Karadżić chciał mówić

Karadżić chciał mówić

Dodano:   /  Zmieniono: 
Były prezydent Serbów bośniackich stanął przed sądem w Hadze w granatowym garniturze i szarej koszuli. Ostrzyżony, bez wąsów i brody, taki jakim znali go Serbowie z lat 90.
Obawiano się, że jak Slobodan Miloszević na sali trybunału będzie chciał wygłaszać tyrady, grać na uczuciach Serbów, bronić idei "wielkiej Serbii", w imię której wymordował tak wielu ludzi. Możliwe, że jeszcze to zrobi. Podczas pierwszego przesłuchania Karadżić, w przeciwieństwie do wcześniej sądzonych w Hadze, nie podważał jednak jurysdykcji trybunału. Wyraził jedynie oburzenie z powodu przedstawienia mu dotąd zaledwie czterech stron dokumentacji dotyczącej jego sprawy. Sędzia wyjaśnił, że jest to podsumowanie aktu oskarżenia, a reszta dokumentów zostanie mu udostępniona.

Karadzic chciał opowiadać o porozumieniach z Dayton, o umowie z Holbrookiem, o tym dlaczego się wycofał. Choć sędzia nie pozwolił mu na to, twierdząc, że na zeznania będzie jeszcze czas, najważniejsze jest to, że Karadżić chciał mówić.

Serbom potrzebna jest prawda o ich ojczyźnie początku lat 90. Prawda Karadżicia, ale też prawda ofiar. Proces byłego przywódcy bośniackich Serbów jest potrzebny, by zadośćuczynić ofiarom. Ale najbardziej potrzebują go sami Serbowie, ci których jeszcze to obchodzi. Bo większość już dawno chciałaby zapomnieć o nim i jemu podobnych, zwracając się ku znacznie stabilniejszej niż rodzime podwórko i przyjaźniejszej Europie.