiadzie. Sukces jego filmu to świetne uchwycenie specyfiki kapitalizmu i wpasowanie go w realia małomiasteczkowej Polski. W naszej kinematografii to połączenie niezwykle – i ta oryginalność przyniosła Jakimowskiemu mnóstwo laurów. Dobrze, że go doceniono, bo jest szansa, że znajdzie rzeszę naśladowców. Dość już nieustannego kopiowania „Ediego”.
Agaton Koziński

„Sztuczki", reż. Andrzej Jakimowski, Polska, 2007