Po incydentach, do których doszło w Warszawie na Marszu Niepodległości, Adrian Zandberg z parii Razem określił osoby odpowiedzialne mianem „brunatnego bydła”. Nie zgodziła się z nim jednak Sylwia Spurek, która stanęła w obronie... bydła.
„A najsmutniejsze, że kiedy to brunatne bydło będzie się za rok szykowało do demolowania stolicy, znów usłyszymy w mediach, że to »patrioci« i »rodziny z dziećmi« – pisał jeden z liderów Razem, odnosząc się m.in. do starć z policją oraz podpalenia przypadkowego mieszkania przez osoby biorące udział w marszu.
Spurek poprawia Zandberga. Staje w obronie bydła
„Drogi Adrianie, a co oni mają wspólnego z bydłem? Przemoc wobec zwierząt, podobnie jak wobec ludzi, zaczyna się od słów. Wiem, że starasz się stać po stronie praw zwierząt, ale taki język nie pomaga... Lewicowość, progresywność zobowiązuje” – zwracała uwagę eurodeputowana.
Żukowska naraża się na odpowiedź Spurek
W twitterową wymianę zdań żartobliwie próbowała włączyć się rzeczniczka SLD, Anna-Maria Żukowska, która znalazła pewien punkt wspólny. „Może to, że chodzą w stadzie?” – zasugerowała. Eurodeputowana Zielonych nie była jednak w nastroju do żartów.
„Raczej nie spodziewam się zrozumienia od partii, którą tworzyli przez lata myśliwi, która stoi za legalizacją uboju rytualnego, która uważa, że nawet o udziale dzieci w polowaniach warto rozmawiać” – odparowała na słowa Żukowskiej Sylwia Spurek.
Spurek broni bydła. „Motyla noga”
Internauci w większości nie docenili zaangażowania polskiej polityk. Znaczna część stwierdziła, że eudoposłance brak wyczucia i po prostu przesadza, czepiając się słownictwa w sytuacji, gdy komuś spalono dom. Inni żartowali, przepraszając za używanie sformułowań takich jak „motyla noga” czy „cholera”. Znaleźli się jednak i tacy komentujący, którzy bronili stanowiska Spurek. Pisali o uprzedmiotowieniu grupy istot.