Libertas Polska nic nie dostanie od irlandzkiego milionera

Libertas Polska nic nie dostanie od irlandzkiego milionera

Dodano:   /  Zmieniono: 
Libertas Polska otworzy w przyszłym tygodniu biura we wszystkich trzynastu okręgach wyborczych. Ale wbrew oczekiwaniom tych, który liczyli na pieniądze Declana Ganleya, lokale mają być nieduże, a dyżurować będą w nich wolontariusze wywodzący się z szeregów Młodzieży Wszechpolskiej. I ruszają dopiero teraz, bo tak będzie taniej. Irlandzki milioner Declan Ganley nie zamierza bowiem finansować kampanii polskiego oddziału swej partii - pisze "Dziennik"
Dlaczego? Odpowiedzi z Libaertas Polska można usłyszeć różne. Jedni mówią, że chodzi o to, by nie podczepiali się do Libertasu karierowicze liczący jedynie na pieniądze. Inni mówią, że irlandzki milioner nie okazał się być "dobrym wujkiem z Ameryki". "To biznesmen, musi widzieć interes. Powiedział wprost, że jak będzie wyborczy efekt, to będzie kasa, ale nie na odwrót" - mówi osoba związana z Libertas.
W całej Europie partia zbiera pieniądze za pomocą internetu. Ale polscy politycy nie wierzą w skuteczność tego sposobu. Liczą  na bezpośrednie wpłaty od sympatyków, no i samych kandydatów.
Skromna bedzie również sama kampania. Spoty jeśli będą emitowane w telewizji, to w tańszych stacjach i pasmach, np w TVP 3, gdzie jedna emisja 30-sekundowego spotu w najlepszym czasie antenowym to wydatek niespełna 2 tys. zł.

Libertas aktywnie zabiega też o poparcie Kościoła.

Na pomysł powołania paneuropejskiej partii Libertas Ganley wpadł w lipcu 2008 r. Kilka miesięcy później trafił do Polski. I zobaczył skłócone środowiska eurosceptyków. Ostatecznie zdecydował się na sojusz z Romanem Giertychem, gdyż ten deklarował, że kontroluje telewizję publiczną i że ma ludzi, którzy zorganizują kampanię. "No i urzekł Ganleya nienaganną angielszczyzną i manierami arystokraty" – mówi ze śmiechem  gazecie były polityk LPR.