Alicja w krainie palindromów

Alicja w krainie palindromów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Todd Solondz na nowo definiuje słowo palindrom - to już nie zabawa słowami, ale ludźmi.
"Palindromy" to przykład amerykańskiego kina niezależnego; powstających z dala od Hollywood produkcji, którym patronuje Jim Jarmusch i festiwal Sundance. Reżyser Todd Solondz hołduje takiemu kinu od zawsze - takie były jego wcześniejsze filmy jak "Witajcie w domu lalek", czy "Happiness", które także wzbudzały mnóstwo emocji i wieloznaczych interpretacji.

Właśnie brak jednoznacznej wymowy "Palindromów" jest największa siłą tego filmu. Jego główną bohaterką jest 12-letnia Aviva (jej imię to właśnie tytułowy palindrom) - tyle że w czasie całej projekcji co chwila zmienia się bohaterka wcielającą się w rolę tej dziewczynki. W kulminacyjnym momencie gra ją nawet 44-letnia Jennifer Jason Leigh. Te ciągle przemiany bohaterki przywodzą na myśl "Alicję w krainie czarów". W słynnej książce Lewisa Carrolla tytułowa bohaterka co chwila maleje i rośnie, po drodze spotyka mnóstwo najrozmaitszych dziwaków, którzy ją kształtują, pomagają wybrać właściwą ścieżkę życia. Tak samo jest w "Palindromach" - Aviva szuka swego miejsca na Ziemi, swojej tożsamości, pomysłu na życie. Nie cofa się przed najbardziej ekstremalnymi doświadczeniami jak ucieczka z domu, podróż samochodem z pedofilem, czy ciąża i aborcja.

Film nie ma końca, reżyser nie podaje jedynie słusznej recepty na życie. I chwała mu za to - przyjemnie jest bowiem móc jeszcze obejrzeć w kinach obraz, który skłania do myślenia, który sugeruje pewne rozwiązania, podrzuca tropy, ale finałową zagadkę widz musi ostatecznie rozwiązać sam. Ta wiara w inteligencję i wrażliwość widza to najważniejsza cecha kina niezależnego, jakiemu hołduje Solondz. Żałować tylko pozostaje, że tak rzadko staje on za kamerą - na każdy jego film trzeba czekać trzy lata.