Prawie czterdzieści lat po tym jak The Beatles dostali zakaz koncertowania w Izraelu, sir Paul McCartney, jeden z dwóch żyjących członków legendarnej grupy, wystąpi w Tel Avivie, mimo gróźb ze strony ekstremistów zarówno palestyńskich, jak i żydowskich, donosi "The Times".
"Od 1965 roku wiele się zmieniło na świecie, jednak jutrzejszy koncert McCartneya jest nie mniej kontrowersyjny niż ten 40 lat temu. Zarówno arabscy jak i żydowscy ekstremiści są wściekli z powodu przyjazdu rockmana do Ziemi Świętej", pisze dziennik.
Radykalny islamski przywódca religijny nazwał McCartney'a "wrogiem każdego muzułmanina" i ostrzegł, że w czasie koncertu może dojść od samobójczego zamachu. Chodzi o to, że koncert eks-beatlesa ma się odbyć z okazji 60. rocznicy powstania państwa Izrael. Z kolei prawicowi aktywiści żydowscy zagrozili, że doprowadzą do zamieszek w czasie trwania występu w proteście przeciwko objawom antysemityzmu w Wielkiej Brytanii.
Piosenkarz nie przejmuje się zamieszaniem, które wywołuje jego przyjazd i ma zamiar wystąpić w Tel Avivie. Do Izrael przyleciał prywatnym samolotem w otoczeniu stu osób, w tym osobistego kucharza.
"Słyszeliśmy tyle wspaniałych rzeczy o Izraelu i Tel Avivie, ale słyszenie o czymś i doświadczenie tego na własnej skórze to dwie zupełnie różne rzeczy", powiedział przed wyjazdem "mamy zamiar świetnie się bawić w Tel Avivie."
Policja zapewnia, że podczas koncertu zastosowane będą zaostrzone środki bezpieczeństwa. Ma na niego przyjść 50 tysięcy widzów mimo wysokich cen biletów. Jak donosi dziennik najtańsze kosztują 77 funtów, najdroższe aż 800. Policja obawia się, że tak ogromny tłum może zachęcić ekstremistów do przeprowadzenia ataków terrorystycznych.
Przy okazji Izrael przeprosił McCartney'a za to, że legendarny zespół nie został wpuszczony do kraju 40 lat temu. Władze uznały wówczas, ze piosenki słynnej czwórki z Liverpoolu mogą zdeprawować izraelską młodzież.
Radykalny islamski przywódca religijny nazwał McCartney'a "wrogiem każdego muzułmanina" i ostrzegł, że w czasie koncertu może dojść od samobójczego zamachu. Chodzi o to, że koncert eks-beatlesa ma się odbyć z okazji 60. rocznicy powstania państwa Izrael. Z kolei prawicowi aktywiści żydowscy zagrozili, że doprowadzą do zamieszek w czasie trwania występu w proteście przeciwko objawom antysemityzmu w Wielkiej Brytanii.
Piosenkarz nie przejmuje się zamieszaniem, które wywołuje jego przyjazd i ma zamiar wystąpić w Tel Avivie. Do Izrael przyleciał prywatnym samolotem w otoczeniu stu osób, w tym osobistego kucharza.
"Słyszeliśmy tyle wspaniałych rzeczy o Izraelu i Tel Avivie, ale słyszenie o czymś i doświadczenie tego na własnej skórze to dwie zupełnie różne rzeczy", powiedział przed wyjazdem "mamy zamiar świetnie się bawić w Tel Avivie."
Policja zapewnia, że podczas koncertu zastosowane będą zaostrzone środki bezpieczeństwa. Ma na niego przyjść 50 tysięcy widzów mimo wysokich cen biletów. Jak donosi dziennik najtańsze kosztują 77 funtów, najdroższe aż 800. Policja obawia się, że tak ogromny tłum może zachęcić ekstremistów do przeprowadzenia ataków terrorystycznych.
Przy okazji Izrael przeprosił McCartney'a za to, że legendarny zespół nie został wpuszczony do kraju 40 lat temu. Władze uznały wówczas, ze piosenki słynnej czwórki z Liverpoolu mogą zdeprawować izraelską młodzież.